autor: Tomek Borys
Spider-Man 2002 od reżysera Fight Club. Wiemy, jaka była jego wizja
David Fincher dwukrotnie w swojej karierze miał szansę stanąć za kamerą Spider-Mana. Ostatecznie nigdy mu się nie udało, bo jego wizja opowieści o Człowieku-pająku była zbyt niekonwencjonalna.
David Fincher to reżyser o bardzo wyraźnym i autorskim wyczuciu stylu, czego dowiódł w takich filmach jak Siedem, Podziemny Krąg czy Dziewczyna z tatuażem. Światy jego filmów są zazwyczaj chłodne i ponure, a opowiadane historie trudne do przełknięcia, pełne wyalienowanych i aspołecznych bohaterów.
Tym bardziej zaskakiwać może fakt, że niewiele brakowało, a to właśnie David Fincher stanąłby za kamerą komiksowego Spider-Mana z 2002 roku. Film, za który ostatecznie zabrał się reżyser Martwego zła Sam Raimi, do dziś jest jednym z największych box-office'owych gigantów, mając na koncie ponad 825 milionów dolarów. Czy wizja Finchera także przyniosłaby producentom taki zysk? Prawdopodobnie nie. Ale niewykluczone, że byłby to film wyprzedzający swoje czasy.
Największą zmianą w wizji Davida Finchera byłaby, jak dowiadujemy się z wywiadu udzielonego serwisowi io9, rezygnacja z całego wątku genezy bohatera, a więc historii z ugryzieniem Petera Parkera przez pająka, stopniowym odkrywaniem w sobie nowych mocy i utratą wujka Bena. To wszystko Fincher chciał przedstawić jedynie w formie 10-minutowej sekwencji początkowej, zrealizowanej jakby w formie teledysku.
Takie rozwiązanie jest Fincherowi bliskie. Z czymś podobnym mamy do czynienia w Siedem czy Podziemnym Kręgu. Dla reżysera jest to sposób na budowanie w widzu od pierwszych minut poczucia zagubienia i dezorientacji, emocji najczęściej odczuwanych przez fincherowskich bohaterów.
Jak mówił o „swoim" Spider-Manie Fincher:
Moja wizja tego, czym mógłby być Spider-Man, jest zupełnie inna od tego co zrobił, lub chciał zrobić Sam Raimi. To byłaby zupełnie inna rzecz, to nie byłaby historia dla nastolatków. Bardziej - historia o człowieku, który stał się dziwakiem.
Kolejnym pomysłem niedoszłego reżysera było oparcie dramaturgii na postaci Gwen Stacy. Cały wątek Mary Jane miał zostać ograniczony do wzmianki we wspomnianej sekwencji inicjalnej, a więc to właśnie z Gwen miały łączyć Petera Parkera najsilniejsze emocje. Reżyser Siedem chciał, aby Gwen Stacy zginęła w tragiczny sposób, dając tym samym sposobność do poprowadzenia opowieści w prawdziwie fincherowskim, depresyjnym stylu.
Jednym z niewielu aspektów, w których Fincher i Raimi byli zgodni, był wybór głównego antagonisty, czyli Zielonego Goblina, w którego w filmie z 2002 roku wcielił się Willem Dafoe.
Drugą szansę na zrealizowanie swojej wizji David Fincher mógł dostać w 2010 roku, kiedy rozpoczęto poszukiwania reżysera do Niesamowitego Spider-Mana, ale wówczas ostatecznie wybrano Marca Webba. Na razie nic nie wskazuje na to, abyśmy mieli kiedyś zobaczyć fincherowską wizję opowieści o człowieku-pająku. Jednak to, co w filmie superbohaterskim było nie do pomyślenia w 2002 czy 2010 roku, dziś jest już hitem wczorajszego box office. Może więc któreś studio da Fincherowi szansę wykazać się na tym polu? My na pewno byśmy nie pogardzili.
A Wy chcielibyście zobaczyć Spider-Mana od Davida Finchera? A może jakiś inny superbohater bardziej do niego pasuje? Napiszcie w komentarzach.
- Fincher chce być jak Picasso, bo zawarł nowy kontrakt z Netflixem
- David Fincher o wpływie Obcego 3 na własną karierę