autor: Daniel Kazek
W co pograć za darmo - część 2
Witamy w kolejnym odcinku cyklu o darmowych grach. Tym razem na pożarcie proponujemy Wam sieciową strzelankę Combat Arms, grę muzyczno-rytmiczną w japońskim stylu (osu!), przeglądąrkowy symulator chłopa ze wsi (FarmVille), graficzną bombę pod nazwą Igneous oraz dwa wydania casualowej gry Peggle (World of Warcraft Edition i Extreme). Kolejne tytuły już za trzy tygodnie.
Witamy w kolejnym odcinku cyklu o darmowych grach. Tym razem na pożarcie proponujemy Wam sieciową strzelankę Combat Arms, grę muzyczno-rytmiczną w japońskim stylu (osu!), przeglądąrkowy symulator chłopa ze wsi (FarmVille), graficzną bombę pod nazwą Igneous oraz dwa wydania casualowej gry Peggle (World of Warcraft Edition i Extreme). Kolejne tytuły już za trzy tygodnie.
Archiwum artykułów:
- Część 1 - Hedgewars, Frets on Fire, Warsow, Out of Order, Theseus: Return of the Hero
Combat Arms
Drugi odcinek przeglądu rozpoczynamy od Combat Arms, solidnego, stricte sieciowego shootera, który na rynku zadebiutował w 2008 roku. Tytuł podejmuje temat fikcyjnego, współczesnego konfliktu, tak więc w grze powinni się odnaleźć zarówno entuzjaści serii Call of Duty: Modern Warfare, jak i np. Counter-Strike'a. Nastawiony wyłącznie na starcia piechurów Combat Arms oferuje możliwość personalizacji własnego żołnierza, zdobywanie doświadczenia oraz dobór broni spośród naprawdę bogatego arsenału.
Zabawę rozpoczynamy od rejestracji na stronie wydawcy gry, co jest niestety konieczne do uruchomienia klienta. Najlepiej podać przy tym jakąś drugorzędną ksywkę, gdyż musi się ona różnić od tej wybranej w grze. W Combat Arms obecnie zagrać można na kilkunastu mapach, które przenoszą gracza w praktycznie każdy możliwy zakątek świata. Nie ma problemu by działania wojenne prowadzić np. w scenerii miejskiej, wybrać się na pustynię, czy też podygotać trochę z zimna w śnieżnej dolinie. Znajdzie się nawet coś dla wielbicieli iście tropikalnych realiów. Przegląd wszystkich dostępnych map, wraz z krótkim materiałem filmowym znajdziecie tutaj.
Co się zaś tyczy trybów rozgrywki, to są one dość standartowe jak tego rodzaju produkcje. Zdecydowanie najpopularniejszy jest drużynowy deathmatch, tutaj ukryty pod nazwą Elemination. Oprócz tego można także liczyć tylko na siebie w One Man Army, podkładać cichaczem bomby lub zgarniać nieprzyjacielskie flagi. Interesująco przedstawia się za to tryb Quarantine, w którym na początku rundy część graczy zostaje zainfekowana tajemniczym wirusem. Zabawa polega wówczas na wyeliminowaniu chorych albo też zakażeniu reszty ludzi, w zależności od wylosowanej strony konfliktu. Wątek ten rozwija tryb Fireteam, wymagający od graczy działania w kooperacji przeciwko epidemiologicznemu zagrożeniu. Jest jeszcze opcja szpiegowska, w ramach której wszyscy uganiają się po mapie za ważnymi dokumentami.
