Game of Thrones: Kingsroad ma dość klimatu, żeby ożywić moją dawną miłość do Gry o tron, choć to koreańskie pseudo-MMORPG
Ostatnie prawdziwe RPG w świecie Gry o tron wyszło już prawie 13 lat temu (!), więc nie możemy pozwolić sobie na zignorowanie Game of Thrones: Kingsroad. I chociaż jest to quasi-MMORPG z Korei, jego wersja beta pozytywnie mnie zaskoczyła.

Kiedyś, dawno, dawno temu, byłem wielkim fanem Gry o tr... pardon, Pieśni lodu i ognia. Mówię o książkach, nie serialu. Pamiętam, jak długi ogonek ustawił się do czytania Tańca ze smokami po angielsku, gdy jedna z koleżanek przywiozła egzemplarz bodaj z Wysp na konwent Fornost latem 2011 roku, przed premierą polskiego wydania – a ja dołożyłem starań, by zająć miejsce na początku kolejki.
Od tamtych dni minęło jednak prawie półtorej dekady, od tańca rozbolały mnie nogi, smoki mi się znudziły, a wichry zimy coraz bardziej dają w kość. Khe, khe. Już dawno straciłem zainteresowanie tym, czy George R.R. Martin cokolwiek jeszcze pisze, serial też przestałem oglądać jakoś tak w połowie. I w ogóle fantasy troszkę mi zbrzydło.

Grafika jaka jest, każdy widzi. Wyższej jakości po grze mobilno-pecetowej raczej nie można oczekiwać, a w wybranych momentach i tak wygląda wcale nieźle (zwłaszcza w cutscenkach).Game of Thrones: Kingsroad, Warner Bros. Games, 2025.
Jednak stara miłość ponoć nie rdzewieje i tak oto, wiedziony zagadkowym impulsem, zapisałem się na zamknięte beta-testy Game of Thrones: Kingsroad na PC. Wiedziałem, że to gra o mobilno-koreańskim rodowodzie, wiedziałem, że zaczynała jako MMO (ha, tfu!), ale ciekawość zwyciężyła. I wiecie co? Z pomocą studia Netmarble odkryłem, iż jakaś część mnie nadal bardzo chce wiedzieć, jak ta opowieść się zakończy.
Koreańskie, sieciowe i chyba free-to-play...
Czym w ogóle jest Game of Thrones: Kingsroad? Początkowo było przedstawiane jako MMORPG, potem twórcy opuścili człon „MMO” w materiałach prasowych – ale zachowali funkcje sieciowe. Na szczęście nie są one nazbyt inwazyjne. Ot, w dużych miastach, takich jak np. Winterfell, spotkamy innych graczy, z którymi możemy wybrać się na kooperacyjną przygodę PvE, nie brakuje też lokalnego odpowiednika gildii tudzież klanów.

Kreator postaci wydaje się wystarczająco rozbudowany. Co ciekawe, każda płeć ma po dwa głosy do wyboru, które słyszymy bardzo często podczas gry – bohater jest nawet narratorem w cutscenkach.Game of Thrones: Kingsroad, Warner Bros. Games, 2025.
Poza tym jednak w GoT: Kingsroad można grać w pojedynkę. Jeśli coś miałoby mi bardziej przeszkadzać – i istotnie przeszkadza – to liczne naleciałości rodem z mobilnych gier free-to-play (twórcy jeszcze nie potwierdzili modelu biznesowego tej produkcji, ale wiele wskazuje na to, że będzie to właśnie darmówka z mikropłatnościami).
Są obowiązkowe nagrody za codzienne logowanie i za każdą drobną czynność, wyliczane w rozmaitych walutach i zasobach, jest burzący immersję interfejs z toną zbędnych informacji, nie zabrakło sklepiku z paczkami dóbr i kosmetycznymi dodatkami, mamy tu również mnogość niepotrzebnych mechanik, którymi gra ciągle zawraca nam głowę – od paru odmian craftingu, przez rozbudowę własnej wioski, po wysyłanie ludzi na ekspedycje po artefakty. W każdym razie tyle zdążyłem odkryć przez niecałe 10 godzin. Strach pomyśleć, ile jeszcze zarezerwowano na dalsze etapy zabawy.
...i, o dziwo, daje radę!
Jednak nie zdecydowałem się na napisanie tego tekstu po to, by tylko obrzydzać Wam Game of Thrones: Kingsroad. Przeciwnie. Postanowiłem siąść do niego dlatego, że gra okazała się miłą niespodzianką – mimo wszystko. Zdecydowanie przewyższyła oczekiwania, jakie miałem wobec południowokoreańskiego RPG na smartfony osadzonego w posępnym świecie low fantasy.

