EA o grach jako usługach – „nieograniczona" monetyzacja
Blake Jorgensen, dyrektor finansowy Electronic Arts, wypowiedział się na temat mikropłatności w grach. Według niego traktowanie gier jako usług pozwala na czerpanie „nieograniczonych" zysków z wydanych tytułów. Koncern rozważa nawet dodanie podobnych rozwiązań do starszych produkcji, począwszy od Battlefielda 4.
W ostatnim czasie sporo słychać o Electronic Arts, ale niewiele z tych doniesień napawa optymizmem. Solą w oku graczy są przede wszystkim mikrotransakcje, zbyt nachalnie promowane w dwóch ostatnich produkcjach: Need for Speed Payback oraz Star Wars: Battlefront II. Jednak najwyraźniej amerykański koncern nie ma powodów, by przejmować się zbytnio zalewem negatywnych opinii. Takie wnioski nasuwa wypowiedź dyrektora finansowego Blake’a Jorgensena, który w trakcie UBS Global Technology Conference poruszył kwestię monetyzacji swoich produkcji (podajemy za serwisem GameIndustry.biz). Jak stwierdził, usługi związane z grami pozwalają na w praktyce „nieograniczony” przychód, w przeciwieństwie do subskrypcji opartych na stałej opłacie. Jako przykład podał Origin Access oraz EA Access – gracz może wykupić dostęp do nich z myślą o jednym tytule, ale później będzie mógł sprawdzić triale innych produkcji, co zachęci go do zakupu, a być może także do sprawdzenia dodatkowych i – rzecz jasna – również płatnych usług (vide opcje Ultimate Team w seriach FIFA oraz NFL Madden).
Jak poważnie firma traktuje tę kwestię, świadczy wzmianka o możliwości dodania tego typu usług do starszych tytułów. Jorgensen wspomniał o Battlefield 4, który wciąż jest jednym z bardziej popularnych tytułów wydanych przez koncern. W efekcie Electronic Arts coraz mniej polega na nowych markach, skupiając się na podtrzymywaniu zainteresowania istniejącymi tytułami i seriami. Zaraz jednak dodał, że nie oznacza to rezygnacji z nowych projektów. Dowodem ma być zapowiedziane w czerwcu Anthem (które Jorgensen widział niedawno wraz z prezesem firmy Andrew Wilsonem; gra ma wyglądać „ekscytująco”) oraz kolejna produkcja Jade Raymond – autorki serii Assassin’s Creed. Chodzi o tajemniczy tytuł mający przypominać asasyńską serię oraz cykl Grand Theft Auto, o którym usłyszeliśmy pod koniec 2015 roku. Obie gry mają zapełnić lukę w katalogu wydawcy, dotąd nieposiadającego żadnej pozycji z gatunku gier akcji z ogromnym światem, według Jorgensena stanowiących największy segment rynku:
”Akcja to coś, w czym mamy wyraźne braki, dlatego też powstaje Anthem oraz nowy tytuł tworzony przez zespół Jade Raymond w Montrealu. To największy sektor na rynku gier, z którym dotychczas nie mieliśmy zbyt wiele do czynienia, jako że skupialiśmy się na produkcjach sportowych oraz pierwszoosobowych strzelankach. Sądzimy, że to dla nas ogromna szansa”.
Niestety, nie podzielił się wieloma konkretnymi informacjami na temat żadnego z tych tytułów, nie licząc planowanej premiery projektu Raymond (rok fiskalny 2021). Stwierdził też, że pracuje nad nim ponad sto osób, a gra zaoferuje „sporo nowej, interesującej rozgrywki”, jakiej nie mogliśmy zobaczyć w żadnej produkcji.
Pomijając kwestię nowych tytułów, oświadczenie Jorgensena łudząco przypomina niedawną deklarację Take-Two, które również zapowiedziało ukierunkowanie swojej polityki wydawniczej na wielokrotne opłaty w grze. Trudno zresztą się dziwić wydawcom, skoro statystyki nie pozostawiają złudzeń co do lukratywności tego typu działań. Take-Two uzyskało niemal połowę kwartalnych przychodów z mikropłatności, na podobną tendencję wskazują też raporty finansowe Activision oraz Ubisoftu. Samo Electronic Arts oczekuje, że płatności cyfrowe zaczną stanowić ponad 40% przychodów firmy, a oświadczenie Jorgensena de facto potwierdza wcześniejsze pogłoski o wymuszaniu na deweloperach dodawania otwartego świata i trybu sieciowego, ułatwiających implementacje dodatkowych płatności. W tej sytuacji nawet masowa krytyka mikrotransakcji raczej nie zniechęci do nich wydawców.