Dragon Ball na cenzurowanym. Polityk twierdzi, że anime deprawuje dzieci
Jeden z amerykańskich polityków zaatakował Dragon Balla, zarzucając mu deprawację młodych ludzi przy pomocy pornograficznych odniesień.
Mocno zaskakujące oskarżenia wypłynęły z ust Karla Waltera Millera, amerykańskiego konserwatysty kandydującego na stanowisko członka Izby Reprezentantów Florydy. Polityk słynie ze swoich kontrowersyjnych opinii społecznych, ale tym razem celem jego ataku został… Dragon Ball Z. Jedno z najpopularniejszych anime w historii telewizji powiązano z pornografią i ogólną seksualizacją przekazu.
W przestrzeni internetowej ląduje teraz cała masa anime porno.
Dragon Ball Z jest w tym przypadku głównym problemem.
Postacie kreskówkowe ulegają procesowi seksualizacji tak, aby zdeprawowana agenda wpłynęła na nasze dzieci.
Co będzie dalej? Kiedy to się skończy?
Słowa Millera spotkały się z głośnym odzewem internautów, którzy podkreślają, że polityk dotyka obcego mu tematu i wyciąga niepoprawne wnioski. Przede wszystkim użytkownicy Twittera zwrócili uwagę na przesadzone generalizowanie zjawiska. Podkreślili, że kreskówki to nie anime, a także fakt, iż nie każde anime to hentai (forma pornograficzna). Nie da się ukryć, że postawa prawicowca może być mocno obraźliwa dla japońskiej kultury.
Cyberspołeczność zastanawiała się, o co jeszcze mogło chodzić Millerowi. Nie wykluczono możliwości, że ofiarą stały się twory bliźniaczo podobne do Dragon Balla, ale tworzone przez zapalczywych fanów. Taki rodzaj łączenia faktów przez polityka jest również logicznie niepoprawny. Ponadto przy oryginalnej animacji obowiązują ograniczenia wiekowe, które były wyznaczane przez liczne grupy profesjonalistów. Post Millera wydaje się być błędny na wielu różnych płaszczyznach, ale najprawdopodobniej nigdy nie poznamy toku rozumowania tegoż zawodowego amerykańskiego analityka. Niechaj za słowa podsumowania posłuży poniższy mem.