Zanim jednak udamy się na pole bitwy, warto poświęcić trochę uwagi temu, co możemy znaleźć w lobby gry. Przede wszystkim uzyskujemy tutaj wgląd do naszej postaci, którą z czasem i wraz zarobionymi pieniędzmi można poddać gruntownemu liftingowi. Dostępny również w tym miejscu sklep oferuje przeróżne czapeczki, mundury, ale w szczególności całą gamę uzbrojenia. Wybór spośród różnej maści karabinów, pistoletów, snajperek, granatów, czy nawet wyrzutni rakiet może przyprawić o niemały zawrót głowy. Podobnie zresztą sprawa ma się z resztą ekwipunku, np. dodatkowymi magazynkami, tłumikami, przyrządami optycznymi. Za wszystko płacimy wirtualną walutą (GP), przy czym tak zakupiona broń i wyposażenie trafia do nas na czas określony (od 1 dnia do 3 miesięcy). Jeśli chcielibyśmy kupić jakiś oręż na stałe, najczęściej oznaczałoby to konieczność wydania prawdziwych pieniędzy, za które istnieje też możliwość nabycia pukawek specjalnych, choć raczej tylko pod względem ich prezencji.
Combat Arms to gra, która na pewno potrafi przyciągnąć przed ekran monitora. Jest bardzo dynamiczna, względnie ładna (silnik Lithtech), gra w nią mnóstwo osób, a system rang oraz konieczność oszczędzania na ulubioną broń dodatkowo motywuje do kolejnych potyczek. W dodatku wydawca gry non stop organizuje jakieś wydarzenia urozmaicające rozgrywkę, wprowadza nowe mapy (premiera nowej już niebawem), czy dodatkowe funkcje (jak niedawny czat głosowy). Bolączką gry w dalszym ciągu pozostają jednak liczne bugi oraz tzw. hacking. Z moich obserwacji wynika, że słowo hack w wypowiedziach graczy przewija się na równi z noob. O ile jednak w tym drugim przypadku sprawę wystarczy zbagatelizować, to w pierwszym oskarżenia o łamanie zasad fair play mają niestety często swoje potwierdzenie w rzeczywistości. Ja namawiam jednak do spróbowania, gra jest przecież darmowa, niczego nie ryzykujecie, a przewiduje, że wielu z Was zostanie z Combat Arms na dobre.
osu!
W pierwszym odcinku naszego materiału o darmówkach wspominaliśmy o fińskiej grze muzycznej Frets on Fire, wzorowej np. na Guitar Hero. Pozostajemy przy rytmicznym temacie, choć tym razem gitarę rzucamy w kąt i przenosimy się na daleki wschód, skąd wywodzi się osu!.
Gra powstała na kanwie japońskiej serii Osu! Tatakae! Ouendan na Nintendo DS, której zachodnia odsłona pojawiła się łaskawie pod nazwą Elite Beat Agents. Gry te stanowią idealny przykład na to jak różni się choćby europejskie podejście do elektronicznej rozgrywki od japońskiego. W wymienionych tytułach wcielamy się bowiem w swego rodzaju męską drużynę cheerleaderską, która poprawnie zagraną melodią dopinguje ludzi w różnych trudnych sytuacjach. Fabuła do osu! nie została przeniesiona, ale istota rozgrywki już tak, za co wierzcie mi, należą się twórcom darmowego remake’u ogromne brawa.
Zabawa polega na klikaniu w pojawiające się na ekranie kółka w takt słuchanego utworu, przesuwaniu piłki wzdłuż podanej trajektorii bądź też nakręcaniu tzw. spinnera. Jak widać zasady nie są skomplikowane, choć zagrać jakąś piosenkę do końca to z początku nie lada sztuka. Obiekty na ekranie zazwyczaj pojawiają się w większej liczbie, trzeba się pilnować by kliknąć je w odpowiednim momencie, a jakby tego było mało jeszcze wybiegać w przyszłość, planując kolejne ruchy. Trudno to oczywiście do końca zaprezentować w teorii więc najlepiej od razu wejdźcie na oficjalną stronę programu by zobaczyć trailer.
Nie będzie chyba dla nikogo zaskoczeniem, że większość dostępnych utworów do osu! posiada dalekowschodnie korzenie. Ta gra ma po prostu taki urok. Niemniej wiele z tzw. beatmap powstało też na bazie gier komputerowych (choć głównie tamtejszych), popu czy nawet rocka, więc wybór zawsze jakiś jest. Dla przykładu można tu wymienić bardzo klimatyczne tematy na motywach uniwersum NiGHTS, JET de GO od Taito, czy też z drugiej strony już z samej nazwy mocno brzmiący Nancy the Tavern Wench. Co ciekawe, duży procent utworów przygotowany został w formie teledysków, odtwarzanych w trakcie gry.
