autor: Maciej Myrcha
Port Royale 2 - przed premierą
Sama otoczka „Port Royale 2” i jej warstwa fabularna nie uległy zmianie względem części pierwszej. Ponownie zostajemy rzuceni w okolice XVII-wiecznych Karaibów. Zwiększeniu uległa ilość opcji oraz oprawia graficzna. Doskonała gra będzie jeszcze lepsza.
Przeczytaj recenzję Port Royale 2 - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Wtręt „historyczny”
Nie wiedzieć czemu, ale mali mężczyźni mają w okresie swojego dzieciństwa „napady” chęci zostania bohaterem znanym z filmów. Nie dziwi więc, iż pod wpływem obejrzenia takich obrazów jak Piraci czy Karmazynowy pirat mały człowiek zamienia domowy stół na okręt i, niewyraźnie wykrzykując obce słowa: „do abordażu”, atakuje pozostałych domowników. Fascynacja ta z wiekiem niestety mija, ale gdzieś tam w podświadomości tli się nadal mała iskierka piractwa. Dzięki twórcom gier komputerowych i ich dziełom można jednak tę iskierkę rozpalić. Do tej pory niepodzielnym władcą gier pirackich byli Pirates! Sida Meiera, ale ich pozycja została zachwiana przez wejście na rynek Port Royale. Przypadł mi w udziale zaszczyt opisania jej kolejnej odsłony, nazwanej po prostu Port Royale 2.
Ach, te Karaiby
Sama otoczka gry i jej warstwa fabularna nie uległy zmianie. Ponownie zostajemy rzuceni w okolice XVII-wiecznych Karaibów. Samą rozgrywkę możemy podzielić na dwa tryby. Scenariusze, których przygotowano 8, pozwalają w szybki sposób zaznajomić się zarówno ze sterowaniem jak i różnymi aspektami rozgrywki, a jednocześnie stanowią doskonały początek dla pirackich żółtodziobów. Drugi tryb to esencja Port Royale 2. Dostajemy do dyspozycji jeden statek i magazyn oraz niewielką ilość złota i zostajemy rzuceni na szerokie wody. To, co ze sobą poczniemy i kim się staniemy – czy przystąpimy do piratów, czy też stworzymy własne imperium handlowo-finansowe, zależy tylko od nas i naszej smykałki do interesów i planowania. Świat, w który wkraczamy w Port Royale 2 jak żywo przypomina poprzednika – 4 nacje: Anglia, Hiszpania, Francja i Holandia oraz ponad 60 miast do handlu lub podboju.
Kupić nie kupić, potargować można
Jeden statek, pusty magazyn i garstka złota to, jak sami przyznacie, niewielki kapitał. Ale oczywiście z naszą głową do interesów jego pomnożenie nie powinno stanowić problemu, przynajmniej tak wydaje się przystępując do gry. A handel na początku naszej przygody opiera się na założeniu „tanio kupić, drogo sprzedać”. Tak więc musimy być zorientowani, które miasto cierpi na brak jakiś surowców, a które ma ich nadmiar. Wtedy tylko szybki kurs od jednego miasta do drugiego i jesteśmy bogatsi o mniej lub bardziej pokaźną ilość pieniędzy. Niestety, jest pewien mały zgrzyt – otóż świat gry jest dynamiczny, tak więc może okazać się, iż w połowie drogi z ładowniami wypełnionymi bawełną, która osiąga niebotyczne ceny w pewnym mieście, nasz konkurent dopłynął do niego pierwszy i zaspokoił potrzeby mieszkańców na ten towar – wówczas z interesu nici. Po pewnym czasie możemy zakupić fabryki wytwarzające konkretne dobra i zgromadzić je w magazynie, gdzie doczekają lepszych dni i koniunktury. Programiści z firmy Ascaron zaoferują nam 19 różnych dóbr, wśród których znajdziemy m.in.: bawełnę, drewno, tytoń czy też ubrania.
Pan na zamku
Oczywiście nie samym handlem żeglarz żyje. Wraz ze wzrostem naszego doświadczenia oraz reputacji, które zdobywamy wykonując misje zlecane przez dyplomatów lub kupców, gubernator danego miasta może zdecydować, iż sprzeda nam jakiś budynek. Jeśli mamy wystarczającą ilość pieniędzy, możemy również wybudować inne budynki, np. młyny, aby polepszyć kondycję ekonomiczną miasta. Mało tego, wykonując pewne misje i zlecenia dla Króla, w nagrodę zostać możemy obdarzeni ziemią, na której stanie nowe miasto. Oczywiście o rozwój tego miasta należy zadbać w odpowiedni sposób, zapewnić mu ochronę oraz rozwój. Wyobraźcie sobie sytuację, w której możecie pokierować swoim imperium finansowym tak dobrze, że w Waszych rękach znajdować będą się akty własności wszystkich karaibskich miast. Kusząca wizja, prawda?