To ich wina!. Twórca No Man’s Sky przerywa milczenie... A to źle
Spis treści
To ich wina!
I tu historia mogłaby się zakończyć, będąc interesującą anegdotką o lekcji pokory dla twórcy gier, który zrozumiał, że czyny są ważniejsze od najpiękniejszych słów. Mogłaby, gdyby Sean Murray, najwidoczniej ośmielony ociepleniem wokół No Man’s Sky, nie zaczął znowu udzielać wywiadów. I niestety, czytając je, mam wrażenie, że deweloper ponownie wpada w spiralę nadmiernej ekscytacji i obietnic.
W wywiadach udzielonych serwisom The Guardian oraz Eurogamer założyciel Hello Games powtarza jak mantrę, że dostał nauczkę i nie będzie już więcej obiecywał rzeczy, co do implementacji których w grze nie ma stuprocentowej pewności. Jednocześnie jednak Sean znów łatwo daje się porwać entuzjazmowi. We wspomnianych publikacjach zaczyna na przykład opowiadać o tym, jak to fajnie byłoby dodać do gry farmy zwierząt, by nagle ugryźć się w język i podkreślić, że nie jest to żadna zapowiedź, że tak tylko rzucił pomysłem. Złe nawyki, które dwa lata temu doprowadziły do gigantycznych problemów, ewidentnie nie zostały jeszcze całkiem wyplenione.
Niespecjalnie widać również w tych wywiadach pokorę. Choć Murray wspomina o popełnionych błędach w komunikacji (ani razu nie przyznając się przy tym wprost, że kłamał), odnoszę wrażenie, jakby winę za nadmierny hype wokół gry próbował zrzucić przede wszystkim na graczy, którzy mieli nie zrozumieć, czym ma być jego dzieło.
W chwili debiutu No Man’s Sky było tym, czym chcieliśmy, by było od początku.
Sean Murray
Twierdzi na przykład, że No Man’s Sky tak naprawdę już w dniu premiery było tym, czym miało być, że po prostu minęło się z nierealistycznymi oczekiwaniami. Powołuje się na opinię garstki osób, którym tytuł przypadł do gustu, i podkreśla, że wycinanie pewnych elementów gry w fazie produkcji to normalka. Niestety, miałem nieprzyjemność śledzić rozwój tego tytułu od samego początku i choćby ze względu na katastrofalny stan techniczny wersji 1.0 uważam, że nazywanie jej udaną po prostu nie przystoi. Nie w momencie, gdy raz za razem byłem zmuszany odłączać całą konsolę od prądu, bo gra zwieszała się tak bardzo, że nawet tradycyjny wyłącznik przestawał reagować.
Kiepskie drugie wrażenie
Wywiady z Seanem Murrayem psują, niestety, pozytywną atmosferę wokół gry, jaką twórcy No Man’s Sky udało się z trudem przywrócić dzięki ostatnim dwóm latom ciężkiej pracy. Choć twierdzi on, że wyciągnął naukę z popełnionych błędów, mam wrażenie, że zaczyna znów popadać w arogancję.
Piszecie historie o tym, jak wielu graczy żądało zwrotu pieniędzy, a to nieprawda – nasze statystyki są tylko trochę wyższe od pecetowej średniej. To jednak normalne w sytuacji, gdy sprzedaje się duży nakład i ludzie grają na sprzęcie, który nie spełnia wymagań. Zwroty na PS4 były znacznie poniżej średniej – kiedyś jednak nie byliśmy dość wiarygodni, żeby o tym opowiadać.
Sean Murray
Różnica jest taka, że tym razem gracze już się raczej nie nabiorą – za to z dużo większą zaciętością wytkną Murrayowi kolejne obietnice bez pokrycia. Sam po przeczytaniu wypowiedzi dewelopera, pełnych zachwytów nad grą i prób zrzucenia winy za porażki na niezrozumienie jego wizji, odczuwam głównie niesmak. Szkoda byłoby, gdyby znów popsuł on dobre wrażenie, na jakie z trudem zapracowało sobie po kiepskim starcie No Man’s Sky. Dlatego może lepiej byłoby, gdyby Sean Murray powrócił do taktyki „czynów, a nie słów” i pozwolił, by to kolejne aktualizacje jego dzieł mówiły za niego.
Powyższy tekst nie jest bezstronnym artykułem publicystycznym, a felietonem przedstawiającym opinię oraz punkt widzenia jego autora.