autor: Krzysiek Kalwasiński
10 lat temu uznawano tę grę za porażkę, dziś to strzelanka kultowa
Niełatwo sprzedać Spec Ops: The Line. To gra, która pozornie jawi się jako przeciętniak. Potrafi jednak mocno zaskoczyć, co też stało się te 10 lat temu, gdy miała miejsce jej premiera – premiera jednej z najlepszych strzelanek.
Pierwsza część serii Spec Ops zadebiutowała w 1998 roku na PC. Celem twórców było opracowanie gry odbiegającej od tego, co oferowała większość przedstawicieli gatunku. Chciano, by w tej produkcji kluczową rolę odgrywała taktyka. Skupiono się więc na odwzorowaniu działań United States Army Rangers – elitarnej jednostki lekkiej piechoty Stanów Zjednoczonych. Głównie z uwagi na niebezpieczne misje, jakich ta się podejmowała, oraz jej brutalne taktyki.
Żeby wszystko wyglądało jak najlepiej, twórcy skonsultowali się z byłym instruktorem jednostek specjalnych. W ramach przygotowań udali się też na strzelnicę i fotografowali żołnierzy – zdjęcia zostały później wykorzystane do przygotowania tekstur. I to wszystko w miarę się sprawdziło. Gra spotkała się z ciepłym przyjęciem – nigdy jednak nie stała się wielkim hitem. Następne części miały się jeszcze gorzej. Niskie oceny i kiepska sprzedaż przyczyniły się do porzucenia kolejnych odsłon. W ramach ciekawostki warto wspomnieć, że nad jedną z nich pracowało Rockstar Games i frontman grupy Queens of the Stone Age.
Czas bohaterstwa
Dziesięć lat później (i dziesięć lat temu) pojawiła się gra, która przywróciła tę serię do życia. Choć na innych zasadach niż dotychczas. Taki nowy początek... albo koniec – różnie można na to spojrzeć. Produkcja tytułu wydawanego przez 2K ruszyła w 2007 roku. Jedną z najważniejszych inspiracji dla fabuły było Jądro ciemności Josepha Conrada. Jak również adaptacja wspomnianej powieści w postaci genialnego i kultowego filmu Czas apokalipsy z 1979 roku w reżyserii Francisa Forda Coppoli. Do tego należy dodać Drabinę Jakubową z 1990 roku – kolejny fenomenalny obraz. Już samo to dla niektórych może stanowić solidną rekomendację. Tym bardziej że twórcy naprawdę umiejętnie skorzystali z powyższych dzieł.
Produkcją zajęło się Yager Development, mające wówczas raczej niewielkie doświadczenie. Zanim do tego doszło, przedstawiło 2K swój pomysł na futurystyczną strzelaninę. Nie spotkał się on jednak z aprobatą wydawcy. Zamiast tego studiu zaproponowano stworzenie nowej odsłony Spec Ops i przy okazji obiecano dużą swobodę artystyczną. Skorzystało więc ono z okazji, przygotowując grę, której zamiarem było wzbudzenie w odbiorcach wątpliwości, co do traktowania tematyki wojennej jako źródła rozrywki. Bardziej spostrzegawcze osoby szybko zauważą, że tytuł ten bawi się z nami i próbuje mieszać nam w głowie. Godny docenienia zabieg, który w medium, jakim są gry, sprawdza się wyśmienicie.
Przedstawiona tu historia opowiada o beznadziejnej misji ratunkowej. Martin Walker – główny bohater tej produkcji – wyrusza ze swoim oddziałem Delta Force do przykrytego piaskiem Dubaju. Zadaniem żołnierzy jest ewakuowanie Johna Konrada i jego oddziału. Szybko jednak okazuje się, że ów pułkownik nie chce być uratowany. Całość mocno się komplikuje, a nasz protagonista zostaje wystawiony na ciężką próbę. Podobnie jak jego system wartości. Nieco prosta z pozoru misja przeistacza się w istne piekło. I na tym poprzestanę, by potencjalnym zainteresowanym nie psuć zabawy. To jedna z największych zalet, a zarazem wad tego tytułu – trudno go sprzedać. Nie można powiedzieć o nim ani za mało, ani zbyt wiele. Trochę jak z filmem Oldboy – z którym lubi porównywać swoje dzieło sam reżyser gry.
Idźcie dalej, żołnierzu
Spec Ops: The Line to jedna z tych produkcji, przy których warto być uważnym. Twórcy przygotowali wiele subtelnych wskazówek mówiących o tym, co tak naprawdę się dzieje. Świetnie przy tym wykorzystali samo medium, jakim są gry. Nigdzie indziej nie można sprawić, że pozornie zwykły obiekt, który mijamy, zmieni się, gdy się odwrócimy. To jeden z najprostszych i najpopularniejszych przykładów. Do tego dochodzą ekrany wczytywania, muzyka oraz elementy otoczenia, takie jak np. billboardy. Dzięki nim możemy poskładać wszystko do kupy, zanim zostanie wyłożone na tacy.
