18 lat temu padłem ofiarą porywacza. Był nim Gothic 3, który wywołał we mnie syndrom sztokholmski
Gothic 3 zabrał mi grubo ponad 100 godzin życia i, częściowo za sprawą kiepskiego komputera, wywołał we mnie coś na kształt syndromu sztokholmskiego. Dziś mój niegdysiejszy „porywacz” wkroczył w dorosłość.
Nie czekam jakoś specjalnie na Gothic Remake – ot, wyjdzie, to wyjdzie – ale 18 lat temu dosłownie z wypiekami na twarzy odliczałem dni do premiery Gothica 3. Nie myślałem o tym wówczas w ten sposób, ale dziś wiem, że była to pierwsza gra, której świadomie oczekiwałem, uważnie śledząc wszelkie plotki i informacje na jej temat. Kto z Was miał okazję – by nie powiedzieć: przyjemność – zadurzyć się w mrocznym klimacie pierwszego i drugiego Gothica przed 2006 rokiem, ten, wielce prawdopodobne, ma podobne wspomnienia.
Gothic 3 ma 18 lat
Takie osoby, niestety, pamiętają pewnie również, w jak miernym stanie zadebiutowała trzecia przygoda Bezimiennego. Mimo że studio Piranha Bytes dwukrotnie ogłaszało, iż produkcja osiągnęła tzw. złoty status – zaraz po pierwszym takim komunikacie, gdy tylko trafiła do tłoczni, okazało się, że zawiera błędy wymagające natychmiastowej poprawy – jej premierowa forma była gorsza niż ta, z którą protagonista zaczyna każdą odsłonę serii. Już pierwsze recenzje, pojawiające się w niemieckiej prasie na 1,5 tygodnia przed debiutem wyczekiwanego RPG, ostrzegały, iż nowy (po)twór „Piranii” jest najeżony błędami i wręcz niegrywalny.
Deweloperzy migusiem wyeliminowali najbardziej rażące problemy, by choć odrobinę uprzyjemnić pierwszy kontakt z grą. Trochę to pomogło, ale niewiele – wystarczy spojrzeć na oceny zagregowane na Metacritic.com, by zauważyć, że im wcześniej dana nota została wystawiona, tym bardzo często jest ona niższa od tych, które opublikowano później. Niemniej nawet na kilka miesięcy po premierze Gothica 3 pojawiały się „czwórki”, „piątki” czy „szóstki”, co, summa summarum, dało grze przeciętny wynik 63/100.
Sęk w tym, że nie do końca wpłynęło to na jej sprzedaż. Niespełna tydzień po premierze wydawca, firma JoWooD, poinformował, iż trzeci Gothic rozchodzi się jak ciepłe bułeczki i trafiwszy do 150 tys. osób, okupuje szczyty list bestsellerów w Niemczech, będąc najbardziej rozchwytywanym produktem rozrywkowym w 2006 roku. Niespełna 5 miesięcy później dostaliśmy zaś komunikat dotyczący pół miliona sprzedanych kopii, co – biorąc pod uwagę względną niszowość gier w tamtym czasie w ogóle oraz niszowość serii Gothic w szczególności – postrzegane było jako bardzo dobry wynik.
Gothic 3 w Polsce
Do Polski Gothic 3 trafił 3 listopada, a więc po kilku pierwszych aktualizacjach od studia Piranha Bytes. Być może byłoby ich więcej, ale w maju 2007 roku gruchnęła wieść o rozstaniu dewelopera z firmą JoWooD. Naprawianie gry powierzone zostało fanom (odpłatnie), dzięki czemu na przestrzeni kolejnych 3 lat doczekaliśmy się szeregu łatek przybliżających produkcję do stanu, w jakim powinna się ukazać. Ostatnia z nich, Community Patch 1.75.14, wyszła w połowie 2010 roku. Choć dziś nikt nie wyobraża sobie bez niej gry w trzeciego Gothica, nie przeszkodziło to mu zdominować gali German Game Developer Awards 2006.
