autor: Konrad Hazi
Co dziesiąta osoba w USA używa aplikacji do szpiegowania partnera
Firma NortonLifeLock wraz z pracownią Harris Poll przeprowadziły w Stanach Zjednoczonych badanie dotyczące korzystania z aplikacji zaliczanych do grupy stalkerware. Co dziesiąty respondent przyznał, że zdarzyło mu się instalować na telefonie partnera programy szpiegujące.
Jak mawiają - kontrola to najwyższa forma zaufania. Czy jest tak w rzeczywistości? To już kwestia wysoce dyskusyjna. Wygląda na to, że z takim stwierdzeniem zgadza się co dziesiąty Amerykanin. Tak przynajmniej wynika z ankiety przeprowadzonej przez twórców oprogramowania antywirusowego NortonLifeLock. Dziesięć procent biorących udział w badaniu przyznało, że sekretnie zdarzyło mu się zainstalować na telefonie swojego byłego lub bieżącego partnera aplikacje szpiegowskie – tzw. stalkerware.
Nie budzą podejrzeń
To jednak nie wszystko. Jak wynika z zebranych przez NortonLifeLock danych (we współpracy z Harris Poll), panowie instalują takie oprogramowanie na telefonach swoich partnerek ponad dwa razy częściej niż one. Aplikacje szpiegowskie zwykle ukrywają się pod przykrywką programów antykradzieżowych lub do ochrony dzieci.
Tak jak partnerzy instalujący tego typu „podsłuchy”, tak też same aplikacje nie grają fair. Ich charakter sprawia, że dobrze się ukrywają i działają całkowicie w tle, przez co ofierze trudno się zorientować, że może być w ten czy inny sposób śledzona.
Dobra wiadomość jest jednak taka, że coraz więcej mówi się ostatnio na temat walki z oprogramowaniem stalkerware, a twórcy antywirusów starają się, by ich programy rozpoznawały także ten typ zagrożenia. Jednak samo wykrywanie zagrożeń to za mało, ponieważ o tym, że ktoś nas szpieguje dowiadujemy się zwykle po pewnym czasie. Dlatego też coraz więcej nacisku kładzie się na uświadamianie użytkowników i w tego typu akcje oprócz NortonLifeLock zaangażowane są także Malwarebytes, Kaspersky, Avira oraz G Data, które utworzyły „Koalicję na rzecz przeciwdziałaniu oprogramowaniu stalkerware”.
Walka z wiatrakami?
Sprzedaż programów z tej kategorii budzi sporo wątpliwości natury moralnej, jednak na większości rynków jest w pełni legalna, a osoba instalująca apkę to zwykle bliski ofiary, a nie siedzący na drugim końcu świata cyberprzestępca. Kevin Rundy z NortonLifeLock przyznaje, że partnerzy zaczynają najczęściej szpiegować się w momencie, gdy ich związek zaczyna się rozpadać. Jest to ogólnie rzecz biorąc okres, w którym każda ze stron jest najbardziej narażona na nadużycia.
Przyglądając się programom stalkerware nietrudno zauważyć, że mogą one naruszać przepisy dotyczące zakazu podsłuchów czy śledzenia czyjejś pozycji za pomocą GPS, co na szczęście podlega pod przepisy kodeksu karnego. Problem polega jednak na tym, że prawo często nie nadąża za nowościami i po prostu nie obejmuje ich swoim zasięgiem.
Oznacza to ni mniej ni więcej, że na ten moment możemy skupiać się głównie na wykrywaniu tego typu oprogramowania oraz szerzeniu świadomości, by użytkownicy byli najzwyczajniej w świecie świadomi zagrożenia. Na szczęście nie ma mowy o pełnej bezkarności, ponieważ stalking sam w sobie jest karalny, a dowody zakupu tego typu aplikacji (numery kart, adresy IP) mogą tylko wesprzeć materiał dowodowy, jeśli sprawa znajdzie swój finał w sądzie.
Bez apki też można
Również sklepy z aplikacjami starają się usuwać apki ułatwiające stalking. Niejednokrotnie zdarza się jednak, że wracają one jak bumerang i po kosmetycznych zmianach sprzedawane są ponownie jako oprogramowanie do pilnowania dzieci pozostając przy tym tak samo groźne.
Szpiegowanie partnerów i stalking to zdecydowanie więcej niż tylko oprogramowanie stalkerware. Oprócz tego są to też działania takie jak przeglądanie zawartości telefonów czy bilingów bez zgody partnera. Do pierwszego z grzechów przyznało się 29% respondentów omawianej ankiety, zaś do śledzenia historii połączeń 21%. Oprócz tego 9% badanych tworzyło fikcyjne konta na portalach społecznościowych, celem zaczepienia partnera i sprawdzania reakcji, a 8% do bacznego obserwowania aktywności fizycznej w apkach sportowych.
Co ciekawe, 35% biorących udział w ankiecie (w tym 43% mężczyzn i 27% kobiet) przyznało, że nie sądzili, iż tego typu zachowania są tak szkodliwe, dopóki nie doświadczyli ich na własnej skórze. Cóż, coraz trudniej żyć w elektronicznym świecie i w związku z tym zachęcamy, by zamiast sięgać po wspomniane powyżej aplikacje uruchomić taką, którą posiada w systemie każdy z nas – jako człowiek – i nazywa się ona „rozmowa”.