W osu! obowiązuje system rankingowy, który wymaga stałego połączenia z Internetem (da się z tego zrezygnować). Dzięki takiemu rozwiązaniu nasze i innych wyniki możemy na bieżąco śledzić z poziomu programu. System powiązany jest z oficjalną stroną, z której oprócz podobnych danych da się także uzyskać dostęp do najnowszych beatmap, co jest o tyle istotne, że w startowym osu! zaimplementowano jedynie utwór szkoleniowy. Każda publikowana mapa jest sprawdzana przez moderatorów, i dopiero jeśli okaże się, że spełnia wszystkie warunki, zyskuje miano rankingowej. Szanse więc, że trafimy na jakiś bubel, są naprawdę marne. Jak widać, wsparcie producenta jest tu na profesjonalnym poziomie.
Nowym graczom, którzy dopiero stawiają pierwsze kroki w osu!, polecam lekturę powitalnego maila. Jeden z tamtejszych linków prowadzi do wątku na forum, gdzie przygotowano pakiet treningowy, mający wprowadzić w realia zabawy. A jeśli już znudzi Wam się klikanie kółek i prowadzenie piłeczki, to warto zajrzeć do sekcji specjalnej programu i zagrać piosenki w alternatywnych trybach.
Gra jest zlokalizowana po polsku (napisy).
FarmVille
O FarmVille zdaje się słyszał niemal każdy. To jedna z topowych gier przeglądarkowych, dedykowanych popularnemu serwisowi społecznościowemu - Facebookowi. Tego rodzaju rozrywka staje się ostatnimi czasu coraz powszechniejsza, w czym dzieło studia Zynga ze swoimi milionami graczy bez wątpienia miało swój czynny udział. Nic to, że tego producenta często oskarża się o kopiowanie pomysłów innych. FarmVille ludzie kochają i mało kogo obchodzi, że to klon Farm Town. Zynga w przeciwieństwie do konkurencji po prostu wie jak dotrzeć ze swoimi produktami do graczy, i to trzeba firmie oddać.
W grze wcielamy się w początkującego rolnika, starając się przeistoczyć kawałek ugoru w prężnie działające gospodarstwo. Podstawowym źródłem naszego utrzymania jest uprawa owoców, warzyw, kwiatów oraz w mniejszym stopniu zbóż. Oczywiście ziemię najpierw trzeba zaorać, później ją obsiać, a następnie odczekać aż sadzonka osiągnie wiek dojrzały. Proces ten może trwać nawet dobre kilka realnych dni (np. karczochy, arbuzy), albo też ledwie kilka godzin (truskawki, dynie), w zależności od wybranej uprawy. Z czasem można także zająć się hodowlą zwierząt jak i inwestowaniem w drzewka owocowe. Jak więc widać rozgrywka w FarmVille wymaga systematycznego doglądania, przez co wizytę na roli zaczynamy w końcu traktować jako jeszcze jeden nasz codzienny rytuał.
Grzebanie w ziemi to jednak nie wszystko, wszak kiedyś może przecież znużyć. Zabawę w rolnika uatrakcyjnia ogromna liczba przedmiotów oraz budynków w jakie można wyposażyć gospodarstwo. Część z nich ma charakter czysto dekoracyjny (zestawy wypoczynkowe, domki) ale wiele z nich jest także praktycznych, jak obora, czy magazyny. Zawsze też można kupić specjalistyczne maszyny typu kombajn lub traktor, wyręczające w pracach w polu. Za dobytek płacimy zarobionymi na uprawie monetami, choć nie jest to jedyna dostępna waluta w grze. Część obiektów, zdecydowanie bardziej prestiżowych, wymaga specjalnych banknotów, które zasilają nasze konto jednocześnie uszczuplając środki np. na karcie kredytowej, już tej prawdziwej. Niektóre przedmioty zyskujemy też dzięki znajomym z Facebooka, którzy podobnie jak my prowadzą swoją farmę.
