Tekken: A Man Called X - ruszyły zdjęcia do kolejnej filmowej adaptacji cyklu bijatyk firmy Namco
Trwają prace nad kolejną filmową adaptacją bijatykowego cyklu firmy Namco. Produkcja otrzymała tytuł Tekken: A Man Called X i zdjęcia ruszyły już jakiś czas temu.
Wypuszczona w 2010 roku pierwsza kinowa adaptacja cyklu Tekken nie zdołała zachwycić chyba nikogo. Mimo to producenci są gotowi spróbować jeszcze raz. Japoński aktor Kane Kosugi zdradził właśnie, że jest na planie drugiej części zatytułowanej Tekken: A Man Called X. Nie ujawniono żadnych innych konkretów, ale prawdopodobnie chodzi tu o ogłoszone w 2012 roku Tekken: Rise of the Tournament. Projekt ten zaplanowano jako prequel, opowiadający o początkach Turnieju Żelaznej Pięści. Wytwórnia Crystal Sky Picture stwierdziła wtedy jedynie, że reżyserem będzie Prachya Pinkaew, mający na koncie Ong-Bak. Jak widać, pomimo późniejszej ciszy medialnej prace nad filmem nie zostały zawieszone. Spodziewamy się więc, że już wkrótce usłyszymy więcej konkretów na temat obsady i fabuły.
Przypomnijmy, pierwszego filmowego Tekkena wyreżyserował Dwight H. Little. Akcja toczyła się w 2039 roku, w świecie zdewastowanym przez III wojnę światową. Po upadku rządów państw kontrolę nas planetą przejęły mega korporacje. Największa z nich, czyli kontrolująca Amerykę Północną firma Tekken, zaczęła organizować turnieje walki i o jednym z nich opowiadał scenariusz. Tytuł został przyjęty raczej chłodno, a producent konsolowego cyklu Katsuhiro Harada nie krył swojego niezadowolenia z efektu końcowego i podkreślał, że ani on, ani nikt inny z jego zespołu nie miał wpływu na kształt filmu.
Pozostaje mieć nadzieję, że Tekken: A Man Called X okaże się znacznie lepszą produkcją. Fakt, że reżyserem jest tym razem Prachya Pinkaew pozwala zakładać, że przynajmniej sceny walki będą imponujące.
Pisząc o adaptacjach cyklu Tekken warto wspomnieć o filmie The Avenging Fist. Został on zapowiedziano jako adaptacja cyklu bijatyk firmy Namco pomimo faktu, że producent Wong Jing nigdy nie uzyskał oficjalnej licencji. Właściciele praw szybko wytoczyli proces i w rezultacie wymusili zmianę scenariusza oraz porzucenie wszystkich zastrzeżonych elementów oraz nazw.
Ostatecznie film okazał się całkiem przyzwoitą produkcją, w której bezsensowną fabułę wynagradzały imponujące sceny walki oraz zaskakująco dobre, jak na niski budżet, efekty specjalne.