Purytańskie trio. Dlaczego wysokobudżetowe gry unikają seksu?
Spis treści
Purytańskie trio
To jednak nie tłumaczy, dlaczego właśnie teraz gry wideo postanowiły odciąć się od elementów erotycznych – gdyby była to tylko kwestia mentalności, wcześniejsze produkcje wspomnianych deweloperów w ogóle nie zadebiutowałyby na rynku. Kluczowe wydaje się więc podejście wielkich wydawców do nagości oraz seksu. Żaden z „wielkiej trójki” – Microsoft, Nintendo i Sony – nie pozwala na premiery gier na swoich konsolach, o ile te nie otrzymają klasyfikacji od ESRB, i nie jest szczególnie zachwycony, gdy na pudełkach pojawiają się ostrzeżenia o „nagości” lub „seksualnej zawartości”. Pierwsza z tych firm potrafiła nawet cenzurować ekskluzywne tytuły na Xboksa, usuwając z nich mniej „grzeczne” tekstury – tak było w przypadku wydanego dwa lata temu Quantum Break.
Sony, które do tej pory uchodziło za najbardziej liberalnego wydawcę ze wspomnianej trójki, w ubiegłym miesiącu zagięło parol na produkcje z seksualnymi podtekstami. Ofiarą nowych warunków padli przede wszystkim autorzy tytułów kierowanych na japoński rynek, którzy do tej pory mogli w Kraju Kwitnącej Wiśni wypuszczać gry pełne erotycznej treści. Od października obowiązują ich jednak takie same obostrzenia jak te dotyczące pozycji wydawanych w Stanach Zjednoczonych, co w przypadku takich dzieł jak Omega Labyrinth Z, Silverio Trinity czy Senran Kagura oznaczało opóźnienie premiery – twórcy musieli bowiem ugrzecznić swoje projekty.
Steam na ratunek
Azylem dla takich tytułów może okazać się Steam. Firma Valve zapowiedziała wprawdzie w maju, że produkcje trafiające na tę platformę mają być poddawane surowej cenzurze, która miałaby wyrugować wszelką erotykę. Dla twórców tego typu gier była to fatalna wiadomość, bo ewentualne poprawki opóźniłyby premierę o całe miesiące. Wkrótce jednak wycofano się z tego pomysłu i wprowadzono oznaczenie „tylko dla dorosłych”, dzięki czemu gry z seksualną zawartością powróciły na Steama. Valve poszło zresztą o krok dalej i stwierdziło, że nie ma zamiaru wnikać w artystyczną wizję produkcji dystrybuowanych na popularnej platformie, o ile nie ma tam zawartości nielegalnej lub wyraźnego „trollingu”.
A może gry po prostu dorosły?
To jednak problem, który dotyczy przede wszystkim niezależnych deweloperów. Trudno sobie wyobrazić, by Sony czy Microsoft odmówiły Rockstarowi możliwości wydania Red Dead Redemption 2 na PlayStation 4 czy Xboksie One, nawet gdyby w grze pojawiło się znacznie więcej nagości. Może więc chodzi o coś innego? Może twórcy wysokobudżetowych tytułów są na tyle pewni swojej wizji artystycznej, że nie czują już potrzeby kuszenia graczy golizną i „momentami”? A może zauważyli, że to zwyczajnie nie działa i efekt częściej jest żenujący niż ekscytujący? Z całym szacunkiem dla takich dzieł jak Mass Effect czy oryginalna trylogia God of War, ale obecna w nich erotyka rzadko była prezentowana w udany sposób. Uwierzcie, spędziłem trochę czasu na słuchaniu dialogów przed ewentualnym zbliżeniem w produkcjach BioWare i głównie czułem się zażenowany ich poziomem.
SEKS Z GIER PRZENOSI SIĘ GDZIE INDZIEJ
Fakt, że deweloperzy odchodzą powoli od scen seksu w grach, nie oznacza, że gracze są nimi mniej zainteresowani. Trendy w interaktywnej rozrywce na pewno nie pozostają bez wpływu na pornografię.
Na przykład premiera Red Dead Redemption 2 poskutkowała ogromnym wzrostem zainteresowania pewnym rodzajem filmów dla dorosłych. Po debiucie dzieła Rockstara użytkownicy serwisu PornHub niemal pięciokrotnie częściej wyszukiwali słowo „western”, z kolei fraza „Dziki Zachód” zaliczyła wzrost o aż 745%.
Po wpisaniu w tamtejszą wyszukiwarkę tytułu Overwatch otrzymamy niemal 2500 filmików (ich popularność znacznie wzrosła, odkąd Blizzard dodał w tym miesiącu nową bohaterkę – Ashe). Fortnite ma ich ponad 1100, podobnie jak... Minecraft. Sporo jest też materiałów wideo związanych z Wiedźminem, ale jeśli nie chcecie po wsze czasy nosić mentalnych blizn, nie sprawdzajcie ich treści – o ile oczywiście nie marzycie o tym, by przyłapać Geralta in flagranti z Ciri.
Cenzura takich elementów jak nagość czy seks to kontrowersyjna kwestia – osobiście uważam, że są one absolutnie naturalne i tak też powinny być traktowane. Jeśli jednak twórcy chcą je wykorzystać jako narzędzie w narracji, to warto to zrobić umiejętnie. Jeżeli ktoś potrafi wkomponować erotykę w swoją grę z pomysłem – jak chociażby w Kingdom Come: Deliverance, gdzie scena stosunku była naturalną częścią długiej i sprawiającej masę frajdy misji, polegającej na upijaniu się ze spotkanym księdzem – to nie powinien się przed tym wzbraniać. Ale pakowanie seksu do gry tylko po to, żeby był – w postaci głupawych minigierek czy scen pełnych tandetnych, napuszonych dialogów – nie jest temu medium do niczego potrzebne. Mam nadzieję, że obecne unikanie tematu przez twórców i wydawców wynika z ich poczucia smaku, a nie ze strachu przed reakcją opinii publicznej.