Czy wyszukiwarka Google już zmieniła nasze mózgi?
Technologia powinna nam służyć. I robi to – przy okazji zmieniając nasze życie oraz… nas samych. Pogorszyła się Wam pamięć? Możliwe, że to wina umysłu zbiorowego zwanego Google.
Spis treści
Czym jest ludzki umysł? Źródłem świadomości? Wykrywaczem prawdy? A może po prostu swego rodzaju maszyną, stale ewoluującym narzędziem, które ma nam pomóc przetrwać w zmieniającym się świecie? Skłaniam się ku odpowiedzi, że tym wszystkim po trosze – a przy okazji bankiem informacji dostępnych na zawołanie. Niemniej ktoś próbuje nam w tych umysłach grzebać, stale modyfikując sposób, w jaki przywołujemy z ich zakamarków fakty i dane. Kto to taki? Mark Zuckerberg? Bill Gates? Elon Musk? Muszę Was rozczarować – trzy razy „nie”. Winowajcami jesteśmy my sami, leniuszki, które wolą polegać na wujku Google’u niż na własnej pamięci.
Czy to jednak coś nowego, że przechowujemy część wiedzy „na zewnątrz”? Przecież jeszcze przed erą komputerów i internetu tak było – nie jednostka, a grupa posiadała komplet wiadomości na dany temat. Pełna historia jakiegoś małżeństwa to zlepek wspomnień męża i żony, a nierzadko także ich rodziców, dzieci oraz znajomych. Zespół pracowników funkcjonuje efektywnie, gdy każdy z jego członków specjalizuje się w czymś innym, lecz wie, do kogo się zwrócić, jeśli będzie potrzebować konkretnej informacji. Od zawsze byliśmy uczestnikami systemu pamięci transaktywnej (nie mylić z transakcyjną, o której za chwilę) i jakoś nie zwariowaliśmy, więc w korzystaniu z wyszukiwarek internetowych nie ma chyba nic złego, prawda?
Podłącz się do ula
I tak, i nie. Jedyne, czego wymaga od nas Google, to wpisanie zapytania. Na odpowiedź w zasadzie nie musimy czekać, nasza ciekawość zwykle zostaje zaspokojona w kilka bądź kilkanaście sekund, a jeśli tak się nie dzieje, często po prostu rezygnujemy z poszukiwań. Błyskawiczny dostęp do informacji sprawia też, że nie warto starać się ich zapamiętywać. Po co, skoro są na wyciągnięcie ręki? Czy jednak czyni nas to mądrzejszymi? Niekoniecznie. Naukowcy, w tym między innymi niemiecki neurobiolog i psychiatra Manfred Spitzer, zauważyli, że u niektórych internautów rośnie przez to fałszywe poczucie opanowania dużej wiedzy oraz kompetencji – zapewne stąd w sieci tylu ekspertów w każdej dziedzinie.
MŁODZI POD OSTRZAŁEM
Tenże Spitzer doszedł do kilku innych, równie ciekawych wniosków. Stwierdził choćby, że wbrew powszechnej opinii młodzi ludzie – wcześnie rozpoczynający swoją przygodę z internetem, a tym samym wystawiający swoje rozwijające się mózgi na daleko idące zmiany – nie tylko nie potrafią wyszukiwać informacji w sieci lepiej od osób starszych, ale mają również większe problemy z oceną ich jakości czy weryfikacją źródeł (odróżnieniem prawdy od fałszu i rzeczy ważnych od nieistotnych). To zaś otwiera furtkę wszelkim kłamstwom, nieścisłościom oraz tak zwanym fake newsom. Warto pamiętać, że ilość czasu spędzanego w internecie, nie musi się przekładać na umiejętność korzystania z jego dobrodziejstw.
