„Geralt stał się częścią mnie”. Rozmawiamy z Dougiem Cockle'em, angielskim głosem Wiedźmina
Spotkaliśmy się wirtualnie z Dougiem Cockle'em, by porozmawiać o tym, jak widzi Geralta jako postać i co znaczy dla niego Wiedźmin jako marka. Aktor zdradził również kulisy pracy z CD Projektem.
POZOSTAŁE TEKSTY O GERALCIE
Wywiad z Dougiem Cockle’em jest częścią większego projektu, w którego ramach możecie przeczytać jeszcze rozmowę z Jackiem Rozenkiem, czyli polskim głosem Geralta, a także tekst zbiorczy, podsumowujący wypowiedzi i role obydwu aktorów. Znajdziecie je pod tymi linkami:
- Wywiad z Jackiem Rozenkiem – polskim głosem Geralta
- Wiedźmin oczami grających go aktorów. Analizujemy Geraltów Jacka Rozenka i Douga Cockle'a
Doug Cockle: Cześć! Witam! [przywitanie po polsku – przyp. red.]. Nazywam się Doug Cockle i jestem osobą stojącą za głosem Geralta z Rivii w angielskiej wersji Wiedźmina autorstwa CD Projektu RED.
Michał Mańka: Świetnie. To było dobre. A więc... jak zaczęła się Twoja przygoda z Geraltem? Pamiętasz okres ubiegania się o rolę, cały ten proces?
Tak, to było... wybacz, ciągle opowiadam tę historię.
Wiem, sorry, musiałem zapytać.
Nie, nie, w porządku. Po prostu nagle uświadomiłem sobie, że znów opowiadam to samo. Jak to zrobić, aby zabrzmieć, jakby to był pierwszy raz? Zresztą to zawsze jest jak pierwszy raz. [śmiech] Było bardzo standardowo, gdy ubiegałem się o rolę w pierwszym Wiedźminie. To miała być kolejna robota, nic nie wiedziałem o tym uniwersum, książki nie były jeszcze przełożone na angielski i nawet sobie nie myślałem, że może istnieć serial telewizyjny – a jak się okazało, takowy faktycznie istniał. W Polsce. Ale nic o tym wszystkim nie wiedziałem.
Tak jak to pamiętam (różni ludzie mają różne wersje tej historii) – był tam Borys z CD Projektu i prowadził wszystkie przesłuchania. Starał się wytłumaczyć mi naturę Geralta z Rivii oraz samego uniwersum. Brzmiało to wszystko bardzo fajnie, a ja uwielbiam fantasy, dorastałem, czytając książki z tego gatunku, oglądając filmy. Było to więc dla mnie coś zrozumiałego, a jednocześnie całkiem nowego. Nie miałem dużo czasu, więc opisał mi tylko, czego szuka, a ja zrobiłem swoje. Tydzień albo dwa później dowiedziałem się, że dostałem angaż. I tak się to wszystko zaczęło. Muszę jednak zaznaczyć, że kiedy to nastąpiło, CD Projekt RED był malutką firmą. Wydaje mi się, że mieli 6 albo 10 pracowników, czy coś koło tego. To była ich pierwsza poważniejsza próba wyprodukowania gry. A wcześniej... zresztą ludzie, którzy ich znają, wszystko to wiedzą.
Pod niektórymi względami była to dla mnie po prostu kolejna praca. Bo dużo pracuję przy grach. Okazało się to ekscytujące, cały ten nowy świat fantasy, ale nie miałem najmniejszego pojęcia, co będzie dalej. Nie miałem pojęcia, że marka stanie się tak ogromna, i to na skalę światową. Że pojawi się serial, a teraz właściwie już dwa – serial Netflixa, Wiedźmin 1, 2 i 3 oraz wszystkie DLC, next-genowe wersje, książki przetłumaczone w końcu na angielski... Wiesz, to była jedna, fajna, mała gra, w tworzeniu której wziąłem udział dawno temu. I stopniowo, przez następne lata, stawała się czymś większym. Bycie częścią Wiedźmina jest niesamowite.
Dość długa odpowiedź na proste pytanie, o to, jak stałem się Geraltem. Chodzi jednak o to pierwsze wrażenie, a to było niczym więcej jak po prostu kolejnym przesłuchaniem. Postarałem się na nim jak najlepiej i przerodziło się to w coś więcej.
Liczyłeś na to, że nie skończy się tylko na jednej grze?
Byłem świadomy, że CD Projekt miał wielkie ambicje co do gier. O tym, że w planach jest już Wiedźmin 2, dowiedziałem się, gdy skończyliśmy nagrania do pierwszego. Znów spotkałem się z Borysem przy okazji poprawek do Wiedźmina 1. Cechuje go wielka pasja, uwielbiam tego faceta, jest fantastyczny. Opowiadał mi o immersji, o tym, co możemy zrobić, żeby gra była bardzo immersyjna. „Spoglądamy już w stronę Wiedźmina 2 i zastanawiamy się, jak to zrobić, żeby było superimmersyjnie, żebyś od razu mógł się wczuć w rozgrywkę i wyobrazić sobie te postacie”. Odpowiedziałem tylko, że brzmi to świetnie.
To ciekawe, bo zawsze zastanawialiśmy się, czy oni od razu wiedzieli, że będzie Wiedźmin 2 i 3 – a teraz zapowiedziane są kolejne trzy części.
