Idealny to może być młotek, a nie gra. O ocenach 10/10 słów kilka
Za każdym razem gdy na rynku pojawia się bardzo wysoko oceniana gra, jak bumerang powraca temat „dychy”. Jaka gra na nią zasługuje? Czemu ta nie, a tamta tak? A przede wszystkim: czy gra na dychę to gra idealna lub przynajmniej zbliżona do ideału?
Gry to medium bardzo zróżnicowane. Gatunków jest multum, a jeden od drugiego potrafi być diametralnie odmienny. O ile The Last of Us: Part II można oceniać podobnie do filmu czy powieści, o tyle pozycji takiej jak FIFA bliżej raczej do sportu czy gry planszowej. Patrząc na produkcje tego pierwszego typu, grafika, muzyka, scenariusz, reżyseria, gameplay, interfejs czy sterowanie to tylko niektóre z wielu części składowych takiego dzieła, a każdemu z tych elementów można się wnikliwie przyjrzeć, oceniając go w oderwaniu od reszty.
I tutaj pojawia się problem. Gracze bardzo często nie wypowiadają się na temat gier, opierając się na wrażeniu, jakie te zrobiły na nich jako całość, tylko skupiają się na ich poszczególnych elementach. A jeśli nawet sugerują się właśnie tymże wrażeniem, to potem próbują uzasadnić swoją opinię, wychwalając wszystkie części składowe, nawet gdy są one dalekie od ideału.
Stąd błędne myślenie, że gra z oceną 10/10 to gra idealna lub niemal idealna. Produkcja, w której każdy lub niemal każdy z tych pomniejszych elementów jest wspaniały i rewelacyjny. Pozycja, która wzbudza podziw grafiką, urzeka wspaniałą fabułą i wciąga bardzo dobrym gameplayem. Ale czy w ten sam sposób myślimy o innych dziełach sztuki?
Czy gdy patrzymy na obraz, który nam się podoba, to uważamy, że jest wspaniały, bo malarz każdy ruch pędzlem wykonał perfekcyjnie? Gdyby tak było, zachwycalibyśmy się każdym dobrym obrazem akademików, bo ich prace są właśnie idealne. Namalowane według ściśle określonych reguł i naśladujące coś, co uważano za perfekcję. Ale to nie one osiągają niebotyczne ceny na aukcjach i przyciągają tłumy w muzeach. To kategoria zarezerwowana dla dzieł Picassa czy van Gogha. Oczywiście je również możemy opisywać jako perfekcyjne i idealne, ale najczęściej tego nie robimy, bo nie o ideał tutaj chodzi, a o to, jak dany obraz na nas oddziałuje. Jakie robi wrażenie i jakie wzbudza emocje. Jury, wybierając laureatów Literackiej Nagrody Nobla, nie zastanawia się, czy Olga Tokarczuk lub Kazuo Ishiguro piszą perfekcyjne powieści bądź opowiadania. W sztuce nie chodzi o ideał i perfekcję. To wyznaczniki typowe raczej dla rzemiosła.
Mistrz kowalstwa mógłby zrobić dla nas młotek idealny. Lekki, wytrzymały, wygodnie leżący w dłoni i doskonale wyprofilowany. Perfekcyjne narzędzie do wbijania gwoździ. Taki młotek 10/10. To samo dotyczy precyzyjnego, niezacinającego się zegarka, ostrego jak brzytwa i lekkiego jak piórko noża czy absolutnie wodoodpornych kaloszy. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przedmiot użytkowy też stał się dziełem sztuki, ale w tym przypadku nie to jest głównym celem jego twórcy i nie to decyduje o perfekcji.
NAWET MŁOTEK NIE JEST TAKI PROSTY
Jakby się nad tym zastanowić, okaże się, że młotek idealny także nie jest taki łatwy do wykonania. Mamy młotki blacharskie, ciesielskie, murarskie, a nawet szewskie, kuchenne i geologiczne. Każdy z nich jest inny, więc mogą istnieć bardzo różne młotki idealne.
Gra jest jak obraz czy książka... Może nas irytować, wkurzać, może mieć masę błędów, ale jeśli po jej ukończeniu lub w trakcie grania siedzimy z szeroko rozdziawionymi ustami i doświadczamy niemożliwych do opisania emocji, to jest to gra 10/10. Perfekcyjny to może być młotek. Dlatego to młotkami wbijamy gwoździe, a nie grami.
P.S. Do dzisiaj żałuję, że w swojej recenzji grze NieR Automata nie dałem dychy. Bo miała przestarzałą grafikę. Bo walka nie była idealna. Bo... pstro. To jedna z najlepszych gier, w jakie grałem. Koniec, kropka.