autor: Borys Zajączkowski
BattleForge - pierwsze wrażenia - Strona 3
Nietypowa strategia czasu rzeczywistego, przewidziana przede wszystkim do rozgrywek sieciowych, projektowana przez Volkera Werticha – twórcę tak znamienitych tytułów jak: The Settlers czy Spellforce.
Przeczytaj recenzję BattleForge - recenzja gry
Od redakcji: 24 kwietnia w Londynie miało miejsce wydarzenie pt. EA European, czyli prezentacja planu wydawniczego Electronic Arts przygotowanego z myślą o rynku europejskim. Wśród kilku zaprezentowanych tam tytułów, o których powstawaniu wiemy nie od dziś, znalazł się również Battleforge. Nietypowa strategia czasu rzeczywistego, przewidziana przede wszystkim do rozgrywek sieciowych, projektowana przez Volkera Werticha – twórcę tak znamienitych tytułów jak: The Settlers czy Spellforce. Oto, czego dowiedzieliśmy się od niego o Battleforge.
Wiecie, jak się gra w karciankę? To posłuchajcie... Po przeciwnych stronach stolika zasiada dwójka gniewnych, zbrojnych w talie kart. Każdy ma swoją, ułożoną zgodnie z określonymi zasadami, z pewnej liczby (np. 60) kart, wybranych z zapasu kilkuset lub kilku tysięcy, na których zakup poszła fortuna. Jeśli ma to być pierwsza rozgrywka z udziałem danej talii, jeden gracz może zostać totalnie zaskoczony strategią, którą przygotował drugi. Taka jest właśnie idea karcianek – po stuleciach panowania pika, trefla, karo i kiera pojawił się pomysł, by każdy z graczy sam sobie konstruował talię z kart, o których istnieniu jego przeciwnik może nie mieć zielonego pojęcia. Dowie się podczas gry i podczas gry będzie musiał jakoś sobie poradzić. Przygotować się na niespodziewane – w skrócie rzecz ujmując. Każdemu z Was, kto jeszcze takiej zabawy nie zakosztował, szczerze polecam. Tylko dwa wymogi: kilkaset wolnych złotych na start oraz trochę wolnego czasu.
Jest pewna grupa gier, które nie dają się z powodzeniem przenosić na komputery – na przykład należą do nich erpegi, bo żadna maszyna nie da rady wcielić się w pełnego własnych pomysłów Mistrza Gry. Należą do nich również karcianki, gdyż – jak bardzo byśmy się nie zżymali na wyłudzanie kasy – to właśnie idea kolekcjonowania kart leży u ich podstaw. Gdzie tu fun, jeśli za potężnym potworem, którego wykładamy na stół, nie stały miesiące oszczędzania na chipsach lub skomplikowana wymiana na moście? Komputerowa wersja Magic the Gathering bynajmniej karcianego biznesu nie położyła. Mają jednak gry komputerowe bardzo poważny atut, który i w tym przypadku braki potrafi przemienić w wartość. Inną bo inną, ale wartość. Maszyna może bardzo skutecznie schować przed graczem nagrody, które ten otrzyma, gdy spełni pewne warunki. Ba, to właśnie w ten sposób znikają ze świata miliony no-life’ów! I na tym najlepszym z pomysłów studio Phenomic – sławne ze Spellforce’a – oparło grę Battleforge. Niecodzienny miks erteesa oraz karcianki, tworzony przede wszystkim z myślą o jakże modnym ostatnio trybie kooperacji. Co więcej, element kolekcjonowania pozostaje, gdyż sporą część przygotowanych do gry kart (jak nie wszystkie...) będzie można kupić jedynie na drodze mikrotransakcji. Ale bez nerwów, Phenomic wyraźnie pracuje nad wyważeniem tego, co w grze będzie do kupienia, a co będzie można osiągnąć dzięki dobrej strategii.