Chciałbym być na spotkaniach tego typu z CD Projektem, nawet jako mucha na ścianie. [śmiech] Nie miałem pojęcia, że tak daleko zajdą. To znaczy, mowa o grupie wizjonerów, mieli więc duże ambicje od samego początku, których nie zdradzali publicznie. Najpierw badali grunt, sprawdzali, czy są w stanie to zrobić – okazało się, że tak. Niesamowite w nich jest to, że z każdą nową grą przesuwali granice. Możliwość towarzyszenia im w tej podróży była bardzo ekscytująca.
Jak jako aktor głosowy przygotowujesz się do wcielenia się w taką postać jak Geralt? Miałeś jakieś odniesienie? I przede wszystkim: jak znalazłeś głos dla takiej postaci?
Hm, głos... W grach gram często role wycofanych antybohaterów. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na głos, który nie odbiegał szczególnie od tego z moich dotychczasowych ról. Był jednak inny. Znacznie niższy ton względem tego, do którego byłem przyzwyczajony, i trudno było mi osiągnąć odpowiednią barwę w pierwszym Wiedźminie. Musiałem się naprawdę postarać. Z czasem jednak stał się naturalną częścią mojego głosu. Chodziłem po domu i gadałem do siebie, mówiąc np.: „Cholera, znów muszę umyć naczynia” i mając wręcz wyraz twarzy Geralta w takim momencie. Było to dla mnie bardzo trudne za pierwszym razem.
Motywowali mnie jednak twórcy, powtarzając podczas przesłuchania „niżej, żadnych emocji”. Absolutnie nie chcieli żadnych emocji. Geralt wydawał się pozbawiony emocji podczas wypowiadanych kwestii, zależało mu po prostu na wykonaniu roboty. Ktoś jednak zasugerował, żebym myślał o tej roli jak o Clincie Eastwoodzie w Brudnym Harrym. Słyszysz to, prawda? Pochylę się do mikrofonu i to powiem: „No dalej, gnojku, zrób mi dzień”.
[śmiech] O tak. Dokładnie.
To pomogło mi zrozumieć, o co im chodzi. Natychmiast. Od tego momentu już wiedziałem, czego ode mnie oczekują. Była to więc inspiracja dla głosu Geralta.
Słyszałeś może polskiego Geralta, zanim przystąpiłeś do pracy? Był podawany jako przykład, wzór?
Nie. To dlatego, że nagrywałem jako pierwszy. Jeśli dobrze wszystko pamiętam – a rozmawiałem o tym z kimś z CD Projektu – nie robiłem zwykłego dubbingu Geralta. Nagrywałem jako pierwszy. Ci wszyscy aktorzy innych wersji językowych nie kopiowali mnie, ale dubbingowali. To trudniejsze od tego, co ja robiłem, bo ja grałem Geralta. Dubbing jest trudny, bo trzeba się dopasowywać czasowo do tego, co zrobił pierwszy aktor głosowy. Trzeba naprawdę to umieć. A do tego wszystkiego dochodzi przecież własny wkład aktorski i wszystkie te charakterystyczne rzeczy. Nie miałem więc żadnego odniesienia. Miałem jedynie grafiki koncepcyjne, opis postaci od deweloperów i informacje, co chcieli z nią zrobić. Pracowałem więc zgodnie ze swoimi odczuciami, na podstawie tego, jak sam widzę tego typu postacie.
Pytam dlatego, że gdy rozmawiałem z osobami zaangażowanymi w Cyberpunka 2077, twierdziły one, że nie nagrywały pod istniejące już wersje językowe, tylko całkowicie od zera. Więc nie jest to dubbing, a ich interpretacja. Zastanawiałem się po prostu, czy CP77 był pierwszą grą, przy której CD Projekt zastosował podobną metodę, ale już wyjaśniłeś tę kwestię. Wspominałeś też, że byłeś pierwszy – i to jest super.
To znaczy – tak mi się wydaje. Nie będę przysięgał na Biblię ani nic w tym stylu. Ale w moim rozumieniu to ja nagrywałem pierwszy, a później nagrywane były inne języki, bo chcieli... Ktoś musiał być pierwszy. Mam ogromny szacunek dla aktorów robiących lokalizację – tak się to nazywa. Bo jest to naprawdę bardzo, bardzo trudne. Muszą dopasować się nie tylko do ruchu warg – lub też niekoniecznie – ja zwykle nie mam nagrania wideo, na które mogę spoglądać. Mam kod czasowy. Inżynier dźwiękowy mówi mi np., że następny punkt trwa 3,36 sekundy.
W ostatniej grze, przy której pracowałem – DioField Chronicle – zajmowałem się angielską lokalizacją jako narrator. Oryginalnie powstała w języku japońskim albo koreańskim – jednym z tych dwóch – i czasami to, co miałem powiedzieć po angielsku, było znacznie dłuższe od oryginalnej wersji. I pytałem się: „Jak mam to zmieścić w 3,36 sekundy?!”. W takich chwilach współpracuje się z reżyserem i zmienia niektóre kwestie. To jednak nie wszystko. Poza mieszczeniem się w czasie starasz się też ożywić twoją wersję danej postaci poprzez głos. Więc jest to naprawdę trudne.
To jest dla mnie niesamowite. Zawsze sobie myślałem, że chętnie bym się sprawdził w czymś takim, ale ilekroć słyszę o tym wszystkim, odnoszę wrażenie, że mógłbym się nie nadawać. Idąc dalej, pamiętasz, jak długo trwał proces nagrywania do pierwszej gry i jak to wypadło w porównaniu z następnymi? Jak to się zmieniło? Wiadomo, że „trójka” jest nieporównywalnie większa, ale mam na myśli cały proces nagrywania pod względem czasowym i sam charakter tego procesu.