Realni sąsiedzi w FarmVille to potężni sprzymierzeńcy, potrafiący np. nawozić nasze uprawy, karmić kurczaki w kurniku, ale przede wszystkim wysyłać rzadkie prezenty. Za podobne przysługi zyskujemy mały bonus do doświadczenia, którego poziom decyduje nie tylko o dostępności przedmiotów, czy sadzonek, ale nawet o funkcjonalnościach gry. Przykładowo nie można od razu nabyć maszyn rolniczych, podobnie jak zająć się zbieraniem znaczków do kolekcjonerskiego albumu. FarmVille w ten sposób nagradza za wytrwałość i lojalność, jak każdy inny sieciowy pochłaniacz czasu.
Świat gry jest niezwykle zróżnicowany i potrzebny byłby w zasadzie odrębny artykuł żeby go w pełni przedstawić. Są jeszcze liczne osiągnięcia do odblokowania, niezwykłe zwierzątka, które można adoptować (jakie mleko daje różowa krowa?), tajemnicze, kurze jajka, poważne przedsięwzięcia budowlane (stajnię nie tak łatwo postawić), czy wreszcie cykliczne, najczęściej związane z wydarzeniami w kalendarzu eventy. Na nudę naprawdę nie ma co narzekać.
Popularność gry jest ogromna, jak już ktoś to obrazowo określił, bawi się w nią 1% naszej ziemskiej populacji. Porusza wyobraźnię, prawda? Gra oficjalnie w dalszym ciągu pozostaje w fazie beta, co zresztą doskonale widać po działaniach twórców. Błędy, których swoją drogą nie brakuje, są systematycznie eliminowane, a nowe funkcje programu dodawane na bieżąco. Choćby ostatnio udostępniono możliwość odnajdywania benzyny na farmach przyjaciół, jak również uruchomiono system powiadomień i komentarzy. Niesamowite, że główna produkcja gry zajęła marne 5 tygodni, co niedawno zdradził jeden z jej głównych autorów...
Igneous
W przeglądzie zaczęło robić się trochę zbyt sympatycznie, więc najwyższa pora przedstawić coś podnoszącego poziom adrenaliny we krwi, Oto Igneous, przygotowana z wizualnym rozmachem gra zręcznościową, która zadebiutowała całkiem niedawno, bo pod koniec ubiegłego roku. Program zdążył nawet załapać się do ostatniego konkursu Independent Games Festival Awards, choć ostatecznie nie zdobył statuetki w swojej kategorii (projekty studenckie).
Gra zadowoli maniaków nieskrępowanej akcji jak i amatorów współczesnych osiągnięć w dziedzinie wyświetlanej grafiki, przynajmniej tej na poziomie darmowych produkcji. W zasadzie Igneous to bardziej pokaz technologiczny, w którym podziwiamy gigantyczne eksplozje, bogaty w szczegóły świat, realistyczną fizykę i inne, niemniej przyjemne dla oka efekty. Głównym bohaterem programu jest kamienny totem, który podróżując po jednej z podziemnych komnat aktywuje tutejszy wulkan. W zasadzie cała rozgrywka sprowadza się więc do wielkiej ucieczki przed strumieniem rozgrzanej lawy. Z ogromną prędkością skaczemy po platformach, omijamy przeróżne przeszkody, jednocześnie obserwując jak wszystko wokół dosłownie się zapada. Wulkaniczny ogień trawi otoczenie, kolumny walą się na potęgę, a kamienne bloki fruwają w powietrzu gdzie popadnie. Pośród tego wszystko mały, drobny totem, którego jedynym atutem jest wyjątkowa skoczna natura.
Na potrzeby gry opracowano cztery poziomy, a właściwie trzy, bo pierwszy stanowi tylko krótkie wprowadzenie. Poza nim trafiamy m.in. na pełny pułapek most oraz odwiedzamy lokalnego bożka, któremu wprawdzie źle z oczu patrzy, ale przynajmniej bardzo efektownie, Niestety levele są bardzo krótkie, przez co grę przy odrobinie szczęścia można skończyć nawet w kilka minut. Jedynym pocieszeniem jest fakt, że wrażenia z rozgrywki powinny zostać na dłużej.