Niemniej coś w naszych umysłach zostaje – jeśli nie same informacje, to przynajmniej droga do ich ponownego znalezienia. I tu właśnie objawia się sposób, w jaki korzystanie z Google’a – czyli systemu pamięci transakcyjnej – przeprogramowuje nam mózgi, a konkretnie te ich ośrodki, które powinny odpowiadać za lokalne przechowywanie faktów. W przystosowanych do ich zapamiętywania obwodach coraz częściej są zaś magazynowane kryteria wyszukiwania, mające zapewnić nam szybki dostęp rozproszonej bazy danych. W efekcie Google może być postrzegane jako umysł zbiorowy – dość prymitywny i daleki od wymyślnych tworów rodem z powieści science fiction, ale najlepszy, do jakiego mamy dostęp. Nie wierzycie? No to pora na kilka eksperymentów.
Do wyników badań psychologicznych warto podchodzić z pewną ostrożnością. Pojedyncze badanie pozwala nam wyciągnąć wnioski, ale nie jest ostatecznym dowodem na potwierdzenie tezy.
Leniwa pamięć
Weźmy na tapet pracę Betsy Sparrow, Jenny Liu i Daniela M. Wegnera z 2011 roku. Oczywiście istnieją nowsze, ale skoro wyniki badań, o których za chwilę przeczytacie, uzyskano przeszło dekadę temu, stanowią one tym lepszą pożywkę dla wyobrażeń odnośnie tego, gdzie się obecnie znajdujemy.
Naukowcy wyszli z założenia, iż internet stał się naszym podstawowym źródłem pamięci zewnętrznej (transaktywnej). Innymi słowy, chcieli sprawdzić, czy po znalezieniu w sieci poszukiwanej informacji, próbujemy ją zapamiętać, czy może wystarcza nam wiedza, gdzie jej szukać. W celu zweryfikowania tej hipotezy, przeprowadzono cztery eksperymenty. Jako że pierwszy z nich był dość ogólny i najmniej istotny z perspektywy niniejszego artykułu, skupmy się na pozostałych trzech.
Miały one przetestować pamięć uczestników pod różnym kątem – na przykład sprawdzić, czy lepiej zapamiętają oni fakty, do których (analogicznie do tych z sieci) będą mieli później dostęp. W jaki sposób to zweryfikowano? Najpierw osoby biorące udział w badaniu wysłuchały czterdziestu różnego rodzaju ciekawostek („Oko strusia jest większe niż jego mózg”, „Prom kosmiczny Columbia rozpadł się w 2003 roku nad Teksasem podczas powrotu z misji” i tak dalej). Następnie miały za zadanie wpisać je do komputera, przy czym połowie z nich powiedziano, że tekst zostanie zapisany, a reszcie – iż nie będzie później dostępny. Ponadto pięćdziesiąt procent badanych z każdej grupy zostało wyraźnie poproszonych o zapamiętanie przetwarzanych informacji.
Na koniec polecono uczestnikom eksperymentu, aby spróbowali sobie przypomnieć jak największą liczbę ciekawostek i zapisali je na kartce. Jak się pewnie domyślacie, różnice w wynikach osiągniętych przez grupę badaną i kontrolną okazały się istotne statystycznie. Osoby, które wierzyły, że komputer nie zapisał danych, wypisały więcej informacji. Pozwoliło to badaczom dojść do wniosku, iż zapewnienie o możliwości późniejszego sprawdzenia ciekawostek, obniżyło efektywność ich wewnętrznego kodowania. Innymi słowy, ludzie nie starali się zapamiętywać wiadomości, bo wiedzieli, że jeśli znów będą ich potrzebować, to po prostu je sprawdzą.
Podkreślanie analogii do treści znajdowanych w sieci jest chyba zbyteczne, prawda? Zwłaszcza że badacze wykluczyli wpływ werbalnej sugestii o potrzebie wysilenia pamięci. Co więcej, obserwacje poczynione przez Sparrow, Liu i Wegnera pokryły się z wynikami badań nad zapominaniem intencjonalnym (ukierunkowanym), prowadzonymi na początku XX wieku przez Roberta A. Bjorka. Można więc stwierdzić, iż nasze umysły niejako podświadomie nie próbują zachowywać treści, o stałym dostępie do których są przekonane. Z tym, że muszą wiedzieć, gdzie ich szukać.