Przez te lata wiele rzeczy się zmieniło. Pierwszego Wiedźmina nagrywaliśmy około wiosny 2005 roku. Gra nie pojawiła się aż do 2007 roku – tak mi się wydaje. Powiedziałbym, że podstawy całego procesu są takie same – jestem ja w pokoju z mikrofonem i scenariuszem. Zmieniło się jednak to, że scenariusze przestały być na papierze. Pamiętam, że w przypadku Wiedźmina 1 była to po prostu tona excelowych arkuszy i zespół CD Projektu, składający się wtedy z 5 czy 6 osób, który uczestniczył w sesji nagraniowej w celu reżyserowania itp. Nie zauważyłem tego od razu, ale najwidoczniej noc w noc zostawali do bardzo późna i przepisywali kwestie. Drukowane kartki były dosłownie jeszcze gorące... ci goście jakby w ogóle nie spali. A więc pierwszy Wiedźmin powstawał w swoistym szaleństwie, bo jak już mówiłem, był to 2005 rok – od tamtego czasu branża bardzo się zmieniła. W przypadku Wiedźmina 1 – i nie była to wtedy rzadkość, więc to nie tak, że robili coś całkowicie nowego – nagrywaliśmy po 8 godzin dziennie.
Nagrywaliśmy chyba przez 10 dni – mogło to być też 7 albo 8. Było to dawno temu. Pamiętam, że dzień w dzień mieliśmy długie sesje nagraniowe. Robiliśmy sobie godzinne przerwy na lunch, mieliśmy przerwy regularnie. To mimo wszystko i tak bardzo długi czas dla osoby pracującej głosem. Zwłaszcza gdy korzystasz z niego w sposób, do którego nie jesteś przyzwyczajony. Tak jak mówiłem wcześniej – niski ton Geralta zmusił mnie do nadwyrężania strun głosowych. Kończyłem sesje do Wiedźmina 1 i czułem ból gardła. Wracałem do swojego hotelu i piłem dużo miętowej herbaty itp., starając się nie mówić nic do następnej sesji nagraniowej. Bo wiedziałem, że następnego dnia znów czeka mnie 8 godzin pracy. Było to więc naprawdę trudne.
To, co zmieniło się pomiędzy Wiedźminem 1 i 2 – nastąpiła cyfryzacja wszystkiego. Zamiast więc papierowego skryptu miałem przed sobą ekran telewizora. Dzięki temu reżyser mógł przewijać skrypt i ocalić w ten sposób wiele drzew. Ale zmieniło się też postrzeganie aktorów – zostało zrozumiane, że umieszczanie ich w budce na 8 godzin to nic dobrego i szkodzi ich głosom. Wydaje mi się, że przy „dwójce” najdłuższe sesje trwały maksymalnie 6 godzin – trochę ich było, ale najczęściej kończyliśmy po 4 godzinach. Kiedy całość niebezpiecznie zbliżała się do crunchu, sesje trwały po 6 godzin dziennie. Nie trwało to jednak przez 7–10 dni pod rząd, tylko raczej na zasadzie 2 albo 3 dni w tygodniu przez miesiąc. Później nic przez kilka tygodni i znów to samo, co wcześniej, przez kolejny miesiąc. Było to więc trochę rozłożone.
Teraz standardem w branży są maksymalnie 4 godziny pracy dziennie dla aktora głosowego. I to by pasowało, bo ja osobiście po 3,5 godziny zaczynam już to odczuwać. Mógłbym nagrywać spokojnie 4 godziny, ale już zaczynam to czuć. To się więc zmieniło, branża stała się ostrożniejsza względem wysiłku aktora. I też przy okazji ocaliła trochę drzew. Sam proces nagrywania pozostał w dużej mierze taki sam – stoję przed mikrofonem, czytam skrypt i staram się w odgrywaną postać tchnąć tyle życia, ile umiem.
Wspominałeś, że nagrywać głos do Wiedźmina 1 skończyłeś bardzo wcześnie – dwa lata przed premierą. Pamiętasz, jak to wyglądało w przypadku trzeciej części?
Nie pamiętam szczegółów. Wydaje mi się, że zaczęliśmy już nagrywać materiały do DLC – Serca z kamienia – kiedy robiliśmy jeszcze ostatnie poprawki do Wiedźmina 3. Nie jestem pewny tego w stu procentach, ale... to był już późny etap całego procesu. Wiedźmin 3 wyszedł w czerwcu... nie, w maju 2015, więc jeszcze zimą tamtego roku robiłem poprawki. Nie pamiętam dokładnie, ale to mógł być styczeń – coś koło tego – wtedy robiłem jeszcze ostatnie dogrywki moich kwestii.
GOL: To fascynujące, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że Wiedźmin 3 miał pojawić się wcześniej – wydaje mi się, że zimą 2014 albo nawet wcześniej. Jak bardzo cały proces się wydłuża, skoro jeszcze w styczniu robiłeś poprawki. To fascynujące z perspektywy fana, który widzi, jak się to zmienia, jest przekładane – to niesamowite.
To prawda, jest to niesamowite. Kłaniam się z uznaniem CD Projektowi RED, że tak do tego podeszli. Mogli wydać grę w zaplanowanym terminie, z wieloma błędami i różnego typu problemami, albo mogli je naprawić i dopiero wtedy wydać grę – tak dobrą, jak to możliwe. Wiesz, nie jest to łatwe. Pod pewnymi względami prościej byłoby ją wydać i dopiero naprawiać. Ale zdecydowali się tego nie robić i uważam, że to był bardzo dobry wybór. Ludzie zauważają ogrom pracy, jaką wkłada CD Projekt RED we wszystkie swoje gry. Twórcom zależy.
Tak, to prawda. Nawet jeśli niektórzy bardzo narzekają na Cyberpunka...