Do wyboru mamy trzy klasy postaci: najemnika z dwuręcznym toporem, rycerza z długim mieczem i skrytobójcę z dwoma sztyletami. Różnice między nimi nie wydają się bardzo duże.Game of Thrones: Kingsroad, Warner Bros. Games, 2025.
Zacznijmy od tego, że tytuł ten skutecznie ukrywa swoje dalekowschodnie korzenie. Zdradzają je chyba tylko postacie kobiet o gładkich licach i słodkich oczętach, a i to dotyczy jedynie wybranych modeli. Nie spodziewałem się, że Koreańczycy są zdolni do zejścia aż tak nisko na ziemię i zrobienia gry tak wyzutej z efekciarstwa. Zwłaszcza mobilnego quasi-MMO.
Mówiąc wprost: klimat Gry o tron jest dla mnie zupełnie przekonujący w tej produkcji. Przygoda zaczyna się wprawdzie widowiskową sekwencją, w której stawiamy czoła potwornościom za Murem u boku Jona Snowa, kładąc trupem olbrzyma w trakcie ucieczki przed hordą nieumarłych (akcja toczy się między czwartym a piątym sezonem serialu), ale potem raptownie wytraca impet i schodzi na tory właściwe książkom.

Okazje do dokonywania wyborów zdarzają się rzadko i z reguły dotyczą tylko tego, czy przyjmiemy zadanie albo czy stoczymy opcjonalną walkę. Do romansów nie dotarłem, choć w menu jest pozycja „Relationship”.Game of Thrones: Kingsroad, Warner Bros. Games, 2025.
Co kluczowe, nie wcielamy się tu w żadnego wielkiego bohatera. Nasza postać to potomek (lub potomkini) z nieprawego łoża podrzędnego rodu Tyre, którego skromne włości znajdują się na dalekiej północy. Nawet gdy zostajemy mianowani ich dziedzicem (bo prawowici spadkobiercy zginęli podczas Krwawych Godów), nadal jesteśmy de facto nikim wśród możnych Westeros – i spotykane postacie dają nam to dobitnie odczuć na każdym kroku (zwłaszcza sadystyczny Ramsay Bolton, który wita nas w Winterfell...).
Wczuć się w klimat pomaga też ponura atmosfera, wszechobecna przemoc, znakomita muzyka czy liczne cutscenki z dialogami, które zręcznie naśladują serialowo-książkowy styl, nie stroniąc od plugawych przekleństw, jak również kanoniczne postacie wyglądem i głosem przypominające aktorów z produkcji HBO. To wszystko sprawia, że narracja jest dość wciągająca – nawet jeśli fabuła nie grzeszy złożonością intrygi, prowadząc bohatera (lub bohaterkę) coraz dalej na południe, gdzie ten (lub ta) ma po prostu uzyskać pomoc dla zdziesiątkowanej Nocnej Straży, szykującej się do obrony Westeros przed grozą zza Muru.

