Film GTA nie jest wart zachodu, ponieważ gry zarabiają znacznie więcej, twierdzi szef Take-Two
Chociaż wizja aktorskiego filmu opartego na serii Grand Theft Auto brzmi kusząco, nie powinniśmy się nastawiać, że kultowa marka doczeka się debiutu na dużym bądź małym ekranie w najbliższej przyszłości.
Stwierdzić, że w ostatnich latach kino uległo modzie na ekranizację popularnych gier, to jak nie powiedzieć nic. W ciągu roku byliśmy świadkami przeniesienia na ekrany takich marek, jak The Last of Us, Cyberpunk 2077, Super Mario Bros., Gran Turismo czy Twisted Metal. Przyszłość również maluje się w różowych barwach za sprawą adaptacji Fallouta, Horizon Zero Dawn, Ghost of Tsushima, Days Gone oraz The Legend of Zelda.
Osoby, które liczyły, że do wyżej wymienionych tytułów prędzej czy później dołączy Grand Theft Auto, mogą poczuć małe rozczarowanie, ponieważ nie zanosi się, aby hitowa marka Rockstar Games w najbliższych latach miała doczekać się produkcji aktorskiej.
Tak można rozumieć słowa dyrektora generalnego Take-Two (właściciela Rockstar Games), Straussa Zelnicka, który w trakcie ostatniego spotkania z inwestorami wyjaśnił, że firma nie jest zainteresowana pogonią za projektem, który jest obarczony zbyt wielkim ryzykiem. Jego zdaniem nie warto narażać „podstawowej własności intelektualnej” za ułamek tego, co zarabiają gry z serii Grand Theft Auto (via Tweak Town).
I tak, w przypadku sukcesu liczba pod względem korzyści dla naszych wyników finansowych… nie jest zerowa, ale nie ma tak naprawdę istotnego znaczenia dla tego, co tutaj robimy. W przypadku niepowodzenia ryzykujemy naruszenie podstawowej własności intelektualnej – tłumaczył Zelnick.
Trudno nie zgodzić się z dyrektorem Take-Two. Przypomnijmy, że według ostatniego raportu Take-Two, GTA V rozeszło się już w ponad 190 milionów egzemplarzy na całym świecie. Natomiast sprzedaż wszystkich odsłon serii przekroczyła już 410 mln kopii.