Co za piękny koniec świata. Recenzja Season: A Letter to the Future
Season: A Letter to the Future daje graczowi rower, aparat, mikrofon i wypuszcza go w świat. Zadanie główne: rejestracja otaczającej go cyfrowej rzeczywistości tuż przed nadejściem końca świata. Misja to nietypowa, ale uwierzcie – oczyszczająca.
Apokalipsa nadchodzi. Znowu. Ale tym razem nie taka, jaką wszyscy znamy – całkowicie odmienna od tradycyjnych popkulturowych końców świata, bo pozbawiona atomowego grzyba, radioaktywnych pustkowi i krwiożerczych mutantów. Odrzućcie tę dość brutalną i ponurą ikonografię, a wyobraźcie sobie raczej ciche, cierpliwe oczekiwanie na nową porę roku. Mniej więcej do tego można przyrównać istotę gameplayu i fabuły Season: A Letter to theFuture, jednej z najbardziej uduchowionych gier indie ostatnich lat.
Czym Season tak w zasadzie jest? Eksploracyjną przygodówką z półotwartym światem i jednym z reprezentantów dość specyficznego nurtu gier fotograficznych. Chodzimy, zwiedzamy, rozmawiamy z NPC, podziwiamy widoczki, cykamy ładne zdjęcia, a następnie dzielimy się w dzienniku swoimi refleksjami na temat przemierzonych lokacji, poznanych ludzi i przeżytych emocji. Dla jednych więc nuda, dla drugich okazja do kontemplacji nad rzeczami różnymi. Ja pomarzyłem i podumałem całkiem sporo, ale nie wzięło się to znikąd. Musiałem otrzymać prowokujący do przemyśleń scenariusz i żywy świat. Na tyle żywy, że niezwykle ważną narracyjną funkcję pełniły w nim rzeczy martwe – od znaków drogowych, przez wiatraki energetyczne, aż po huśtawkę zrobioną z kawałka liny i opony. Brzmi absurdalnie? Cóż, może i tak. Dla mnie to jednak po prostu environmental storytelling najwyższej próby.
ENVIRONMENTAL STORYTELLING, CZYLI NARRACJA ŚRODOWISKOWA
Narracją środowiskową nazywamy wszystkie te sposób przedstawienia obiektów, które obok dialogów mówią coś o świecie przedstawionym bądź fabule gry. To tych parę assetów, mających posłużyć za coś więcej niż niewidzialną ścianę czy sztuczne wypełnienie przestrzeni. Pamiętacie chociażby BioShocka i misję z teatrem? Wszystkie te reflektory, figury, obrazy i części scenografii na spółkę z głosem z offu opowiadają tam konkretną historię. W Season environmental storytelling odgrywa niezwykle istotną rolę.
It’s the time of the season…
No dobra, warto jednak najpierw wiedzieć, jaką konkretnie historię poznajemy. Bo jest ona nietypowa. Miejscem akcji wydaje się planeta przypominająca florą i fauną Ziemię, ale raczej jej alternatywa. Religijnie, kulturowo i historycznie mamy tu bowiem do czynienia z kompletnie innym kawałkiem świata. Wiemy, że wszystko, co przed 500 rokiem, jest jedną wielką niewiadomą, a dopiero trzy następne wieki odznaczyły się w dziejach ludzkości – kolejno: technologicznie (powszechna industrializacja i modernizacja), artystycznie (tzw. złoty wiek dla sztuki, odpowiednik renesansu) i militarystycznie (czas pochłaniającej ludzkość wojny). Wszystkie te epoki, a konkretnie mówiąc: sezony, to już z perspektywy głównej bohaterki – Estelle – przeszłość.