Igneous jak na standardy gier freeware dysponuje stosunkowo wysokimi wymaganiami sprzętowymi. Twórcy w rekomendowanej specyfikacji podają kartę GeForce 9600 lub jej odpowiednik, dwurdzeniowy procesor oraz 2 GB RAM-u. Przed rozpoczęciem wulkanicznych zmagań polecam najpierw odwiedzić opcje, gdzie można ustawić np. rozdzielczość, czy liczbę klatek na sekundę. Ponadto program umożliwia podpięcie kontrolera z Xboksa 360.
Peggle: World of Warcraft Edition, Peggle Extreme
To, że casualowe studio PopCap Games potrafi stworzyć grę prostą, aczkolwiek wciągająca jak bagno, mogliśmy się przekonać już niejednokrotnie. Wystarczy wspomnieć o cyklu Bejeweled, Zuma, czy wreszcie o hicie ostatnich miesięcy - Plants vs Zombies. Wyjątkiem nie jest tu marka Peggle, którą jak się okazuje, da się też poznać od darmowej strony.
Peggle to seria gier logicznych przypominająca skrzyżowanie pinballa z pachinko. Zabawa sprowadza się do wystrzelania piłeczki z górnej części ekranu, którą w domyśle należy zbić jak najwięcej pomarańczowych kołków i cegiełek. Poza nimi na planszy występują również obiekty w inne kolorze, szczególnie punktowane albo też uaktywniające specjalnych moce. Od tego schematu nie odbiega zarówno Peggle w edycji World of Warcraft jak i Extreme, choć są to gry znacznie krótsze od komercyjnych wydań.
Jak łatwo się domyślić, pierwsza z wymienionych pozycji powstała w porozumieniu z koncernem Blizzard i propaguje najsłynniejsze uniwersum MMOcRPG. Zresztą vice versa, bo w WoWie można przecież zagrać w Peggle w formie mini-gierki. W kwestii drugiego tytułu sprawa nie jest już jednak tak oczywista. Za Peggle Extreme stoi bowiem po części firma Valve, która grę początkowo dołączała do pakietu The Orange Box. Uciechom w zbijanie kołków w tym wypadku towarzyszą motywy nawiązujące do serii Half-Life, Team Fortress, a nawet Portala. Program obecnie da się pobrać za friko ze pośrednictwem Steama.
Obie gry oferują przede wszystkim tryb kampanii, dzięki któremu da się odblokować opcję Quick Play (pojedyncze levele), Duela z komputerem lub znajomym, jak i szereg interesujących wyzwań (Challenge). Te ostatnie polegają np. na zdobyciu konkretnej liczby punktów, wykonaniu specyficznych strzałów albo też pokonaniu na ustalonych zasadach komputerowych graczy. Trochę szkoda, że plansz w porównaniu z płatnymi wersjami Peggle jest tak mało, gdyż obie kampanie liczą ledwie po 10 plansz, a wyzwań w odsłonie Extreme jest raptem tylko pięć. Poza tym spotkać możemy też znacznie mniej tzw. Mistrzów Peggle, którzy asystują nam podczas rozgrywki służąc nieprzeciętnymi umiejętnościami. W World of Warcraft Edition jest to wspomagający celowanie jednorożec Bjork oraz Splork. W Peggle Extreme zawarto jedynie tego pierwszego.
Na koniec jeszcze jedna informacja. Jeśli mało Wam Peggle, to jest sposób by uzyskać kolejną darmową odsłonę serii, tym razem już pełnoprawną, z mnóstwem poziomów i wieloma bohaterami. Chodzi o Peggle Nights, która od lutego jak już informowaliśmy, objęta jest bardzo ciekawą promocją. Przy zakładaniu konta na witrynie PopCap Games, można bowiem obdarować grą wybraną osobę, i nic nie stoi na przeszkodzie by wysłać ją samemu sobie. Łapcie więc gierkę póki dają.