Wrzuć monetę. Wszystko (czego nie wiemy) o nowej konsoli
Spis treści
Wrzuć monetę
Rzadko zdarza się, że konferencja prezentująca nową konsolę rodzi więcej pytań niż odpowiedzi. Japończycy nie zdecydowali się na pokazanie interfejsu Switcha. Szkoda, choć w tym przypadku trudno mieć im to za złe. Mają jeszcze trochę czasu, żeby wszystko dopracować, i być może nie chcieli ujawniać wyglądu wersji roboczej. Firma zamierza jednak przejść na podobny model biznesowy, z jakiego korzysta konkurencja, a więc wprowadzić opłaty za zabawę online. W porządku, jest to uczciwe postawienie sprawy; pecetowcy trochę się pośmieją, niektórzy konsolowcy pokiwają ze zrozumieniem głowami, inni pukną się w czaszkę i stwierdzą, że jeden abonament na innym sprzęcie (lub jego brak) w zupełności im wystarcza.
Trochę niepokoju zasiała jednak informacja, że społecznościową aktywność na Switchu będziemy realizować poprzez smartfonową apkę. Zapraszanie do gry, czat głosowy itd. Pomysł wydaje się idiotyczny, taką funkcjonalność powinien zapewnić interfejs i oprogramowanie samej konsoli! Czy ma to sens, okaże się w marcu, ale Nintendo znane jest (poza tym, że robi naprawdę znakomite gry) z głupich rozwiązań sieciowych, jak na przykład tzw. friend codes na Wii czy 3DS-ie. Na szczęście lokalny multiplayer obsłuży do ośmiu konsol, a samo Big N nie zamierza rezygnować z podzielonego ekranu w stworzonych przez siebie tytułach. Jak kiedyś ujrzę osiem połączonych ze sobą konsolek Nintendo Switch, uznam, że znalazłem się w niebie.
Kontrolery, które mi się podobają
Konsole Nintendo zawsze wyróżniały się zastosowaniem nowatorskich kontrolerów. Czy to po raz pierwszy użyta analogowa gałka i rumble pack (wibracja) w joypadzie Nintendo 64, czy słynny „wiilot” – Japończycy przecierali szlaki, szukając nowych sposobów interakcji z wirtualnym światem. Kontrolery Switcha są także całkowicie nowatorskim rozwiązaniem, w którym nowoczesny projekt i mobilność spotkały się z tradycyjną formą pamiętającą czasy Super Nintendo.
Dodatkowe Joy-Cony można zamówić oddzielnie.
Każda nowa konsola sprzedawana będzie z dwoma Joy-Conami – niewielkimi kontrolerami mieszczącymi się bez problemu w jednej dłoni. Prostokątny kształt i wielkość nawiązują do wczesnych projektów firmy z lat 90. ubiegłego wieku, jednak cała reszta jest już zupełnie współczesna. Każdy z Joy-Conów wyposażono w klikalną gałkę analogową oraz dziesięć innych przycisków służących do sterowania wydarzeniami na ekranie lub pełniących dodatkowe funkcje obsługi interfejsu użytkownika.
Nowością na jednym z kontrolerów jest przycisk Share pozwalający wykonywać zrzuty ekranowe, a w przyszłości także inicjujący nagrywanie clipów wideo. Ponadto jeden z Joy-Conów posiada czujnik IR, potrafiący rozpoznawać między innymi gesty dłoni i mierzyć odległość do najbliższej przeszkody, oraz czytnik figurek amiibo, z którym Switch, podobnie jak Wii U i 3DS, współpracuje. Oba kontrolery posiadają także wbudowane żyroskopy, pozwalające używać ich jak wspomnianych wyżej „wiilotów”, oraz funkcję HD Rumble, będącą niczym innym jak tylko udoskonaloną wibracją umożliwiającą symulację odczuć fizycznych. Jak bardzo jest ona zaawansowana, miał pokazać przykład szklanki z kostkami lodu lub wodą. Gracz potrząsający lekko Joy-Conem będzie w stanie stwierdzić, ile kostek znajduje się w szklance, oraz poczuć, kiedy zalewane są one wodą. Brzmi świetnie.
Oddzielne kontrolery, które można wykorzystywać w trakcie zabawy dwuosobowej (choć niektóre z gier, na przykład ARMS, będą wymagać obu joyów trzymanych przez jedną osobę), zmienią swój charakter, kiedy podłączymy je do ekraniku konsoli lub gripa – specjalnego, wyprofilowanego urządzenia, dzięki któremu Joy-Cony staną się niemal standardowym joypadem. Trudno stwierdzić, jak bardzo klockowaty design całości będzie wpływać na wygodę użytkowania, niemniej wydaje się to być niezłym rozwiązaniem dla tych, którzy nie skuszą się na zakup dodatkowego Pro Controllera.