Filmowy Monster Hunter powstaje od 11 lat, a zobaczymy w nim niewiele potworów
Paul W.S. Anderson, reżyser filmowego Monster Huntera, przyznał, że liczba potworów, których mógł użyć w dziele była mocno ograniczona. Zostawia to furtkę na potencjalną drugą część, a ta już ponoć powstaje.
Sporo mieszanych emocji wzbudziły materiały promocyjne filmowego Monster Huntera. Fani gier z tej serii nie są przede wszystkim zadowoleni z pomysłu na fabułę, która łączy charakterystyczny świat fantasy pełen poczwar wszelkiej maści z typową historią o żołnierzach. Reżyser dzieła, Paul W.S. Anderson, zapewnia jednak, że nie zostało ono napisane na kolanie i włożył w nie naprawdę sporo pracy. Mimo to przez pewne odgórne ograniczenia nie mógł pozwolić sobie na uwzględnienie w filmie większej liczby potworów (via Games Radar).
Pracowałem nad Monster Hunterem przez ostatnie 11 lat. […] W grze znajdziecie setki potworów – ja mogłem użyć tylko pięciu czy sześciu z nich. Jest to więc ogromny i dający sporo radości świat, który tak naprawdę dopiero liznęliśmy – Paul W.S. Anderson dla serwisu Total Film Magazine.
Twórca dodał nawet, że w Monster Hunterze należy spodziewać się takiego przywiązania do detali, którego nie widzieliście nawet w Jurassic World. I to wszystko wygląda ładnie chociażby na papierze, ale należy pamiętać, że filmy Andersona rządzą się własnymi, groteskowymi prawami (na przykład seria Resident Evil). Główna gwiazda dzieła, Milla Jovovich, ma równie optymistyczne nastawienie co reżyser. Zdradziła nawet, że ma on w swoich planach sequel, ba, już nad nim pracuje. Kto wie czy nie czeka nas kolejny kinowy tasiemiec osadzony w popularnym uniwersum growym.
Film ma zadebiutować, o dziwo, jeszcze w tym roku kalendarzowym - 30 grudnia. Oprócz Jovovich na ekranie zobaczymy Rona Perlmana, Diego Bonetę, Meagan Good czy Josha Helmana.