autor: Kamil Zwijacz
Sprawdzanie gier w ramach Steam Direct nie działa zbyt dobrze
Niedawno na Steamie wprowadzono w życie system Steam Direct, mający ułatwić sprzedaż deweloperom, a jednocześnie wyeliminować część śmieciowych gier. Youtuber SidAlpha udowodnił jednak, że sprawdzanie przez Valve Software produkcji dopuszczanych do sprzedaży to nieporozumienie.
Kilka miesięcy temu Valve poinformowało, że Steam Greenlight zostanie zastąpiony nowym systemem nazwanym Steam Direct. W ogólnych założeniach miał on ułatwić życie deweloperom, a jednocześnie częściowo zablokować zalew słabych gier, poprzez próg cenowy. Firma ustaliła jednak opłatę w wysokości tylko 100 dolarów, obiecując jednak, że zamierza dalej rozwijać steamowy algorytm (odpowiada za proponowane gry wyświetlające się użytkownikom) oraz dokładniej sprawdzać wnioski o dopuszczenie do sprzedaży. Kilkanaście dni temu Steam Direct oficjalnie zadebiutował i szybko okazało się, że nie wszystko działa jak należy.
Youtuber o ksywce SidAlpha przygotował widoczne poniżej nagranie wideo, na którym udowadnia, że Steam Direct, to delikatnie mówiąc, lipa. W skrócie chodzi o to, że wcześniej deweloperzy wrzucali na Steama byle jakie gry, „gotowce” tworzone na poczekaniu chociażby na bazie zawartości ze sklepu Unity Asset Store. Robiono śmieciowe produkcje, które zalewały platformę i mimo tego, że nikt ich nie kupował, to sami twórcy zarabiali na nich dzięki kartom kolekcjonerskim. O tym problemie pisaliśmy w maju. Jak Steam Direct wpłynął na ten stan rzeczy? Wydaje się, że nijak, gdyż youtuber doszukał się już kilku produkcji, które są właściwie assetami ze wspomnianego sklepu Unity sprzedawanymi na Steamie pod innym tytułem, np. Sleengster 3 od Crimson Duck Studios to nieco zmieniony Super Platformer 2D od Bitboys.
Jak widać sprawdzanie gier dopuszczanych do sprzedaży na Steamie działa wprost wyśmienicie, a przed dalszym zalewem klonów z pewnością uchroni nas „zaporowa” cena 100 dolarów. A tak na serio, wprowadzane przez Valve zmiany chyba jednak w żaden sposób nie wpływają na jakość wydawanych produkcji, a przynajmniej nie wpływają w pozytywny dla graczy sposób. Na razie nie pozostaje nam więc nic innego jak samodzielne przeczesywanie odmętów platformy w poszukiwaniu interesujących perełek.