Aktualizacje nie tylko wyeliminowały masę błędów, ale również poprawiły wydajność RPG. Ta ostatnia dała mi się mocno we znaki 18 lat temu, bowiem rozpakowawszy wymarzony prezent imieninowy, nie byłem w stanie – jak to sobie wielokrotnie wyobrażałem – jako Bezimienny z gracją zeskoczyć z pokładu „Esmeraldy”, by wyruszyć na podbój kontynentu, o którym tak wiele się nasłuchałem w „jedynce” i „dwójce”. Mogłem uruchomić Gothica 3, by podziwiać menu główne – ładowanie się nowej gry trwało jednak wieczność (dosłownie, gdyż nigdy się nie kończyło). Winny okazał się oczywiście komputer z 2004 roku – „potężna bestia”, w której trzewiach znajdowały się Athlon XP-M 2400+, GeForce 4 ze 128 MB VRAM i 512 MB RAM. Od dziecka przyzwyczajony do konsol, dopiero wtedy zacząłem przywiązywać uwagę do wymagań sprzętowych gier na PC.
Na szczęście prezent się „doleżał”, choć cierpliwością musiałem się wykazywać przez mniej więcej rok. Latem udało się wymienić kartę graficzną – na Radeona X1800 z 512 MB VRAM – a na jesieni odkupić od kumpla za grosze 384 MB RAM w dwóch kościach. Wciąż nie spełniałem minimalnych wymagań sprzętowych, ale jakimś cudem Gothic 3 zaczął działać. Radość była nieopisana.
Nie chcielibyście jednak grać tak, jak ja wówczas. Wczytywanie się „sejwa” po uruchomieniu gry za każdym razem trwało 20 minut. Szykując się do wieczornej sesji, odpalałem więc „Goticzka”… po czym szedłem pod prysznic. Potem jeszcze herbatka z miodem i imbirem, żeby nie zedrzeć sobie gardła, gdy będę psioczył na fatalny stan techniczny produkcji oraz rzęcha, który ledwo ją „dźwigał”, robiąc przy okazji za niezłą farelkę, chwila sam na sam z muzyką Kaia Rosenkranza rozbrzmiewającą podczas loadingu – i voila, pokaz slajdów rozpoczynał się.
Gothic 3 szybko okazał się pierwszą w serii grą, w której nie szkodowałem mikstur i innych przedmiotów leczniczych. Wolałem bowiem przetrwać walkę w najgorszym możliwym stylu – nierzadko rejterując, by się uzdrowić (drogę ucieczki z jaskiń pod Cape Dun do dziś znam na pamięć) – niż skazywać się na niepotrzebny loading. Wprawdzie kolejne trwały już „tylko” od 5 do 10 minut, ale i tak przyprawiały mnie o zgrzytanie zębów. Pomyśleć, że dziś narzekam, gdy gra ładuje się dłużej niż 20 sekund…
Czego jednak się nie robi, by przejść wymarzony tytuł. Z czasem ta męczarnia stała się normą, a norma codziennym nawykiem. Życie – a wieczorem prysznic, herbata i Gothic 3. Nawet zbyt mocno się nie wkurzyłem, gdy okazało się, że zepsułem sobie „sejwa” – tradycyjnie grałem na jednym – wybijając orków w trzecim z rzędu mieście (w Monterze) i tracąc dostęp do dziesiątek zadań w kilku mieścinach, których dotąd nie odwiedziłem, bo zielonoskórzy zupełnie przestali lubić moją „mor(d)ę”. Ot, zrobiłem sobie tydzień przerwy i zacząłem wszystko od nowa.
Znużenie przyszło dopiero po ukończeniu w całości Myrtany i Nordmaru, gdy miałem wyruszyć do Varantu. Tutaj rozbrat z grą trwał kilka miesięcy, które wystarczyły, bym wyzbył się tego, swego rodzaju, syndromu sztokholmskiego względem Gothica 3. Powrót był bolesny, bardzo. Chciałem jednak dokończyć trylogię – zwłaszcza że dodatek nadchodził wielkimi krokami – więc brnąłem w to dalej. Do mety dotarłem jakoś na początku jesieni 2008 roku, paradoksalnie już na nowym komputerze, na którym trzeci Gothic powinien śmigać. Nie śmigał. Oczywiście działał nieporównywalnie lepiej, a wczytywanie się gry trwało około minuty, ale w dalszym ciągu potrafił ostro „chrupnąć”. Ba, dalej potrafi, nawet na współczesnym sprzęcie.
Poznawanie kultury orków było całkiem fajne, ale twórcy trochę nie wykorzystali jej potencjału.Źródło: THQ Nordic / Steam.
Gothic 3 – czy (było) warto?