Wiesz, kilka razy przełożyli jego premierę.
Owszem, to trudna sytuacja i oczywiście jest tu wiele czynników. Ale ja się cieszę – grałem chyba pół roku przed premierą i miałem wrażenie, że to nie jest jeszcze gotowe. Ale tak, zrobili, co w ich mocy, i teraz ta gra jest po prostu świetna. OK, wspominałeś o nagrywaniu DLC w podobnym czasie, więc jak szybko zorientowałeś się, co wydarzy się w ramach fabuły dodatków? Kiedy zacząłeś je nagrywać i kiedy sesje zostały zakończone?
Z nagrywaniem głosów do gier jest tak, że często jako aktorzy nie wiemy prawie nic. Mamy naprawdę malutkie pojęcie o grze. Często dostajemy zarys postaci, daje nam to jakieś wskazówki, koncepcję postaci. Nie wiemy, jaką historię opowiadamy, nie wiemy, dokąd ona zmierza, i nie mamy pojęcia, w którym momencie będzie dany dialog. Przychodzimy i gramy. Deweloperzy słyną natomiast z trzymania wszystkiego w ścisłej tajemnicy. Nie wiedziałem więc nic. Nawet nie wiedziałem, że będą dodatki, dopóki nie zadzwonił mój agent i nie zapytał, czy będę dyspozycyjny na sesje nagraniowe do dodatków do trzeciego Wiedźmina. Odpowiedziałem tylko: „Pewnie! Więcej Wiedźmina, yay!”. Taka była moja reakcja. Nie znałem żadnych fragmentów fabuły, dopóki nie zaczęliśmy nagrywać.
Czy pamiętasz coś, co w tamtym czasie wydawało Ci się wyjątkowe, gdy nie znałeś całego kontekstu? Czy była jakaś kwestia, która zrobiła na Tobie wrażenie i pozostała z Tobą przez dłuższy czas?
Wiesz, samo nagrywanie to po prostu praca. Przyjemna, ale wciąż praca. Jeśli chodzi o nagrywanie kwestii, to żadne z nich się pod tym względem nie wyróżniają jako przyjemniejsze. Kocham pracować przy Wiedźminie – teraz jest on częścią mojej duszy, częścią mnie. Było jedno zdarzenie. To, co czyni nagrywanie przez tyle lat czymś fajnym, to relacje, które nawiązujesz z ludźmi. To było czymś naprawdę przyjemnym w tym wszystkim. Pewnego dnia coś się wydarzyło. Mocno mnie to zaskoczyło, jak bardzo CD Projekt otwarty jest na negocjacje w przypadku niektórych rzeczy.
Udałem się więc na sesję, nie mając pojęcia, co będziemy nagrywać. Pojawiła się Kate Saxon, reżyserka, i powiedziała do mnie: „Doug, pozwól te kilka minut szybciej, chcę, żebyś przejrzał jedną scenę, którą będziemy nagrywać, i powiedz, co o niej myślisz”. Wszedłem więc, przeczytałem i powiedziałem tylko: „Okeeej”. CD Projekt RED od początku chciał, żeby Wiedźmin 3 uderzał, i to mocno. Chciano, żeby gra poruszała problemy prawdziwego świata i nie uciekała od cięższych tematów. Ale to było naprawdę mocne. Powiedziałem do Kate: „Wow, to naprawdę mocne rzeczy”. Nie powiem ci, o jaki fragment chodzi, bo nie uważam, żeby to było w porządku. Myślę, że wspominałem o tym już wcześniej, ale wolałbym nie.
Jasne.
Tak czy siak, była to opowieść, która stała na granicy tematów akceptowalnych. To samo pomyślała Kate i dlatego chciała poznać moje zdanie. Zapytałem więc, czy powinniśmy o tym porozmawiać z CD Projektem. Inżynier dźwiękowy myślał podobnie. Była nas cała trójka i mówiliśmy sobie: „Wow, mamy nagrać coś takiego, chyba nie powinniśmy, nie wydaje nam się, że to powinno być w grze”. Wezwaliśmy więc ich i wydaje mi się, że rozmawialiśmy z Borysem. Przyjrzał się naszym obawom – czy każdy, z kim rozmawialiśmy. Ostatecznie stwierdzili, żebyśmy zajęli się nagraniem innych rzeczy, a z tym jeszcze do nas wrócą. I już nigdy z tym nie wrócili. Wydaje mi się, że sami ostatecznie się temu przyjrzeli i stwierdzili, że faktycznie jest to przesada.
Ale było to dla mnie ciekawe przeżycie, bo coś podobnego nigdy mi się nie przytrafiło. Po prostu nigdy wcześniej nie poczułem, że mam na cokolwiek wpływ – tzn. była nas trójka, nie tylko ja. Ale wiesz, zwykle po prostu nagrywam podsunięte kwestie. Chyba że nie mają sensu, wtedy sugeruję napisanie ich nieco inaczej. Cała ta przygoda zapadła mi w pamięć jako ciekawe wydarzenie. To dobry przykład tego, że czasami i ja wpadam w pułapkę myślenia, iż jestem tylko od nagrywania głosów dla postaci. Ale jesteś częścią czegoś większego – ja dostarczam głos, ale są animatorzy wprawiający postacie w ruch, są artyści kreujący wygląd świata i wielu innych ludzi robiących te gry. I czasami przez to, że siedzisz sam w tej budce, wydaje ci się, że nie współpracujesz z nikim – a jest wręcz przeciwnie. Ten moment pokazał mi, że w tej branży ważna jest współpraca. Jako trójka artystów stwierdziliśmy, że to może być przesada, pogadaliśmy z pisarzami i widocznie uznali, że mogli posunąć się za daleko. Wiesz, to całkiem fajne.