Deweloperzy zadbali też o to, żeby również sam Martin Walker odpowiednio ewoluował wraz z rozwojem opowieści. Wpływa to nie tylko na jego wygląd, ale również na wypowiadane podczas wymian ognia kwestie. Początkowo neutralne komendy zamieniają się z czasem w dzikie wrzaski i przekleństwa – obecne nawet podczas zwykłego przeładowywania. Przy akompaniamencie rockowej muzyki rodem z filmów o wojnie w Wietnamie robi to niesamowite wrażenie. Nie są to szczególnie nowatorskie techniki – chodzi raczej o sposób ich wykorzystania.
W opowieści pojawia się też kilka kluczowych momentów, podczas których jako gracze możemy dokonać wyboru. Nie ma tu rewolucji, bo wpływają one jedynie na charakter następnych scen – technicznie rzecz ujmując. Jeśli jednak przyjmiemy tę konwencję i połkniemy haczyk, mocno odbije się to na naszym odbiorze gry. Zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę charakter owych wyborów, a następnie ich konsekwencje. Jest tu kilka szokujących scen – to rzeczy najmocniejsze spośród wszystkich większych gier o podobnej tematyce.
Samym twórcom było ciężko podczas projektowania. Odwiedzili przecież najmroczniejsze zakamarki swoich umysłów. Walt Williams, który napisał scenariusz, zmienił swój sposób postrzegania świata – na bliski temu, co cechuje osoby cierpiące na depresję. Niejednokrotnie wątpił w to, co stworzył, chcąc wrócić do łagodniejszych koncepcji z początkowych faz produkcji. Ostatecznie zawsze stwierdzał, że kreuje dzieło warte przedstawienia światu. Tym bardziej że niewiele jest gier pokazujących horror wojny i jej wpływ na psychikę żołnierzy. Spec Ops: The Line robi to wyśmienicie.
Przekroczona linia
Spec Ops: The Line nie wyróżnia się zbytnio, jeśli chodzi o charakter rozgrywki. To pewnie jeden z powodów, dla których ta świetna pozycja tak słabo się sprzedała. Jawiła się po prostu jako kolejna wojenna strzelanka, których na rynku było i nadal jest sporo. Podczas prowadzenia kampanii marketingowej twórcy musieli najważniejsze treści ukryć. Taki był zresztą ich zamiar. Chcieli sprzedać tę produkcję jako prostą sieczkę, stopniowo zmieniającą się w coś przerażającego.
Pod względem gameplayu typowy przedstawiciel gatunku – prosty shooter z systemem osłon. Deweloperzy opracowali nieskomplikowaną mechanikę wydawania rozkazów kompanom, dzięki któremu możemy zlecić im zlikwidowanie konkretnego przeciwnika czy ściągnięcie na siebie uwagi. Ich inteligencja nie należy jednak do najlepszych, co odczuwalne jest szczególnie na wyższych poziomach trudności. Zdarza im się wbiec w grupę przeciwników i za chwilę stracić przytomność. Wtedy trzeba ich ratować, na co mamy ograniczony czas. Jeśli nie zdążymy, czeka nas przedwczesny koniec gry.
W Spec Ops: The Line ważną funkcję pełni piasek. Jest nie tylko nieodłączną częścią krajobrazu, ale również rozgrywki. Najciekawiej prezentuje się możliwość zasypania wrogów lawiną piachu (choć często są to zwykłe skrypty). Używanie granatów do wzbijania chmur piasku to też fajny patent, przydający się w starciach. Do tego dochodzą burze piaskowe, podczas których charakter walki nieco zmienia się z uwagi na mocno ograniczoną widoczność. To jednak trochę zbyt mało, aby starcia te wystarczająco wyróżnić. Zwłaszcza przy tak dużej konkurencji.
Warto też wspomnieć o muzyce. Pojawiają się tutaj kawałki takich wykonawców jak Mogwai, Deep Purple, Jimi Hendrix, Alice in Chains czy nawet Björk. Licencjonowanym utworom towarzyszy ścieżka dźwiękowa autorstwa czeskiego kompozytora Elii Cmirala. Całość idealnie współgra z charakterem kolejnych wydarzeń.
Szkoda, że przy tym wszystkim gra okazała się komercyjną porażką. Fajnie byłoby dostać chociaż remaster na nowsze konsole. Jeśli nie mieliście jeszcze okazji zagrać, a chcielibyście to zmienić, do dyspozycji macie wersję na PC, PlayStation 3 oraz Xboksa 360.