autor: Bartosz Świątek
Pad do PS5 i Xbox Series X – nowa generacja coś zmieni?
Microsoft, Sony i nawet Google mają swoje plany względem przyszłości kontrolerów. Jaki będzie pad towarzyszący konsolom 9. generacji? Wielkie koncerny podchodzą do tego tematu w zauważalnie różny sposób. Które pomysły okażą się najbardziej trafione?
Spis treści
Dziewiąta generacja konsol jest już za rogiem, a na branżowych portalach co i rusz pojawiają się kolejne informacje na temat nowych sprzętów do grania. Znakomita większość z nich dotyczy wydajności, ale szerokim echem rozchodzą się także doniesienia dotyczące wyglądu i nowych możliwości nowoczesnych padów. Czym będą charakteryzowały się kontrolery do gier trzeciej dekady XXI wieku? Wbrew pozorom możemy już powiedzieć co nieco na ten temat - szczególnie, że jedno z takich urządzeń pojawiło się już na rynku. Co ciekawe, każda z firm zdaje się podchodzić do tego tematu na nieco inny sposób.
Po co zmieniać coś, co działa
Najmniej wiemy na razie o kontrolerze do nowego Xboksa (mowa o tzw. Series X), ale wszystko wskazuje na to, że otrzymamy urządzenie podobne do pada, który towarzyszył obecnej generacji. Nowa platforma Microsoftu ma być zresztą kompatybilna z urządzeniami peryferyjnymi już dostępnymi na rynku. Co wiemy zatem wiemy o padzie do Xbox Series X?
Gigant z Redmond zdecydował się na wprowadzenie kilku zmian w stosunku do poprzedniego kontrolera. Po pierwsze, otrzymamy przycisk Share, który będzie przypominał rozwiązanie zastosowane w konkurencyjnym Dual Shocku 4 - pozwoli szybko przesyłać pliki (np. obrazki, krótkie filmy) do sieci społecznościowych i dzielić się nimi ze znajomymi.
Po drugie, pad do nowego Xboksa będzie nieco mniejszy od swojego poprzednika - Microsoft ma nadzieję, że dzięki temu będzie lepiej leżał także osobom o małych dłoniach (np. kobietom i dzieciom). Troska tego typu jest mile widziana i dość typowa dla tej firmy - warto przypomnieć, że stoi ona m.in. za stworzeniem adaptacyjnego kontrolera, który pozwala grać niektórym osobom z niepełnosprawnościami.
Ostatnia zmiana dotyczy tzw. d-pada, czyli zestawu połączonych przycisków, który znajduje się pod lewym drążkiem analogowym. W przypadku nowego urządzenia zrezygnowano z tradycyjnego układu „krzyżaka”. Zamiast tego otrzymamy coś, co będzie przypominało rozwiązanie znane z Elite Controllera 2 - okrągłą podstawę z zarysowanymi kierunkami. Odbiór tej modyfikacji jest w pewnej mierze uzależniony od osobistych preferencji - niektórzy zapewne będą na nią narzekali, innymi pozwoli na łatwiejsze kręcenie różnorakich „hadoukenów”.
Jak widać Microsoft podchodzi do nowego pada zaskakująco... zachowawczo. Trudno się tu doszukiwać przełomu - to raczej spokojna ewolucja, ewidentnie realizowana w myśl zasady “po co zmieniać coś, co działa?”
Walka z lagami ponad wszystko
Obecnie najwięcej możemy powiedzieć na temat kontrolera do Google Stadia, jest już on bowiem sprzedawany w krajach, w których dostępna jest usługa. Najciekawszą (i najbardziej oryginalną) funkcją urządzenia jest możliwość jego samodzielnego łączenia się z naszym Wi-Fi. Pad wykorzystuje sieć, by zsynchronizować się z serwerami Stadii i tym samym zredukować lagi, które są nieodłącznym elementem usług pozwalających na streamowanie gier. Kolejną cechą charakterystyczną omawianego pada jest przycisk uruchamiający asystenta Google - niestety, na razie trudno powiedzieć, do czego może on się przydać.
Pod właściwie wszystkimi innymi względami mamy tu do czynienia z bardzo klasycznym kontrolerem, który przypomina swoistą hybrydę Nintendo Switch Pro Controllera (kształt) i DualShocka 4 (ułożenie przycisków i analogów). Zdaniem części recenzentów, jakość zastosowanych przez Google przycisków i gałek analogowych pozostawia sporo do życzenia. Na domiar złego sprzęt na razie nie wykorzystuje pełni swojego potencjału. Przykładowo, nie możemy podłączyć go bezprzewodowo do telefonu, tabletu czy peceta - łączność Bluetooth na razie działa tylko w przypadku korzystania z Chromecasta Ultra.
W efekcie... tak naprawdę trudno obecnie nazwać kontroler do Google Stadii prawdziwie nowoczesnym urządzeniem. Jego najciekawsza funkcja działa w tle i w gruncie rzeczy umożliwia jedynie oferowanie doświadczeń zbieżnych z konsolami obecnej generacji (poprzez ograniczenie opóźnień). Od 9. generacji oczekujemy nieco więcej. Czy da nam to DualShock 5? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie na kolejnej stronie.