Myślę, że czasami łatwo coś przeoczyć, kiedy piszesz tyle rzeczy. Dobrze mieć nawet nie drugą, ale trzecią i czwartą opinię, która wskazuje, że to, co chciałeś stworzyć, nie jest właściwe. Więc tak, to interesujące. Pamiętam, że rozmawiałem z Kamilem Kulą, który jest polskim V w Cyberpunku, i opowiadał mi o sytuacjach ze swoich sesji nagraniowych. Jest taka scena w zadaniu pobocznym, kiedy skazaniec decyduje się na śmierć poprzez ukrzyżowanie. Jedna scena miała dotyczyć modlitwy skazańca mającego zostać ukrzyżowanym. Były to modlitwy różnych wierzeń, bo można je było wybrać. Było to dla niego coś, co się wyróżniło podczas sesji, bo to bardzo emocjonalna scena, którą zapamiętał na długo.
Wracając – jak zmienił się Twój Geralt na przestrzeni lat? Mówiłeś o jego głosie – to jedno. Był postacią pozbawioną emocji. Ale w kolejnych grach można w nim zauważyć lekką zmianę. Chciałem się dowiedzieć, co o tym myślisz.
Napisałem jeden rozdział w książce, która ma się za jakiś czas pojawić. Kiedy CD Projekt pierwszy raz zapoznał mnie z Geraltem i upierał się przy absolutnym braku emocji, trochę świadomie i podświadomie to odrzucałem. Skoro nie ma żadnych emocji, to na co ja jestem potrzebny? Jestem aktorem, zajmuję się ludzkimi emocjami. Rozumiałem jednak, na czym im zależy. Była to postać, która przez próby traw tak się zmieniła, że pozbawiona była podstawowych emocji. Trochę inaczej o tym myślałem. Wyobrażałem sobie, że Geralt ma dużo głębokich uczuć, ale nie może sobie na nie pozwolić. Bo gdyby pozwolił sobie na kierowanie się w jakimkolwiek momencie swoimi emocjami, umarłby. Jest więc takim stereotypowym przykładem męskiej postaci hamującej swoje emocje. Zakupuje je głęboko w sobie, aż w końcu dostaje od tego raka.
Nigdy więc nie myślałem, że Geralt jest pozbawiony uczuć. Ale nie dyskutowałem z CD Projektem. Był to mój własny sposób na poradzenie sobie z tą rolą. Bo chcesz znać powody, dla których dana postać w określony sposób się zachowuje. Często dane poczynania wynikają właśnie z emocji i pragnień – mogą być też wynikiem nieotrzymania czegoś upragnionego. Wtedy pojawia się zawód, depresja czy cokolwiek. Trochę filozofuję, ale stale lekko kruszyłem emocjonalną barierę Geralta. Częściowo świadomie, czasami nieświadomie. Nie chciałem zmieniać tego, w jaki sposób została napisana ta postać. Chciałem tylko uczynić Geralta możliwie najbardziej wielowymiarowym. A to oznaczało obdarowanie go emocjami tu i ówdzie.
Myślę, że to znów był przejaw tej współpracy, o której wspominałem, ale myślę też, że stało się tak, że i sami autorzy z czasem przychylniej patrzyli na ideę obdarowywania Geralta większą ilością emocji. Chciałbym sobie z nimi pogadać o tym – czy jest w tym jakaś prawda, bo może wszystko zmyślam. Nie mam żadnych dowodów. Sądzę, że wzajemnie się popychaliśmy. Myślę, że widzieli moje występy, jak się zmieniały, i zauważyli, że mogę zabrać Geralta w te miejsca i ujdzie mi to na sucho. Więc stwierdzili, żeby dać mu trochę więcej emocji. Do czasu, jak dotarliśmy do Krwi i wina, miał ich sporo, i to różnych – chociażby w ramach przyjaźni z Regisem czy też w relacjach z otaczającymi go ludźmi. Więc ja nigdy nie myślałem o nim jak o kimś pozbawionym emocji. I myślę, że pisarze dali mu więcej miejsca na to wszystko, aby mógł żyć ze swoimi emocjami.
Myślę, że gry oddają to, co miało miejsce w książkach. Nie wiem, czy pamiętasz, ale była to chyba druga książka z krótkimi opowiadaniami, czyli Miecz przeznaczenia. Jest tam opowieść o Geralcie i Yennefer oraz starym czarodzieju imieniem Istredd. Yennefer zostawiła im czarne, magiczne ptaki, po czym ich opuściła. Dla mnie był to moment, w którym Geralt połączył się ze swoimi emocjami. Jest zły i robi coś nieodpowiedzialnego – coś, czego jako wiedźmin by się nie dopuścił. I jak dla mnie coś podobnego ma miejsce w grach. Zaczyna jako postać faktycznie pozbawiona emocji, ale po wyruszeniu w podróż i tych wszystkich przeżyciach wraca poniekąd do tego, co kiedyś czyniło go Geraltem. Tak ja to widzę.
Jeśli chodzi o książki, to nie przypominam sobie, żeby Sapkowski przedstawiał go jako kogoś bez emocji. Czytałem je już kilka razy i widziałem bardzo duże pokłady emocji w książkowym Geralcie. Ale tak jak mówiłem – one nim nie rządzą. Nie może sobie na to pozwolić. Taka była więc moja interpretacja tej postaci. I nie mogłem przeczytać książek – wydaje mi się, że aż do 2008 albo 2009 roku. Ostatnie życzenie nie pojawiło się w Anglii przed 2007 albo 2008 rokiem, jak mi się zdaje. Więc sam mogłem się za nie zabrać dopiero w 2008 albo w 2009 roku. Nagrałem zatem całego pierwszego Wiedźmina i byłem chyba w połowie drugiego, kiedy w końcu dorwałem pierwszą książkę.
