autor: Marcin Serkies
Prey 2 - zapowiedź
W drugiej odsłonie cyklu Prey studio Human Head wywróci do góry nogami wszystko to, na co czekali fani "jedynki". Inna gra w innych realiach może jednak być równie dobra, o ile nie lepsza, nawet jeśli nie korzysta z tych samych rozwiązań.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Prey – Bio(System)Shock, czyli eksperyment udany
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Stworzenie pierwszej gry z serii Prey trwało bardzo długo, bo aż jedenaście lat. Nie bez powodu stawiano ją w jednym rzędzie z najnowszymi przygodami Księcia, który rodził się – a w zasadzie nadal rodzi – w ogromnych bólach. Trzeba przyznać, że oczekiwanie opłaciło się. Otrzymaliśmy interesującą strzelaninę, podlaną wieloma oryginalnymi elementami. Portale, wychodzenie z ciała, zabawy grawitacją spotkały się z pozytywnym odbiorem ze strony miłośników elektronicznej rozrywki. Jeśli jednak graliście w pierwowzór lub chociaż czytaliście coś o tym tytule, zapomnijcie o wszystkim, Prey 2 będzie bowiem całkiem inną produkcją, praktycznie pod każdym względem.
Autorzy nie odcięli się oczywiście całkowicie od pierwszej części, nawiązania do pierwowzoru będą, ale tylko fabularne. O ile Tommy, poprzedni bohater, został uprowadzony z knajpki, tak Killiana Samuelsa obcy zgarną w przestworzach, razem z samolotem - scenę tę zresztą widzieliśmy we wprowadzeniu do pierwowzoru. Maszyna trafi do ogromnego statku kosmicznego. Naszemu śmiałkowi, który na pokładzie pełnił funkcję powietrznego szeryfa, udaje się przeżyć porwanie i zachować swoją broń. Od razu zresztą z niej korzysta, rozwalając głowę pierwszego napotkanego obcego. Chwilę później kończy dotychczasowe życie po nokaucie zaserwowanym przez kolegów kosmity.
Kilka lat później nasz protagonista odzyskuje świadomość, już nie na statku kosmicznym, tylko na planecie, gdzieś daleko, daleko od Ziemi. Co działo się w czasie, którego nie pamięta, nie wiadomo, być może wyjaśni się to w trakcie gry. Killian nie załamuje się i niczym John Crichton z Farscape’a, mimo obcości miejsca, w którym się znajduje, rzuca się w wir przygód, a w zasadzie, bierze się do roboty, którą zna najlepiej, czyli zostaje łowcą nagród. Za pieniądze poluje na ludzi, którzy z różnych powodów są potrzebni innym ludziom. W sumie należałoby napisać „istoty”, bo oprócz Samuelsa na planecie Exodus znajdziemy całkiem niezłą mieszankę różnych ras i kultur. Akcja rozgrywa się w ogromnym mieście wizualnie przypominającym nieco Coruscant. Inne oczywiste skojarzenia to na przykład Deus Ex, bo klimat atakujący nas z ekranu jest wybitnie cyberpunkowy.
Jak to w fachu łowcy nagród bywa, przyjdzie nam zdzierać zelówki, ścigając kolejne cele po mieście. Oczywiście na tym nie koniec, całość zostanie ubrana w jakąś większą historię, a poszczególne zadania mają się od siebie różnić, żeby uniknąć monotonii. Przede wszystkim Prey 2 zapowiada się na tytuł z otwartą strukturą fabularną. Nawet jeśli będzie liniowy, to rozgrywka nie ma polegać na wykonywaniu kolejnych zadań w jednym ciągu. Nasz protagonista przemierzy dostępne mu części metropolii dość swobodnie, a używając specjalnego systemu skanowania otoczenia, dowie się, które jego elementy (zazwyczaj istoty) warte są zainteresowania.
Samo eksplorowanie świata wpisuje się w modny ostatnio trend dawania graczowi wielkiej swobody. Tak jak miało to miejsce w Mirror’s Edge czy wydanym niedawno Brinku, dysponować mamy siłą mięśni i wielką zręcznością, która ułatwi nam dostawanie się w interesujące rejony. Tam, gdzie możliwa będzie jakaś akcja – na przykład wspinaczka – gra dyskretnie tę opcję zasugeruje. Jako że biegania za różnymi indywiduami ma być w Preyu 2 całe mnóstwo, można liczyć, że autorzy mocno przyłożą się do tego elementu rozgrywki. Zaowocuje to jednak pewnym minusem – który tak naprawdę wcale nim być nie musi, zależy to bowiem od podejścia gracza – wszelkie inne środki lokomocji, których w futurystycznym mieście nie zabraknie, nie będą dla nas dostępne. Jest to pewne uproszczenie, ale skoro można zrobić grę, w której tylko jeździmy (patrz Driver), to czemu nie zrobić tytułu, w którym tylko chodzimy?