Testujemy grę Armored Warfare - World of Tanks ma poważnego konkurenta - Strona 2
W ciągu ostatniego tygodnia braliśmy udział w alfa testach nadchodzącej gry o czołgach. Armored Warfare, które w tak wielu aspektach przypomina swojego starszego brata, World of Tanks, już dzisiaj wygląda interesująco. Warto czekać!
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
- Pod względem mechaniki walki nie różni się od WoT-a;
- Widzieliśmy trzy rozległe i dopracowane mapy;
- Wiele typów pocisków (do 5 w meczu);
- Rozbudowany system szkolenia załóg i dowódców;
- Dynamiczne i szybkie pojazdy podzielone na pięć kategorii;
- Misje PvE.
World of Tanks jest swoistym Mausem gier o czołgach – to gigant, którego pozycji nikt o zdrowych zmysłach nie kwestionuje. W zeszłym roku Białorusinom z firmy Wargaming pojawił się konkurent w postaci War Thundera – dynamicznie rozwijany moduł bitew naziemnych z udziałem pojazdów pancernych oferuje jednak zupełnie inne doświadczania i bardziej symulacyjny styl rozgrywki. Twórcy Armored Warfare podchodzą do tego inaczej – mamy bowiem otrzymać grę bardzo podobną do World of Tanks pod względem mechaniki rozgrywki i podejścia do tematu, choć różniącą się konkretnymi detalami, z których warto wymienić choćby misje przeciwko sztucznej inteligencji (PvE).
Wygląda na to, że gry o czołgach pozostaną domeną wschodnich producentów i wydawców. World of Tanks to produkcja białoruskiego studia Wargaming, War Thundera stworzyli zaś Rosjanie z Gaijin Entertainment. Armored Warfare jest pod tym względem wyjątkiem... ale tylko niewielkim, bo choć za procesem deweloperskim stoi amerykańskie Obsidian Entertainment, to wydawcą gry jest My.com, wchodzące w skład rosyjskiego giganta Mail.Ru.
W ciągu ostatniego tygodnia braliśmy udział w alfa testach Armored Warfare. Była to już druga możliwość posmakowania tej czołgowej produkcji – tym razem wydawca zaprosił do zabawy kilka tysięcy graczy. Pisząc krótko: choć mieliśmy do czynienia z bardzo wczesną wersją produktu (niedostępna była np. zmora wielu czołgistów, czyli artyleria), to po rozegraniu kilkudziesięciu meczy i spędzeniu ponad 10 godzin na wirtualnych polach bitew możemy wysnuć już pierwsze przypuszczenia na temat Wojny Pancernej.
Wrzucamy pierwszy bieg
Tym, co oczywiście rzuca się w oczy jako pierwsze, jest oprawa graficzna. Wrażenie jakie na mnie wywarła jest zdecydowanie pozytywne – modele pojazdów są bardzo dopracowane, zadbano o wiele detali, np. różne pojemniki czy działające światła. Powiedziałbym, że projekty maszyn stoją na poziomie czołgów w wersji HD z WoT-a, choć nie są zarazem tak szczegółowe jak stalowe bestie, które znamy z War Thundera. W każdym razie przyjemnie się na nie patrzy, zwłaszcza, że tło, na jakim zostały przedstawione nie odstaje pod względem jakości.
Miałem okazję grać na trzech mapach, z których jedna (Cold Strike) zrobiła na mnie szczególnie dobre wrażenie. Pewnie dlatego, że przy jej tworzeniu inspirowano się miejscami, które każdy z nas zna – wschodnioeuropejskimi blokowiskami. Szczególnie cieszył wzrok poziom dopracowania detali – lokacja pełna jest (poprawnie postawionych) znaków drogowych czy porzuconych samochodów. Można nawet dojrzeć firanki w oknach, a na niektórych balkonach choinki (na mapie panuje zima, a jak zima to są i Święta). Miałem wrażenie, że projektując Cold Strike twórcy korzystali po prostu ze zdjęć i skrupulatnie przenosili je do wirtualnego świata.