Czy to wpłynęło na Twojego Geralta? Zapoznanie się z książkami w trakcie kreowania jego postaci?
Na pewno pozwoliło mi go lepiej zrozumieć, tak samo jak jego świat i to, jak go widzi. Wydaje mi się, że po zrobieniu pierwszego Wiedźmina już nieźle go rozumiałem, bo ta piątka ludzi z ówczesnego CD Projektu naprawdę dobrze opisywała świat Wiedźmina. Dzielili się też ze mną grafikami koncepcyjnymi itp. Udało im się całkiem dobrze zapoznać mnie z tym uniwersum. Czytanie samych książek było fascynujące. Wszystkie koncepcje, które miałem w głowie, stały się znacznie wyraźniejsze. I kiedy w końcu udało mi się przebrnąć przez wszystkie książki, po prostu zaniemówiłem. Co teraz?! [śmiech]
Tak, sporo się dzieje. Fascynujące jest zapoznanie się z końcem historii Geralta, gdy już po tym powstała kolejna na rzecz gier. Sapkowski oczywiście mówi, że dla niego gry nie są kanoniczne, ale funkcjonują jako kontynuacja tych książek. Więc fajnie musi być posiadać w końcu brakujące części układanki.
To całkiem zabawne, bo serial Netflixa również różni się od książek. Trzy różne media, każde funkcjonujące na własnych zasadach i radzą sobie dobrze, błyszcząc swoimi opowieściami. I o to w tym wszystkim chodzi. Nie będę próbował ułożyć wszystkich wydarzeń po kolei, po prostu nie potrafię. Książki są, jakie są, gry poszły w takim, a nie innym kierunku i to samo dotyczy serialu Netflixa, który uciekł w jeszcze inną stronę. Każde w swojej kategorii świetne, fantastyczne, ale jeśli spróbujesz wszystkie połączyć i to zrozumieć – no nie da się.
Co Twoim zdaniem definiuje głos Geralta? Gdyby ktoś spróbował naśladować Ciebie grającego Geralta – co jest Twoim zdaniem kluczowe?
Gdy ludzie próbują naśladować mój głos Geralta, często opisują go jako niski i chrapliwy. Można to usłyszeć w głosie, który dostarczam. Więc mój głos jest bardzo niski, subtelny, muszę chwycić mikrofon, aby zrobić to prawidłowo. Zatem gdy ludzie próbują mnie naśladować, obniżają tonację i starają się mówić chrapliwie. Chyba sam to robię, ale tak jak mówiłem wcześniej, na początku było to dla mnie bardzo trudne. Nie jestem w stu procentach pewny, co robiłem ze swoimi strunami, żeby wydawać takie dźwięki. Wiem tylko, że bolało. [śmiech] A teraz już nie boli! Tak jakby struny głosowe zostały wyćwiczone niczym mięśnie atlety. Przez tak długi czas wydobywałem z siebie ten głos z trudem, a teraz mogę to po prostu robić, nawet przez cały dzień, jeśli zechcę. Nie wiem, czy to odpowiedź na twoje pytanie.
A jak sam postrzegasz swój głos?
Widzę go jako głos Clinta Eastwooda w roli z Brudnego Harry’ego. W białych, długich włosach i z mieczami na plecach.
Ciekawa wizja. OK. Myślę, że znam odpowiedź na to pytanie, ale i tak muszę je zadać. Czy chciałbyś dalej być tą postacią? Zrobiłeś trzy gry oraz te wszystkie występy cameo w Soulcaliburze, Monster Hunterze i co tam jeszcze było...
Niedawno AFK Arena.
Jest jeszcze Lost Ark, ale nie wiem, czy Geralt ma tam kwestie głosowe. Czy chciałbyś wciąż to robić?
Tak! Chciałbym. Myślę, że jeśli nie zostanę zaproszony do następnych gier w uniwersum Wiedźmina, będę naprawdę bardzo zawiedziony. [śmiech] Uwielbiałem obdarzać Geralta głosem. I tak jak mówiłem, stał się częścią mnie. Lubię też myśleć, że ja jestem jego częścią, przynajmniej gdy grasz w angielską wersję językową. Spotkałem wielu fanów Wiedźmina i mówią często do mnie: „Doug, jesteś fantastyczny”. Uwielbiam niemieckiego Geralta i to, co z tą postacią robi niemiecki aktor. Wielu ludzi uwielbia też polskiego Geralta. Zapoznałem się niedawno z występem Jacka [Rozenka – przyp. red.]. I stwierdziłem – wow, jego wersja jest znacznie bardziej melodyjna! I to ma sens – nie wiem, bo nie mówię po polsku i nie mogę przeczytać polskich wersji książek, ale ktoś opisał je jako wręcz poetyckie.
Chodzi o sposób, w jaki Sapkowski używa słów i wszystko obrazuje. Dało mi to do myślenia, że być może Jacek właśnie w ten sposób na to patrzył – potok słów w książkach. I tu znów wracamy do lokalizacji. W tym języku dana postać z tymi wszystkimi odniesieniami do kultury, bo w każdym języku inaczej rozumie się bohaterską postać, są różne archetypy, które wszyscy znamy. Bo wiesz, japoński Geralt będzie inny niż polski i niemiecki.