Przez to wszystko do dziś nie mam pewności, czy Gothic 3 to dobra produkcja z wieloma problemami, czy dzieło zepsute, ale mające kilka niezłych elementów. Eksploracja – jak to u „Piranii” – i strzelanie z łuku sprawiły mi bowiem masę frajdy. Wędrówkom po ośnieżonych przełęczach Nordmaru towarzyszył klimat nieustępujący temu z Górniczej Doliny Khorinis. Mogłem też poznać dalsze losy postaci, z którymi byłem za pan brat, i wreszcie spotkać króla Rhobara II. Niemniej w zasadzie cała reszta – mierna walka w zwarciu, tona nijakich fetch questów, co najwyżej pretekstowy główny wątek fabularny możliwy do streszczenia w trzech zdaniach, średni system rozwoju postaci, brak poczucia progresu, wołająca o pomstę do nieba wydajność oraz tona błędów (mój „ulubiony” był trwający niemal całą przygodę quest z kielichami dla paladynów, który na samym końcu okazywał się popsuty) – sprawiła, że nigdy na dłużej nie wróciłem do trzeciego Gothica. Próby podejmowałem, owszem, ale żadna nie trwała więcej niż kilka godzin. Dlatego też skłaniam się ku tej drugiej opcji – że to zawsze zła kob… gra była. Ale był moment, w którym naprawdę ją kochałem.
Być może dziś nieco łatwiej jest darzyć miłością owo dzieło studia Piranha Bytes. Mimo swej „zamerykanizowanej”, kolorowej oprawy graficznej – firmie JoWooD marzył się podbój serc graczy za oceanem – i innych wad jest to produkcja najbliższa duchem pierwszym dwóm odsłonom serii, zarówno spośród kolejnych tworów „Piranii” (wyłączając pierwszego Risena), jak i niesławnych następców Gothica 3: dodatku Zmierzch bogów oraz Arcanii. Z perspektywy czasu, grając z patchami i modami, gracze są więc w stanie wiele jej wybaczyć, co całkiem dobrze pokazuje 78-procentowy odsetek pozytywnych recenzji na Steamie (z pozycji „gothicopodobnych” wydanych po „trójce” tylko Risen i, co ciekawe, Risen 2: Mroczne wody mają wyższy, wynoszący odpowiednio 89% i 80%).
Czy Gothic 3 mógł okazać się grą na miarę oczekiwań? Gdyby wydawca nie pospieszał deweloperów, naciskając na możliwie najszybszą premierę (pierwotny plan zakładał, że tytuł pojawi się na rynku w styczniu 2006 roku) – kto wie. Pytanie, czy dodatkowy czas produkcji zostałby wykorzystany na łatanie dziurawej jak sito warstwy technicznej, czy na daleko idące zmiany w fabule i gameplayu. Pierwsza opcja wydaje się znacznie bardziej prawdopodobna, lecz zaowocowałaby co najwyżej gładszym debiutem. Fabularna nijakość zapewne by pozostała, będąc niejako wpisaną w trochę zbyt odważną jak na 2006 rok koncepcję wielkiej gry RPG z otwartym światem, pozbawionej jakichkolwiek ekranów ładownia i powstającej raptem 3,5 roku pod okiem niewielkiego, w gruncie rzeczy mało doświadczonego zespołu.
Wszystko wskazuje na to, że obecny właściciel praw do marki Gothic, firma THQ Nordic, planuje wypuścić konwersję „trójki” na Switcha, PlayStation 4 i Xboxa One. Nie wiem, czy jest to dobry pomysł, ale na pewno lepszy niż stworzenie wiernego remake’u trzeciego Gothica. Oczywiście nie można wykluczyć, iż po ewentualnym sukcesie Gothic Remake studio Alkimia Interactive pokusi się o odświeżenie „dwójki” wraz z Nocą Kruka, a gdyby i to wypaliło, zrobi jakieś podejście do Gothica 3. Mam jednak wrażenie, że byłaby to zupełnie inna gra niż ta z 2006 roku. W sumie jest to dobry powód, by życzyć powodzenia barcelońskim deweloperom. Bo wiecie, gdzieś w skrytości serca wciąż czekam, aż „Esmeralda” przybije do majestatycznego brzegu kontynentu, jakby minione 18 lat nie miało miejsca. Ba, myślę, że nie tylko ja.
- Gothic 3 – recenzja gry
- Gothic 3 – poradnik do gry
- Pokochałem Gothica 3 na nowo. Wszystko dzięki modom