Ósma generacja konsol - czy faktycznie nie ma w co grać?
Wielu krytyków konsol ósmej generacji przywołuje argument o niewielkiej liczbie tytułów na te urządzenia. Postanowiliśmy przejrzeć naszą encyklopedię, żeby sprawdzić, czy stwierdzenie to jest prawdziwe.
Ósma generacja konsol, jeśli liczyć jej żywot od premiery mobilnego 3DS-a firmy Nintendo, nadeszła już cztery lata temu. Od tego czasu na rynku zdążyły pojawić się kolejne maszyny czołowych producentów w postaci PlayStation Vita, Nintendo Wii U (Japończycy po raz drugi otworzyli rozdanie – najpierw sprzętem mobilnym, następnie stacjonarnym), a także najbardziej wyczekiwanych w naszej części globu konsol Xbox One i PlayStation 4. Wydaje się, że każda z platform miała do zaoferowania nieco inny model zabawy, czasem jednak projekty inżynierów i marketing nie zawsze idą w parze z oczekiwaniami odbiorców, czego dobitnym przykładem okazał się przymusowo zintegrowany z Xboksem One Kinect 2.0. Obecna generacja ma jednak przed sobą jeszcze co najmniej kilka lat świetności, warto więc sprawdzić jej aktualną kondycję, kładąc przy tym główny nacisk na sprzęt stacjonarny i dostępne nań oprogramowanie.
Rzut oka na pole bitwy
Zanim jednak przyjrzymy się każdej z platform, zerknijmy na twarde dane dotyczące kosztu wytworzenia stawianych pod telewizorem maszynek. Producenci konsol poprzedniej generacji sprzętu zmuszeni byli dokładać do oferowanych przez siebie systemów ogromne sumy, przynajmniej w początkowym stadium ich sprzedaży. Sztandarowym przykładem jest tu PlayStation 3, które ze względu na skomplikowaną architekturę kosztowało Sony 840 dolarów, podczas gdy cena sklepowa ustalona została na poziomie 599! Nietrudno wyliczyć, że japoński koncern tracił na każdym sprzedanym egzemplarzu aż 240 dolarów. W tym samym czasie serwis Digitimes donosił, że koszt produkcji Xboksa 360 to zaledwie 323 dolary. Sama konsola sprzedawana była za 399 dolarów, a więc Microsoft zarabiał na niej już od pierwszego dnia. Co prawda plagą ówczesnych „trzystasześćdziesiątek” był legendarny RRoD (czerwony pierścień śmierci), aczkolwiek – o ile wierzyć doniesieniom producenta – internetowa histeria sprawiała, że liczbę wadliwych urządzeń znacznie zawyżano. Cena Wii firmy Nintendo także od początku była wyższa niż koszty produkcji. Ostatecznie to właśnie ta konsola wygrała wojnę, sprzedając się w nakładzie 102 milionów sztuk (dane z końca marca 2015 roku). Stacjonarna konkurencja podzieliła się tortem po równo, docierając do około 84 milionów klientów.
W przypadku maszynek ósmej generacji koszty produkcji rozłożyły się zupełnie inaczej. Firmy bogatsze o poprzednie doświadczenia zmieniły strategię i postawiły przede wszystkim na unikalną funkcjonalność swoich urządzeń. I choć Wii U nie radzi sobie najlepiej (przez dwa i pół roku nabywców znalazło „zaledwie” dziesięć milionów sztuk), to trudno odmówić temu urządzeniu ambicji bycia czymś wyjątkowym. Przy czym Nintendo popełniło w projekcie kilka błędów, które stały się przyczyną kłopotów finansowych koncernu. Wii U to również pierwsza konsola firmy sprzedawana poniżej kosztów produkcji, do czego się zresztą przyznano. W 2011 i w 2012 roku popularnością nie cieszył się także przenośny 3DS. Już po trzech miesiącach od premiery podjęto decyzję o obniżeniu ceny urządzenia. Głównym powodem słabego startu był – jak to zwykle bywa – brak obszernej biblioteki oprogramowania. W przeciągu kilku kolejnych lat sporo się jednak zmieniło i obecnie 3DS jest platformą, na którą trafia wiele znakomitych gier.