Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Opinie

Opinie 23 maja 2021, 14:44

Valhalla ma szczęście, że istnieje Cyberpunk 2077, bo nikt jej nie gnębi za błędy

Próbuję „wymaksować" grę Assassin’s Creed: Valhalla i jestem zniesmaczony faktem, że nikt nie poprawił w niej błędów znanych od listopada. Z Cyberpunkiem 2077 jest podobnie, ale dziwnym trafem Ubisoft w ogóle nie dostaje batów za brak reakcji.

Z Valhallą postanowiłem wziąć dłuższy rozbrat kilka dni po premierze, a stały za tym dwa dość istotne powody. Po pierwsze, byłem już nieco zmęczony samą grą, bo musiałem naprawdę mocno przycisnąć, żeby wyrobić się w zakładanym terminie z naszą recenzją. Po drugie i – co tu dużo mówić – ważniejsze, doskwierał mi festiwal mniej lub bardziej irytujących błędów, które w ostatniej odsłonie serii Assassin’s Creed były obecne praktycznie na każdym kroku. Ubisoft nie przyłożył się do aspektów technicznych, więc łudziłem się, że za jakiś czas sytuacja się unormuje i będę mógł kontynuować przygodę, głównie po to, żeby, swoim zwyczajem, wbić „platynę”.

Odwyk po Valhalli trwał w moim przypadku zaskakująco długo. Do powrotu nie zachęciły mnie rzeczne najazdy ani inna darmowa zawartość, którą Ubisoft systematycznie dorzuca do gry. Skusił mnie tak naprawdę pierwszy duży dodatek (nudny, rzekłbym, więc nie zgadzam się z opinią Julii), a że pościłem ponad pół roku, to po jego ukończeniu wziąłem się również za uzupełnianie braków z podstawki, sprowadzających się głównie do czyszczenia terytoriów ze znaczników. Szybko stało się jasne, że nie jest to najlepszy pomysł, bo Assassin’s Creed: Valhalla wciąż jest grą popsutą.

Valhalla po pół roku dalej pozostaje mocno zabugowana. - Valhalla ma szczęście, że istnieje Cyberpunk 2077, bo nikt jej nie gnębi za błędy - dokument - 2021-05-21
Valhalla po pół roku dalej pozostaje mocno zabugowana.

Owszem, morze dotychczasowych poprawek zmieniło to i owo na lepsze, ale Ubisoft nadal nie uporał się z pokaźną liczbą błędów, które zostały zgłoszone do działu pomocy technicznej jeszcze w listopadzie. W rezultacie niektórych wydarzeń w świecie gry nie da się ukończyć normalną drogą, bo po odwiedzeniu znacznika albo nie pojawiają się bohaterowie niezależni, albo nie możemy wejść z nimi w interakcję. Żeby było zabawniej, sposoby na rozwiązanie problemów odkryte przez graczy w listopadzie działają, ze zmiennym skutkiem, do tej pory. Na ogół rzecz sprowadza się do wyjścia z Animusa i ponownego załadowania świata, czasem konieczne jest ponowne uruchomienie całej gry lub po prostu poczekanie na NPC, który przyjdzie – ni stąd, ni zowąd – za piętnaście minut. Jest to mocno irytujące, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że deweloperzy wiedzą o tych problemach od pół roku i nie wzięli się za ich zlikwidowanie.

Bardziej zaskakuje mnie jednak fakt, że Ubisoftowi takie podejście uchodzi na sucho. Nikt nie gnębi Valhalli za błędy, nikt nie krzyczy, że taka postawa twórcom nie przystoi. Mamy tu więc zupełnie odwrotną sytuację niż w przypadku Cyberpunka 2077, który również nie błyszczy w kwestiach technicznych, a jest „dissowany” przez wszystkich na potęgę. Francuzi powinni podziękować Polakom za to, że po premierze Valhalli wnieśli na scenę worek treningowy, dzięki czemu to nie oni muszą zbierać baty w sieci. I nie, nie zgodzę się z podnoszonym czasem argumentem, że nowy „Asasyn” w zestawieniu z Cyberpunkiem 2077 jest wzorem dopracowania. W moim przekonaniu, a na obie gry zmarnowałem prawie 400 godzin swojego życia, poziom spier… jest w gruncie rzeczy ten sam, tylko błędy inne. Rzekłem.

ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA

Ten tekst powstał z myślą o naszym newsletterze. Jeśli Ci się spodobał i chcesz otrzymywać kolejne felietony przed wszystkimi, zapisz się do newslettera.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Jesteś w stanie cieszyć się zabugowaną grą?

Tak, bugi mają mniejsze znaczenie kiedy gra wciąga.
30%
Trawię takie gry, o ile się ciągle nie wywalają.
60%
Nie ma szans żebym zagrał w taką produkcję.
9,9%
Zobacz inne ankiety
Świt Ragnaroku? Raczej zmierzch Assassin's Creed: Valhalla
Świt Ragnaroku? Raczej zmierzch Assassin's Creed: Valhalla

Najbardziej ambitne DLC? Nie, po prostu duże. Krasnoludy w AC: Valhalli – Dawn of Ragnarok miały wydobyć kamień szlachetny z kopalni pomysłów, a wyszło jak zwykle. Assassin’s Creed: Infinity nie ma z takim podejściem większych szans na sukces.

Gniew Druidów to takie lepsze AC Valhalla. Lepsze, bo ma koniec
Gniew Druidów to takie lepsze AC Valhalla. Lepsze, bo ma koniec

Zwykle cieszymy się, kiedy dodatek do gry to więcej tego samego. Gniew Druidów, rozszerzający Assassin’s Creed: Valhalla to mniej tego samego i właśnie dlatego dobrze się tu bawiłam.

Maksuję Valhallę i coraz częściej łapię się na tym, że ta gra jest po prostu za duża
Maksuję Valhallę i coraz częściej łapię się na tym, że ta gra jest po prostu za duża

Assassin’s Creed: Valhallę skończyłem już dawno, ale przygody z grą nie, bo uznam ją za zaliczoną dopiero, gdy wbiję platynę. Im dłużej jednak wędruję po Anglii, tym częściej dochodzę do wniosku, że Ubisoft przegiął z zawartością.