Japoński Geralt to coś fascynującego. Jako Polacy mówimy: o mój Boże, Geralt w tej wersji jest samurajem! Tak to widzimy i słyszymy. Taki mamy obraz i jest to szalenie fascynujące. Wydaje mi się też, że niemieccy aktorzy dubbingowi wcielają się ciągle w te same role, co aktor, do którego zostali „przypisani” – jeśli ktoś dubbinguje Keanu Reevesa w Johnie Wicku, to będzie przydzielony również do Matrixa i to samo będzie z Cyberpunkiem. W naszych oczach jest to coś nietypowego. W Polsce ktokolwiek się nadaje do roli, dostaje ją. Nie ma tak, że masz zagwarantowane role na resztę swojego życia.
Nie wiedziałem, że w ten sposób tam działają.
Najwidoczniej właśnie tak, o czym dowiedziałem się jakiś czas temu.
Wydaje mi się, że bardzo mocno bronią swojego przemysłu. Nie wiem o tym za dużo, ale wydaje mi się, że mają niewiele szkół aktorskich, mało lekcji – wydaje mi się, że jest tylko sześć szkół teatralnych w Niemczech? Nie wiem, bredzę, nie wiem, o czym mówię. Mam tam przyjaciela, który wciąż uczy tego fachu. Opisywał mi to i mówił, że w przemyśle rozrywkowym nie lubią obcych. Bardzo bronią swojej branży. Więc nie zdziwiłoby mnie, gdyby się okazało, że ktoś już jest tam Geraltem na całe życie.
Tak, bardzo możliwe. Muszę zapytać o jeszcze jedną rzecz. Potwierdzone zostało, że pierwszy Wiedźmin otrzyma remake. Oczywiście na razie nic nie jest pewne poza tym, że gra powstaje i jest na bardzo wczesnym etapie produkcji. Chciałbym poznać Twoją opinię na temat tego, co potencjalnie mogliby z nim zrobić.
Najpierw muszę powiedzieć coś oczywistego. Uwielbiam użyczać głosu Geraltowi. I bardzo chciałbym móc zrobić to jeszcze raz. I chciałbym być zaangażowany. Praca też się bardzo przyda. Więc więcej pracy jako Geralt byłoby czymś fantastycznym. Byłbym wniebowzięty. Nie mam natomiast pojęcia, co stanie się z tym remakiem. Rozmawiałem o tym z kilkoma osobami i niestety, nie mam pojęcia, co planuje CD Projekt RED.
To ma być studio Fool’s Theory.
O tak, zgadza się. Wszystko, co powiem, to jedynie moje domysły, bo nie wiem nic na temat tej gry. Wydaje mi się, że chcieliby opowiedzieć tę historię jeszcze raz, ze wszystkim, na co nie mogli sobie pozwolić za pierwszym razem. Mogłoby to oznaczać inne zadania poboczne albo lekko zmienioną opowieść. Taki jest zamysł remake’u, czyż nie? Wiedźmin 1 powstał już trochę lat temu. Nagranie nowych dialogów byłoby dobrym, ale też drogim rozwiązaniem. Bo wiesz, trzeba zatrudnić reżyserów, aktorów, to wszystko kosztuje. Więc być może, jeśli będzie to możliwe, zatrzymają oryginalne kwestie dialogowe, by użyć ich ponownie. Któż to wie. Ja osobiście bym chciał, aby stworzyli tę grę jeszcze raz z całkiem nową wizją. I żeby to wymagało odgrywania Geralta przez kolejne pół roku.
Tak, to byłoby super. Następnie pójść za ciosem i to samo zrobić z „dwójką” i „trójką”.
O tak! Czemu nie? Ale wiesz, „dwójka” trzyma się bardzo dobrze, a „trójka” to już klasyka.
Omówiliśmy remake, ale sądzę, że jeśli Geralt miałby powrócić w Wiedźminie 4, to byłbyś zwarty i gotowy.
W mgnieniu oka, absolutnie.
Nie będę więcej napierał. Być może pewne rzeczy są już w toku, pewne jeszcze nie, ale nie możesz o tym mówić.
Nie mogę mówić o czymkolwiek. [śmiech] Chodzi o to, że nieważne, co powiem, ludzie pomyślą, że coś ukrywam. To zabawne, bo mogę powiedzieć, że nic nie wiem. Ale ktoś z widowni będzie się upierał, że coś wiem. [śmiech]
No właśnie. Tak czy siak, to będzie ciekawy kierunek. CD Projekt utrzymuje, że Wiedźmin 3 jest zwieńczeniem opowieści o Geralcie. Ale to nie oznacza, że nie może on powrócić, choćby jako część opowieści o kimś innym. Najpewniej będzie to Ciri.
Nie wiem, czy zrobili to specjalnie, ale gdy Geralt w końcu odnajduje Ciri i ona opowiada mu o wszystkich światach, jakie zwiedziła, jest tam sugestia, że dotyczy to między innymi Cyberpunka. Są lekkie ukłony tu i tam. I wiesz, mnie by się taki pomysł spodobał, gdybym pracował w CD Projekcie, to bym taki pomysł przyklepał: Ciri wędrująca pomiędzy różnymi światami. Miałaby wiele ciekawych przygód.
Zgadzam się absolutnie. Widzę ją jako protagonistkę nowej trylogii. To by pozwoliło powrócić wielu znanym postaciom. Na podstawie naszych wyborów.
No tak, tym bardziej że była przez chwilę grywalną postacią w Wiedźminie 3.
No właśnie. Teraz jest to już pewne. [śmiech]
Mogą nas kompletnie zaskoczyć. Wiedźmin 4 mógłby traktować o szkole rysia.
