Dziesiąte urodziny Star Wars: Dark Forces
Określało się ją mianem „pogromcy Dooma”. Była pierwszą strzelaniną z perspektywy pierwszej osoby, która nawiązywała do kultowej trylogii filmowej George’a Lucasa o nazwie „Gwiezdne Wojny”. Gra będąca pierwszą odsłoną serii podobnych produktów, bez której nie wyobrażalibyśmy sobie dzisiaj gatunku FPS. Panie i panowie – oto Dark Forces.
Określało się ją mianem „pogromcy Dooma”. Była pierwszą strzelaniną z perspektywy pierwszej osoby, która nawiązywała do kultowej trylogii filmowej George’a Lucasa o nazwie „Gwiezdne Wojny”. Gra będąca pierwszą odsłoną serii podobnych produktów, bez której nie wyobrażalibyśmy sobie dzisiaj gatunku FPS. Panie i panowie – oto Dark Forces.
Dark Forces na rynku elektronicznej rozrywki zadebiutowała 15 lutego 1995 roku i niemal od razu zyskała uznanie fanów strzelanin. Nie tylko dlatego, że korzystała z dobrodziejstw świata „Star Wars”, ale również z powodu, że była pierwszym, poważnym FPS-em, który zagroził pozycji nieśmiertelnego Dooma. Korzystając z zaprojektowanego od podstaw przez pracowników LucasArts silnika, okazała się niezwykle rozbudowanym produktem, który oprócz porządnej dawki strzelania oferował również liczne zagadki natury logicznej, tak charakterystyczne dla późniejszych odsłon serii.
Głównym bohaterem Dark Forces jest Kyle Katarn, do niedawna żołnierz Imperium, teraz najemnik, przedkładający oferowane wynagrodzenie nad aspekty polityczne. Fabuła jak zwykle rozpoczyna się niewinnie. Katarn, wynajęty przez Sojusz Rebeliantów, udaje się do jednej z baz Imperium, aby wykraść plany stacji bojowej - Gwiazdy Śmierci. W ten sposób, nasz bohater zostaje uwikłany w intrygę, która zahacza o tajny projekt Vadera, o nazwie Dark Trooper. Odkrycie czym, lub kim są Mroczni Piechurzy staje się głównym zadaniem najemnika, a co za tym idzie celem gry.
Choć porównania z kultowym produktem id Software są nieuniknione, działają one na korzyść Dark Forces. Engine pozwalał skakać, schylać się, a także pod niewielkim kątem spoglądać w górę i w dół. Dla potrzeb gry zaaplikowano także możliwość zbierania przedmiotów i wykorzystywania ich w trakcie rozgrywki. Reszta, czyli jatka widziana z perspektywy pierwszej osoby, pozostała ta sama. Program posiada silnie zaakcentowany wątek przygodowy. Każda z czternastu misji składa się z kilku mniejszych, różnorodnych zadań. Czasem będzie to znalezienie niezwykle ważnego przedmiotu lub osoby, innym razem wyłączenie fabryki, czy dostanie się na pokład jakiegoś statku. Wszystkie kolejne etapy połączone są w logiczną całość i wprowadzają w niuanse pogmatwanej fabuły.
Kyle Katarn dysponuje obszernym zestawem broni. Większość z nich to znane z filmowej Trylogii urządzenia, jak np. blastery będące na podstawowym wyposażeniu żołnierzy Imperium, czy granaty termiczne, takie same, którymi Leia straszyła Jabbę w „Powrocie Jedi”. Niektóre narzędzia zagłady potrafią strzelać na dwa sposoby - Dark Forces była bodajże pierwszą grą FPS, która oferowała takie rozwiązanie. Program, jak na klon Dooma, jest stosunkowo trudny. Poziomy, które przyjdzie nam przemierzać są naprawdę ogromnie i nawet z pomocą mapy, można się w nich łatwo pogubić. Często napotkamy też miejsca, w której tradycyjna metoda „czołgu Stalina” nie przynosi pożądanych rezultatów. W takich wypadkach należy ruszyć szare komórki i poszukać alternatywnego rozwiązania problemu. Oprócz broni, amunicji i niezbędnych w tego typu produkcji apteczek, będziesz napotykał także na inne przedmioty. Niektóre z nich uaktywniają się automatycznie, jak np. raki pozwalające chodzić po lodzie, inne z kolei uruchamiamy w zależności od potrzeb, a ich działanie uzależnione jest od ilości energii. Jednym z tego typu przedmiotów jest noktowizor, żeby skutecznie go używać, trzeba będzie rozglądnąć się za walającymi się tu i ówdzie bateriami.
Dark Forces miała też kilka wad, które nie pozwoliły zapisać się jej złotymi zgłoskami w historii komputerowej rozrywki, jak było to w przypadku Dooma. Najbardziej uciążliwy był brak zapisu stanu gry podczas zmagań – program automatycznie uaktualniał naszą pozycję dopiero po zakończeniu misji. Fani „Gwiezdnych Wojen” z rozczarowaniem przyjęli także fakt, że Dark Forces nie zawierał trybu multiplayer oraz najbardziej bajeranckiej broni – miecza świetlnego. Mimo tych niedogodności, koncern LucasArts sprawnie wykorzystał chwytliwy temat. W 1997 roku na rynku pojawił się następca Dark Forces, gra o nazwie Jedi Knight – już w pełni trójwymiarowa. Nowy wiek przyniósł ze sobą dwa kolejne produkty z serii: Jedi Outcast oraz Jedi Academy. Chociaż zdania na temat tej ostatniej gry są podzielone, i tak – moim zdaniem – zasługuje ona na uwagę miłośników „Gwiezdnych Wojen”.
Fanów nowych gier, którym niekoniecznie przypada do gustu grafika w niskiej rozdzielczości, polecam specjalną nakładkę do Jedi Academy, nad którą obecnie pracuje grupa oddanych fanów. Modyfikacja wiernie odtwarza oryginalne plansze z Dark Forces (porównanie przykładowych lokacji na zdjęciach powyżej), ubarwiając je dzisiejszymi fajerwerkami graficznymi. Więcej informacji na temat tego amatorskiego rozszerzenia znajdziecie w tym miejscu.