autor: Maciej Jałowiec
Too Human - testujemy przed premierą
Too Human nie trafi raczej na szczyty list bestsellerów. Nie powinien też być mocno wyczekiwaną grą. To, co przyniesie ta produkcja, to kilkanaście lub kilkadziesiąt godzin przyjemnej, nieskrępowanej sieczki.
Przeczytaj recenzję Too Human - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji X360.
Legendarne gry możemy z grubsza podzielić na dwie grupy – te, które po premierze są na tyle dobre, że zapisują się żelazną czcionką w annałach elektronicznej rozrywki oraz takie, które nie są wydawane przez wiele lat i ciągle figurują na liście zatytułowanej „gry w produkcji”. Too Human, które na początku tego stulecia planowano wydać na PlayStation i GameCube’a, nigdy się swojej premiery nie doczekało, a niektórzy stwierdzili nawet, że będzie to konsolowy odpowiednik Duke Nukem Forever. Tak się jednak nie stanie, bowiem zespół Silicon Knights jest już bliski ukończenia swojego pierwszego xboksowego dzieła, którym będzie opisywana gra.
Too Human to tytuł, który łączy szybkie tempo walki z wieloma przeciwnikami naraz, niebanalny system wyprowadzania ciosów i dość rozbudowane – jak na grę akcji – elementy RPG. Wszystko to osadzono w odległej przyszłości. Fabuła gry zaczyna się podczas trwającej od dłuższego czasu wojny między ludźmi a maszynami. Animowany przez nas bohater, bóg Baldur, jest nikim innym, jak potężnym herosem, który wspiera i ochrania ludzkość przed jej ciemiężcami. Jego działalność polega na tym, że przewodzi grupom zwykłych śmiertelników i towarzyszy im w misjach, które bez nadmiernej przesady moglibyśmy określić jako samobójcze.
Według twórców obrońcami ludzkości są nordyccy bogowie (na co zresztą wskazuje samo imię głównego bohatera), zaś ich siedziba góruje nad jednym z miast wzniesionych przez zwykłych mieszkańców naszej planety. Owa siedziba jest także bazą naszego protagonisty, w której możliwe jest między innymi sprzedawanie znalezionych na polu bitwy przedmiotów i dokupywanie nowych elementów wyposażenia.
Gra bardzo przypomina produkcje z gatunku hack’n’slash – mamy tu hordy wrogów, różne klasy postaci, alternatywne ścieżki rozwoju i całą masę rękawic, toporów, mieczy, hełmów i innych przydatnych herosom przedmiotów. Natomiast sama walka mocno kojarzy się z tą znaną choćby z Devil May Cry.
Zabawę rozpoczynamy od wyboru klasy. Tych jest w sumie pięć i różnią się statystykami dotyczącymi korzystania z broni palnej, białej czy wytrzymałości. Każda z nich posiada właściwe dla siebie przywary i może korzystać z broni i pancerzy niedostępnych dla innych klas. Po wykonaniu pierwszego zadania zaczyna się prawdziwa zabawa, bowiem dopiero wtedy trafiamy do naszej kwatery głównej. Tam dokonujemy zasadniczego wyboru, który ma wpływ na całą dalszą rozgrywkę. Stajemy mianowicie przed alternatywą - pomiędzy rozwojem ludzkich zdolności bohatera bądź stopniowym przerabianiem naszego herosa w maszynę. W zależności od tego, na co się zdecydujemy, Baldur nabędzie różne umiejętności, otrzyma dostęp do unikatowych przedmiotów i będzie walczył z przeciwnikami w odmienny sposób. Jak widać, w przeciwieństwie do tytułu gry, wcale nie musimy być „too human”.