Albo może mielibyśmy okazję zagrać jako Jaskier. [śmiech] To byłby dziwny sposób na poprowadzenie nowej gry z wiedźminem. Pewnie odpowiadałeś na to pytanie już milion razy, ale polska widownia jest bardzo ciekawa. Triss czy Yennefer? Dla Twojego Geralta.
Dla mojego Geralta... Po pierwsze. Obie są niesamowitymi postaciami kobiecymi. Obie są silne, piękne, inteligentne, obie są fantastyczne. Gdybym był Geraltem i w sytuacji pozwalającej na wybór, wybrałbym pewnie Triss. Ale to ja! Chodziłem już na randki z takimi odpowiednikami Yennefer, bardzo miło wspominam te relacje, może jedną albo kilka, nie pamiętam. Wiesz, o co mi chodzi. Te dwie kobiety są przeciwnościami. Są tak bardzo różne. Yen to niebezpieczny wybór. Gdy pójdziesz z Yen, doświadczysz pasji, takiej mrocznej...
Krótko mówiąc, dostaniesz wypchanego jednorożca.
Tak, otóż to. Ale do Triss ciągnie mnie dlatego, że jest bardziej jak przyjaciółka. Yen to pełna pasji kochanka. Triss jest moim wyborem, bo z nią byłoby wygodnie – w dobrym znaczeniu. Wygodnie nie oznacza, że łatwo. Też ma swoje problemy. A to czyni je obie świetnymi postaciami, bo są w pełni trójwymiarowe. Ale tak, mój wybór to Triss.
OK. Jak podobał Ci się Henry Cavill jako Geralt? Bo on zawsze głośno wyrażał swoją fascynację grami z wiedźminem. Chciałbym usłyszeć Twoją opinię na temat jego pracy.
Uważam, że spisał się fantastycznie! Staram się nie mieć żadnych oczekiwań. Byłem ciekaw, jakie jest jego spojrzenie na tę postać. I go uwielbiam. Spisał się fenomenalnie. Więc tak, daję mu moją pieczęć jakości.
Poproszę Cię teraz o obejrzenie materiału porównawczego dwóch wersji – Twojej i polskiej. Scena przedstawia pierwsze spotkanie Geralta z ludźmi Krwawego Barona. Chciałbym, żebyś powiedział, co myślisz o występie Jacka Rozenka.
Tak jak mówiłem wcześniej, w głosie Jacka jest więcej melodyjności. Ma taki świetny głos. Jest taki wycofany, sposób, w jaki wypowiada kolejne kwestie, daje swojemu Geraltowi więcej... mój jest znacznie bardziej poważny... Geralt Jacka jest... i nie wiem, czy dobrze wyczuwam, bo nie rozumiem polskiego, ale z samego tonu mogę wnioskować, że ma ich totalnie gdzieś. Są tak bardzo pod nim. W jego głosie słychać lekceważenie.
Takie samo wrażenie miałem podczas czytania książek w języku polskim. Bardziej wyuczony niż normalny wiedźmin, bo zawsze chciał imponować. Czuł, że zaczepiający go zbóje są znacznie poniżej jego poziomu. Nie działało to na zasadzie przechwałek w stylu „jestem od was lepszy”, ale bardziej w stylu „w ogóle mnie nie obchodzicie, nie interesuje mnie, co myślicie, bo was tu nie ma”.
Wydaje mi się, że właśnie to słyszę w występie Jacka. Chyba brzmi lepiej ode mnie, nie wiem! To znaczy, zagłosowałbym na siebie.
To filmy, który ktoś udostępnił ponad 7 lat temu i jak widzisz mają już ponad 700 tys. wyświetleń. Jest takich trochę. Ale dobrze słyszeć, że lokalizacja przebiega indywidualnie. Dzięki temu jest dużo więcej głębi, bo masz różne interpretacje tej samej postaci. I fantastycznie jest móc to usłyszeć.
Na tym polega sztuka aktorstwa głosowego. Uważam, że fascynująca jest zmiana, jaką aktorzy muszą przejść, by dostarczyć coś, co będzie dobrze rozumiane w obrębie danej kultury. Dane słowo po polsku może nie mieć swojego bezpośredniego odpowiednika w języku angielskim. W języku angielskim trzeba znaleźć słowo, które będzie odpowiadać temu odniesieniu do nieznanej kultury. Nie władam innymi językami, by podać jakieś przykłady, ale wiesz, co mam na myśli. Absolutnie fascynujące. Sam robiłem kilka lokalizacji i czasami na bieżąco omawiało się to z oryginalnym reżyserem, reżyserem lokalizacji, do tego dochodzi oryginalny tekst, przetłumaczony, jest też tłumacz. I ci wszyscy ludzie drapią się po głowie, mówiąc: to może mieć sens w języku japońskim, ale w angielskim już nie. Jak sprawić, żeby po angielsku również miało sens?
A więc ostatnie pytanie: jakie kwestie najlepiej zapamiętałeś? O wypowiedzenie których proszą Cię fani podczas spotkań? Co zapamiętałeś?
„Wind’s Howling” albo „C’mon Roach” lub jeszcze „Damn, you’re ugly”. Takie rzeczy. To prawda w przypadku wielu gier, nie wszystkich, ale wielu, a na pewno w tym przypadku, jak gadasz z ludźmi w grze i przychodzi czas pożegnań, i jedyne, co możesz powiedzieć to: „See ya”. I każde takie pojedyncze „see ya”, tak mi się wydaje, dosłownie każde musiałem osobno nagrać. Każde z nich jest wyjątkowe. Nie kazali mi nagrać jednego – musiałem nagrać osobno każde kolejne „see ya” widniejące na końcu drzewka dialogowego.