autor: Bartek Sarna
Stephen King w obronie gier
W USA cały czas trwają dyskusje na temat brutalności gier i przepisów regulujących do nich dostęp. Polemiki zataczają coraz szersze kręgi wciągając w dywagacje nie tylko samych zainteresowanych.
W USA cały czas trwają dyskusje na temat brutalności gier i przepisów regulujących do nich dostęp. Polemiki zataczają coraz szersze kręgi wciągając w dywagacje nie tylko samych zainteresowanych.
Tematyka regulacji prawnych związanych z grami dotyczy głównie ich twórców, dystrybutorów, graczy i polityków. Tymczasem ostatnio do wypowiedzi został sprowokowany sam Stephen King – jeden z najpopularniejszych pisarzy na świecie. Autor m.in. takich tytułów jak Mroczna Wieża, Zielona Mila czy 1408.
Jak stwierdził King, gry wideo to co prawda nie jego działka, (skończył z nimi na przełomie lat 70 i 80, kiedy jego dzieci pokonywały go w Pitfalla), ale ma wiele zastrzeżeń do przepisów prawnych, które ich dotyczą. Ostatnio, jak podkreśla twórca Zielonej Mili, opinię publiczną w USA zelektryzowała wiadomość, o tym że w stanie Massachusetts ma zostać wprowadzone prawo, wedle którego osobom do 18 roku życia nie będą sprzedawane lub będzie ograniczona sprzedaż gier zawierających sceny przemocy. Pisarz podważa zasadność tej ustawy, mówiąc, że totalnym nieporozumieniem jest zabranianie grania młodym ludziom w takie tytuły jak na przykład GTA: San Andreas przy jednoczesnym zezwoleniu na oglądnie brutalnych filmów takich jak Hostel: Part II.
Nie przekonuje go również argument zwolenników nowych regulacji prawnych, że właściwie gry służą tylko i wyłącznie temu, żeby dzieciaki miały frajdę z zabijania. Stephen King ma również serdecznie dosyć polityków (proponujących tego typu przepisy), ponieważ próbują oni grać rolę zastępczych rodziców. Nie dość, że rezultat takich działań jest katastrofalny, to jest to sprzeczne z zasadami demokracji – podkreśla pisarz.
W każdym razie jak można wywnioskować z jego wypowiedzi, King próbuje ukazać brak sensu w ustalaniu nowych przepisów prawnych dotyczących dystrybucji gier i dostępu do sklepowych półek z nimi. W argumentacji stosuje starą dobrą zasadę brzytwy Ockhama, czyli nie mnożenia bytów ponad potrzebę. – Gry wideo, tak jak filmy, mają już system oceniania. Na pudełkach mamy literki A i M, co oznacza mniej więcej tyle: „to nie dla Ciebie dzieciaku” – podkreśla King.
Ja osobiście jako autor tego newsa podpisuje się obiema rękoma pod głosem Stephena Kinga w tej sprawie. Jeżeli politycy chcą zdobyć rozgłos, to niech szukają go gdzieś indziej. Zwłaszcza, że bardzo często jest tak, iż grę wideo widzieli tylko wtedy, jak wykładali ją na sklepową ladę, żeby podarować ją później swojemu dziecku…