Gra została przystosowana do sterowania za pomocą pada, ale obsługa niektórych części przeładowanego interfejsu z jego użyciem jest niemożliwa.Game of Thrones: Kingsroad, Warner Bros. Games, 2025.
Z przyziemnością opowieści i wirtualnego świata dobrze koresponduje gameplay, a zwłaszcza system walki. Generalnie jest mało wyszukany – ot, unikamy trafień i łączymy ciosy szybkie z silnymi w proste combosy, które niezależnie od przeciwnika możemy powtarzać do skutku, bez finezji, okazjonalnie urozmaicając sobie klikanie kilkoma specjalnymi atakami. Na szczęście gra raczej nie nadużywa tej mechaniki, oferując sporo aktywności innych niż uśmiercanie bandytów czy dzikich zwierząt (np. tropienie śladów i rozwiązywanie łatwych zagadek środowiskowych).
W każdym razie na pochwałę zasługują animacje walki. Są względnie realistyczne, cechują się ponadprzeciętną brutalnością (potęgowaną przez sugestywne dźwięki) i nie zostały przeszarżowane – w przeciwieństwie chociażby do tych z najnowszego Dragon Age’a. Nawet ruchy gibkiego skrytobójcy walczącego dwoma sztyletami wydają się raczej „normalne”. I chociaż studio Netmarble sięgnęło po niezbyt zaawansowaną technikę motion capture, oglądanie starć okazuje się dość przyjemne.
Miłe złego początki?
Jak wspomniałem, moja przygoda z wersją beta Game of Thrones: Kingsroad trwała niecałe dziesięć godzin. W tym czasie, unikając co bardziej miałkich aktywności pobocznych (czyli zdecydowanej ich większości), zdążyłem przewędrować od Muru do Winterfell. Pierwsza rozmowa z Roose’em Boltonem i kształt mapy świata zdradzają, że w dalszej kolejności przyszłoby mi zwiedzić rozległe tereny na zachód i na wschód od siedziby rodu Starków, zanim mógłbym ruszyć dalej ze swoją misją ku Królewskiej Przystani.
Problem z grą free-to-play (zapewne) polega, niestety, na tym, że fabuła jest w niej jedynie kosmetycznym dodatkiem do całej reszty. Im dalej w las, tym więcej zapychaczy podsuwają nam twórcy, a opowieść wydłuża się w nieskończoność, meandrując w coraz bardziej zbędne wątki. Przedsmak tego mamy już w pierwszych godzinach, gdy obejmujemy we władanie swoje rodowe włości i nagle musimy zająć się serią nużących drobnostek, by odblokować stajnię czy kuźnię.

Postać może swobodnie skakać – twórcy korzystają z tego, rozmieszczając znajdźki w mało oczywistych miejscach.Game of Thrones: Kingsroad, Warner Bros. Games, 2025.
Game of Thrones: Kingsroad nie oferuje regulacji poziomu trudności i chociaż do tej pory radziłem sobie ze wszystkimi przeciwnikami bez większych problemów, jestem przekonany, że prędzej czy później pojawi się obowiązkowy w tego typu grach grind. Że na drodze do zagłębiania się w historię staną mi przeciwnicy o sztucznie podkręconych statystykach i nie obejdzie się bez „farmienia” zasobów, by wykuć sobie lepszy rynsztunek. Może się mylę, ale za dużo widziałem już pozycji tego typu.
Spotkamy się znów w innym życiu
Chętnie wróciłbym kiedyś do Game of Thrones: Kingsroad... gdyby tylko gra została mocno uproszczona. Chciałbym, żeby jacyś zdolni moderzy wzięli ten tytuł w obroty, odcięli od sieciowych usług, a potem cisnęli do kosza te wszystkie mobilkowate, MMO-wate, F2P-owate systemy, które tylko marnują czas gracza. Niech zostawią proste, czysto narracyjne RPG akcji, w którym fabuła gra pierwsze skrzypce (wspierana rozsądną porcją niezobowiązujących aktywności pobocznych) i nie próbuje się jej rozciągać na siłę w imię trzymania gracza przy ekranie jak najdłużej.

Nie zabrakło bardzo prostego systemu skradania się. Do korzystania z niego zachęca to, że przeciwnicy są zwykle ślepi i głusi.Game of Thrones: Kingsroad, Warner Bros. Games, 2025.
Rad byłbym zobaczyć dalszy ciąg tej historii. Ale jeśli mam po drodze rozbudowywać wioskę, „grindować” doświadczenie, zawracać sobie głowę craftingiem, biegać na jakieś wyprawy PvE, logować się bez przerwy po codzienne nagrody i generalnie latać w kółko jak dureń, to jednak dziękuję, postoję. Niemniej życzę twórcom sukcesu – może zainspiruje kogoś innego, żeby zrobił w świecie Pieśni lodu i ognia RPG jak się patrzy, takie jak Gra o tron z 2012 roku.
Was zaś zostawię z następującą konkluzją: warto dać szansę Game of Thrones: Kingsroad, gdy już wyjdzie w pełnej wersji. O ile rzeczywiście okaże się grą free-to-play, tj. nie będzie żądać od Was niczego poza Waszym czasem. Pograjcie chociaż przez godzinkę. Kto wie, możecie wciągniecie się na dłużej – a jeśli tak się stanie, wróćcie, proszę, do mnie z wrażeniami. Mimo wszystko jestem bardzo ciekaw, jak będzie wyglądał dalszy etap tej przygody.