Zniknięcie gry Metro Exodus ze Steama to dopiero początek
Wyczekiwana trzecia część serii Metro nie trafi do sklepu Steam. Jak to, dlaczego, co się stało? Wydawca gry dogadał się z Epic Games za plecami Gabe’a i wydaje nam się, że to dopiero początek.
Trzy miesiące temu nigdy nie uwierzylibyśmy w to, że na pecetowym rynku może pojawić się ktoś, kto złamie monopol Steama na polu cyfrowej dystrybucji. Kiedy pisaliśmy o tym w grudniu, to nie chcieliście nam wierzyć. Ale sytuacja w branży szybko się zmienia i dziś coraz częściej słychać głosy, że oto na plac boju stawił się poważny konkurent dla platformy Valve. Firma Epic Games rzuciła gigantowi rękawicę i w pierwszej rundzie bije się z nim jak równy z równym, konsekwentnie zadając ciosy w miejsca, które bolą najmocniej. Przyjmowana z uśmiechem wyłączność na „indyki” szanowanych deweloperów (Hades, Super Meat Boy Forever) była jedynie wstępem do prawdziwej rywalizacji o klienta.
Nie minęły jeszcze dwa miesiące od startu „epickiego” sklepu, a już wiadomo, że Steam przez długi czas (lub w ogóle) nie zobaczy na swoich półkach takich pozycji jak The Division 2, The Walking Dead: The Final Season i... Metro Exodus. A to przecież dopiero początek, o czym mówił Siergiej Galionkin, twórca serwisu SteamSpy i zarazem dyrektor odpowiedzialny za przygotowanie strategii wydawniczej Epic Games Store.
Siła Epica tkwi w tym, że zdecydowanie idzie po swoje, nie licząc się przy tym z żadnymi konsekwencjami (i kosztami). O ile przejęcie lepionego w bólach The Walking Dead nie było niczym nadzwyczajnym, tak wczorajsza zagrywka z Metrem w roli głównej to już potężny cios wizerunkowy, wymierzony w Valve Corporation.
Aktualnie trwa szeroko zakrojona akcja hejtowania wydawcy tej gry (firmy Deep Silver, a przy okazji deweloperów z 4A Games, choć akurat oni z tą decyzją mają niewiele wspólnego), zaś istniejąca od 2003 roku platforma Steam uważana jest za ofiarę rynkowych posunięć Epica. Nie da się jednak ukryć, że dogadanie się dwóch podmiotów za plecami pecetowego molocha świadczy o niewielkim wpływie Valve na obecną sytuację. Rozpaczliwy apel ekipy Gabe’a Newella o poszanowanie konsumenta wypada blado, gdy uświadomimy sobie, że kierownictwo Steama nie miało nic do powiedzenia, a jeśli mieli, to nie zrobili wystarczająco wiele, by Metro u siebie zatrzymać.
Czy Epic płaci bazyliony dolarów za kolejne gry na wyłączność? Kwot co prawda nie znamy, ale o kupowaniu tytułów na wyłączność Siergiej Galionkin mówił w grudniu wprost. Inna sprawa, że sklep nie zawsze musi kłaść na stole negocjacyjnym twardą walutę. Nietrudno sobie wyobrazić sytuację, w której Epic po prostu rezygnuje z konkurencyjnego procentu od sprzedaży (na tę chwilę 12%) dla wybranych partnerów, by przez jakiś czas (w przypadku Metra Exodus będzie to rok z okładem, bo Exodus ma wrócić na Steama 14 lutego 2020 roku) mieć grę z górnej półki wyłącznie dla siebie.
Twórców Fortnite’a stać na takie fanaberie i mogą uskuteczniać podobne działania przez wystarczająco długi czas, by przyciągnąć do siebie wielu zainteresowanych. Przypominamy, że w tym momencie Steam pobiera okrągłe 30% od sprzedaży, czyli naprawdę sporo. Jeśli ktoś robi grę na silniku Unreal Engine, to dodatkowe 5% musi zwrócić jeszcze Epicowi za użycie silnika. W przypadku obecności produktu w sklepie autorów Fortnite’a owe 5% mieści się we wspomnianych 12% i nic dopłacać nie trzeba.
DRAMA WARTA DWA DOLCE?
Dokładne wyliczenie, ile faktycznie zarabia się na sprzedaży jednej kopii produktu w elektronicznej dystrybucji, to kwestia bardzo złożona. Załóżmy więc, że wydawca gry nie ponosi żadnych dodatkowych kosztów, nie płaci podatków i faktycznie dostaje do ręki całą kwotę, pomniejszoną jedynie o wysokość haraczu dla internetowego sklepu. Metro Exodus na amerykańskim Steamie kosztowało do wczoraj 60 dolarów, co oznacza, że przy konieczności odliczenia 30% wydawca inkasowałby w idealnym świecie 42 dolary od każdego egzemplarza. Po zmianie partnera cena strzelaniny w Stanach Zjednoczonych spadła jednak do 50 dolarów. Przy założeniu, że Epic Games pobiera 12%, a nie 30% jak Steam, firma Deep Silver wyciągałaby z każdej kopii sprzedanej cyfrowo za Wielką Wodą... 44 dolary.
Dużo większą różnicę widać na przykładzie bogatszych państw Unii Europejskiej, gdzie obniżki nie stwierdzono i za grę płaci(ło) się w obydwu przypadkach 60 euro, a także Polski, gdzie cena oscyluje w okolicach 50 euro – 214,99 zł. Wówczas firma Deep Silver inkasowałaby 42 euro od każdej kopii na Steamie i 53 euro w Epic Store. W naszym kraju byłoby to odpowiednio 151 i 189 złotych.
W redakcji serwisu GRYOnline.pl nie mamy wątpliwości, że przypadek Metra i The Division 2 to jedynie wierzchołek góry lodowej i że rok 2019 w pecetowym graniu będzie stać pod znakiem takich właśnie wiadomości. Epic z pewnością prowadzi już rozmowy biznesowe z kolejnymi partnerami i będzie zgarniać co bardziej łakome kąski dla siebie, sukcesywnie powiększając ofertę o najmocniejsze tytuły, czyli te z górnej półki. Steam – platforma z przylepioną etykietką dostawcy tony śmieci, na co sobie zresztą mocno zapracowała – ma aktualnie ogromny problem i po prostu musi przejść do ofensywy. Czy ten pojedynek oznacza korzyści dla samych graczy? Niekoniecznie. Tutaj nie chodzi o to, czy będziemy kupować gry na PC taniej. Walka toczy się o to, gdzie w ogóle będziemy je kupować.