Wytwórnia CP Productions wyprodukuje film oparty na grze Joust
Filmy powstające na podstawie gier komputerowych z reguły nie zasługują na miano klasyków gatunku. Powstanie wyspecjalizowanej wytwórni filmowej CP Productions z pewnością nie wpłynie na poprawę aktualnej sytuacji. Może się jednak przyczynić do zdecydowanego wzrostu liczby tego typu adaptacji.
Filmy powstające na podstawie gier komputerowych z reguły nie zasługują na miano klasyków gatunku. Powstanie wyspecjalizowanej wytwórni filmowej CP Productions z pewnością nie wpłynie na poprawę aktualnej sytuacji. Może się jednak przyczynić do zdecydowanego wzrostu liczby tego typu adaptacji.
Pierwszym filmem CP Productions będzie obraz oparty o historyczną już pozycję o tytule Joust, wydaną po raz pierwszy w wersji na automaty arcade w 1982 roku. Z informacji przekazanych przez serwis GameDaily wynika, że według założyciela CP Productions, Michaela Cerenzie, adaptacja Joust będzie produkcją łączącą najlepsze elementy takich hitów, jak Gladiator oraz Mad Max. Jedną z głównych ról zagra w nim amerykańska stolica hazardu, czyli miasto Las Vegas. Akcja osadzona zostanie w niedalekiej przyszłości. Światowa premiera filmu akcji odbędzie się w przyszłym roku, najpewniej w czerwcu. Tuż przed nią w największych amerykańskich księgarniach pojawi się natomiast specjalna edycja komiksów powiązanych z filmem (jej autorem będzie Steven-Elliot Altman). Będzie ona oczywiście częścią kampanii promującej obraz kinowy, podobnie jak różnego rodzaju zabawki oraz inne gadżety, które trafią do sprzedaży w okolicach rozpoczęcia projekcji filmu. Cerenzie twierdzi, że tego typu działania będą podejmowane przy każdej premierze. Co ciekawe, firma Midway, producent oryginalnej odsłony Joust, już teraz wyraziła chęć wyprodukowania gry opartej o dzieło CP Productions.
Przedstawiciele CP Productions twierdzą, że będą w stanie produkować dwa-trzy filmy rocznie. Zarzekają się przy tym, że plany firmy zakładają, iż 80% ze wszystkich produkcji będzie w pewnym stopniu związana z grami komputerowymi. Miejmy nadzieję, że będą zasługiwać na określenia bardziej pozytywne od zwyczajowej w przypadku Uwe Bolla „chałtury”.