Nick Fury z Tajnej inwazji nie mógłby istnieć, gdyby Marvel był wierny zasadom sprzed lat
Tajna inwazja pokazuje wątki, które kiedyś byłyby w Marvelu nie do pomyślenia. Nick Fury musiałby działać w granicach prawa, a sprawcy kryzysu błyskawicznie zostaliby wrzuceni za kratki.
Tekst zawiera spoilery związane z serialem Tajna inwazja.
Oglądając Tajną inwazję, można zobaczyć, że służby specjalne nie boją się stosować tortur czy zlecać egzekucji. Także Nick Fury stosował takie metody, o czym dowiadujemy się z finałowego odcinka produkcji. To w nim Gravik prowadzi swój monolog i zdradza, dlaczego przybrał właśnie taką ludzką postać. Okazuje się, że był to pierwszy człowiek, jakiego Skrull zabił na zlecenie byłego szefa T.A.R.C.Z.Y.
Ukazywanie w produkcjach filmowych brutalności służb dziś nikogo nie szokuje, ale jeszcze do 2001 Marvela oficjalnie obowiązywał kodeks CCA (Comics Code Authority). Od początku lat 50. świat komiksów musiał przestrzegać ścisłego zbioru zasad, który regulował, co może być prezentowane w historiach superbohaterów. Cenzura ta miała związek z wydaną w 1954 roku książką Seduction of the Innocent autorstwa psychiatry Fredrica Werthama.
CCA zakazywał przesadnego prezentowania przemocy a nawet używania słów „horror” czy „zbrodnia” w tytułach. Służby porządkowe musiały być prezentowane wyłącznie w pozytywny sposób, a przestępców spotkać kara. Jeden z najbardziej znanych zbrodniarzy – Joker – zawsze trafiał do więzienia.
Nick Fury w Tajnej inwazji nie tylko działa poza prawem i zwalcza oficjalne służby zinfiltrowane przez Skrulli. Serial pokazuje też, że mężczyzna piął się po szczeblach kariery dzięki zmiennokształtnym kosmitom i zdobywaniu dostępu do różnych informacji w nielegalny sposób. Gdyby serial Disney+ powstał kilkadziesiąt lat temu, to prawdopodobnie przypominałby parodię tego, co aktualnie można obejrzeć.
Ten materiał nie jest artykułem sponsorowanym. Jego treść jest autorska i powstała bez wpływów z zewnątrz. Część odnośników w materiale to linki afiliacyjne. Klikając w nie, nie ponosisz żadnych dodatkowych kosztów, a jednocześnie wspierasz pracę naszej redakcji. Dziękujemy!