Sony robi to lepiej - felieton
Wpierw uderzył Microsoft, teraz przyszedł czas na Sony. Japoński koncern nie tylko pokazał konsolę PS5, ale zaprezentował też pierwsze gry, które na niej odpalimy. Znalazły się tam „indyki”, produkcje multiplatformowe, ale też tytuły ekskluzywne z PlayStation Studios, które udowadniają, że Japończycy nie zamierzają zejść z obranej ścieżki.
Czwartkowy pokaz gier, które już niedługo trafią na PS5, oglądało jednocześnie kilka milionów osób. Jest to zrozumiałe – większość fanów elektronicznej rozrywki była żywo zainteresowana tym, co przyniesie kolejna, dziewiąta już generacja konsol. Czy Sony pozamiatało i zostawiło konkurencję w pokonanym polu? Zdania na ten temat, jak zawsze, są podzielone. Najwięksi fani „niebieskich” nie kryli zachwytów, inni zachowali umiarkowany optymizm, sporemu gronu graczy nie przypadło z kolei do gustu to, że lwią część prezentacji zajęły „indyki”, a nie te największe hiciory, którymi japoński koncern karmił nas w ostatnich latach. Istnieje jednak jeszcze jedna grupa, do której sam należę. Grupa ta zwraca uwagę na drogę, którą ów producent podąża. I muszę uczciwie przyznać, że wizji tej trudno coś zarzucić.
Nie jestem zadeklarowanym fanem jednej lub drugiej firmy, wykazuję w tej kwestii dużą obojętność. Powiem więcej, liczę na to, że jeszcze przed końcem roku w moim domu staną zarówno PlayStation 5, jak i Xbox Series X i nie będę zmuszony dokonywać trudnych wyborów w kwestii zakupu jednego bądź to drugiego urządzenia. Mogę się jednak już teraz założyć, że częściej odpalać będę platformę firmy Sony z dość prozaicznego powodu – Japończycy udowodnili, że o sile ich platformy będą stanowić przede wszystkim gry i zamiast wymieniać ciosy w bitwie na teraflopy, po prostu, bez zbędnego gadania, te gry tworzą.
Szczerze, mam gdzieś to, jak dana konsola wygląda, bo nie będę codziennie się jej przyglądał. Nie interesuje mnie to, czy dana konsola jest najmocniejsza na rynku, bo kiedy odpalam jakiś tytuł, to ostatnią rzeczą, o której myślę, jest to, czy dodatkowy rdzeń procesora sprawiłby, że ów działałby lepiej. Aktualnie wszyscy przygotowują się już do pogrzebu ósmej generacji, a to właśnie na urządzeniu z mijającej epoki ukończyłem jedną z najlepszych gier ostatnich lat, czyli The Last of Us: Part II. Jeszcze kurz po jej premierze nie zdąży opaść, a w nasze ręce trafi kolejny, świetnie zapowiadający się „ex” – Ghost of Tsushima. Co w tym samym czasie ma do zaoferowania „zielona” konkurencja? No właśnie.
Czwartkowy pokaz gier mógłby być bardziej spektakularny, jasne. Sony mogło uderzyć z jeszcze mocniejszej rury i „zateasować” kolejną odsłonę serii God of War, zakomunikować, czy będzie coś robić w temacie Uncharted, spełnić wreszcie życzenia fanów i ogłosić następcę Bloodborne’a. Zamiast tego dostaliśmy informacje o rozszerzeniu Spider-Mana, pełnoprawnym sequelu Horizon: Zero Dawn i kontynuacji przygód lubianego duetu: Ratcheta i Clanka. To jednak w niczym nie wyczerpuje tematu i nie przekreśla szans na więcej megaprodukcji w kolejnych latach, zarówno tych doskonale znanych, jak i totalnych eksperymentów w rodzaju Until Dawn czy Days Gone. Japoński koncern pokazał, że nie zamierza zbaczać z wydeptanej wcześniej ścieżki, i to był czynnik, przez który Microsoft przegrał mijającą generację z kretesem. Miejmy nadzieję, że gigant z Redmond zdążył już wyciągnąć jakieś wnioski w tej kwestii.
ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA
Jeśli spodobał Ci się ten tekst i chcesz otrzymywać go przed wszystkimi, zapisz się do naszego newslettera.