Graliśmy w Anomaly 2 - kontynuację udanej gry tower defence
Pierwsza część Anomaly to oryginalne spojrzenie na gatunek tower defense. Sequel zapowiada się na coś ładniejszego, większego i lepszego pod każdym względem.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Anomaly 2 - kontynuacji Warzone Earth
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Niemal dwa lata temu, zupełnie znikąd, pojawiła się na rynku bardzo sympatyczna i oryginalna gra. Anomaly: Warzone Earth autorstwa chłopaków z 11 bit Studios to ciekawy pomysł na odwrócenie zasad rządzących gatunkiem tower defense. Zamiast budować różnego rodzaju wieżyczki, mające za zadanie powstrzymać napór nieustannie nadciągających wrogich jednostek, gracz przejmował kontrolę nad owymi „wrogimi jednostkami” i musiał lawirować między rozstawionymi przez wredne ufoludy strzelającymi laserami obiektami. Tower defense zamieniło się w tower offense, recenzentom (również i mnie) gra bardzo się spodobała, samym graczom jeszcze bardziej, a wersja mobilna (szczególnie ta na iOS-a) okazała się większym sukcesem niż pecetowy oryginał. Przyszedł zatem czas na drugi cios – Anomaly 2 zostało oficjalnie zapowiedziane, a deweloperzy udostępnili do przetestowania kilka początkowych misji z wciąż tworzonej produkcji. Oto zapiski z placu boju.
Anomaly 2 podąża ścieżką wytyczoną przez poprzednie odsłony cyklu. Każdy etap składa się z mniej lub bardziej skomplikowanej siatki ulic, po której mogą poruszać się nasze oddziały. Wojska jadą automatycznie po ustalonej przez gracza ścieżce, strzelając do wszystkich wrogich obiektów, o ile te znajdą się w zasięgu. Każde skrzyżowanie to szansa zmiany kierunku ruchu (nową trasę można wybrać w dowolnej chwili z poziomu mapy taktycznej), a do gracza należy odpowiednia ocena zagrożenia – jeśli źle zaplanujemy drogę i wpakujemy się w kłopoty, to często pozostaje już tylko wczytanie ostatniego punktu zapisu.
Impuls elektromagnetyczny (EMP) jest bardzo pomocny, bo wyłącza wrogie wieżyczki, ale kryje się tutaj mały haczyk. Jeśli nasze jednostki zaczną strzelać w unieruchomione instalacje, to te natychmiast powrócą do działania. A że nasze wojska strzelają do wszystkiego wokół, zatem trzeba bardzo uważać.
Oprócz tego należy kupować nowe jednostki (czasem startujemy z małym oddziałem, innym razem tworzymy go sami od podstaw), czego również można dokonywać w trakcie misji. Jedyny oddział, który da się kontrolować bezpośrednio, to ubrany w specjalny kombinezon dowódca – facet twardy jak dwutygodniowa grahamka – który nie jest ograniczony do sieci dróg i może biegać po całej mapie, za to nie posiada żadnej broni. W zamian otrzymał jednak dostęp do kilku specjalnych zdolności, które ułatwiają życie jemu oraz jego podkomendnym. Wersja testowa zaoferowała na razie trzy takie umiejętności: obszarowe naprawianie pojazdów oraz również znany z „jedynki” wabik odwracający uwagę wrogich wieżyczek. Nowością jest EMP, które dezaktywuje wrogie instalacje – bez wątpienia pełna edycja gry zapewni więcej atrakcji w tym aspekcie.
Najistotniejszą z punktu widzenia rozgrywki nowością, jaką mogłem przetestować w udostępnionej wersji Anomaly 2, jest możliwość przemienienia każdej jednostki w jej dodatkową wariację (innymi słowy: każdy pojazd w grze to transformers z dwoma trybami działania). Mój dowódca miał okazję pobawić się dwoma ich rodzajami – zwykły kołowy łazik z wielolufowymi karabinami po wciśnięciu magicznego guzika „morph” przeobrażał się w ziejącego ogniem mecha.