Nasza protagonistka dowiaduje się jednak, że sezon, w którym aktualnie żyje, również się kończy, a wraz z nim wymazana zostanie pamięć ludzkości i dojdzie do wielkiej powodzi. Osiągnięcia techniczne zostaną, ale ktoś musi zadbać o przechowanie wspomnień i ważnych faktów dla dalszych pokoleń. Estelle decyduje się zatem wyfrunąć z rodzinnego gniazda i wyruszyć na swoim rowerze w świat – aż do doliny Tieng. Jej zadanie jest proste – zarejestrować rzeczywistość taką, jaka aktualnie jest, aby ta nie popadła przy okazji tej nietypowej apokalipsy w totalne zapomnienie.
Cały ten fabularny trzon intryguje już na poziomie koncepcyjnym, a mogę z pełnym przekonaniem zapewnić, że działa również od strony scenariuszowej. Estelle to wyciszona, ale zaangażowana w misję bohaterka, której z łatwością przychodzą inteligentne refleksje na temat stanu ludzkości i natury. Historie poznanych po drodze niewielu NPC są poruszające, a oni sami także próbują zmierzyć się z nadchodzącym końcem sezonu. Z kolei dialogi zostały napisane w niezwykle poetycki, ale jednocześnie autentyczny sposób, a przedstawiony tu świat skrywa całe mnóstwo pomniejszych opowieści, które poznamy jedynie wtedy, gdy nie przegapimy wspomnianej narracji środowiskowej.
…for remembering
„List do przyszłości” sprawdza się również od strony mechanicznej. Co prawda to twór po pierwsze pacyfistyczny, a po drugie niskobudżetowy – nie spodziewajcie się więc żadnego systemu walki, a i nastawcie na parę błędów i niedoskonałości, jeżeli chodzi o feeling poruszania się czy zacinanie się na niektórych teksturach. Pomijając jednak te nieoddziałujące na odbiór całości niedoróbki, mamy do czynienia z bardzo satysfakcjonującą przygodówką.
Pierwsze skrzypce gra tu przede wszystkim eksploracja. Twórcy przygotowali do zwiedzenia kilka mniejszych, bardziej liniowych obszarów, a także wspomniane wcześniej Tieng Valley, czyli półotwartą krainę całkiem sporych jak na „indyka” rozmiarów. Gracz otrzymuje więc pełną swobodę w odkrywaniu poszczególnych lokacji, a podróż uprzyjemnia rowerek, którego model jazdy został pomyślany całkiem interesująco, zwłaszcza na PlayStation 5, gdyż wykorzystuje on znamienne dla DualSense’a wibracyjne i haptyczne smaczki. Nacisk na triggery odpowiada naciskowi na pedały.
Takie widoki w grze to norma. Człowiek aż czuje lekki wiaterek we włosach.Season: A Letter to the Future, Scavengers Studio, 2023
Na tym nie kończą się dodatkowe interaktywne doznania wynikające z używania tegoż kontrolera. Podczas pieszego zwiedzania urokliwych zakątków Season przychodzi nam korzystać z aparatu fotograficznego oraz mikrofonu. Ten drugi wyłapuje wszelkie dźwięki otoczenia i przekłada je na pad. Podchodząc do wodospadu, „czujemy” w dłoni jego szum, z kolei dzwonki kołysane przez wiatr, zabiją również z kontrolera. To wszystko jest bardzo trudne do opisania, ale ekipa Scavengers Studio dzięki takim drobiazgom sprawiła, że A Letter to the Future to jeden z ciekawszych tytułów na PS5, jeżeli chce się sprawdzić pełny potencjał zaprojektowanego z myślą o tej konsoli kontrolera.
Samo robienie zdjęć jako mechanika nie należy może do najoryginalniejszych rozwiązań, takie rzeczy widzieliśmy już chociażby w Pokemonach. Cieszy jednak fakt, że fotografowanie większości charakterystycznych obiektów wiąże się z komentarzem głównej bohaterki rozszerzającym fabułę. To pozwala tak naprawdę poczuć, że każdy metr kwadratowy zwiedzanego obszaru ma tu znaczenie i został przez deweloperów przemyślany. Poza tym każde zdjęcie, nagranie głosowe, dźwiękowe czy komentarz Estelle można wykorzystać w specjalnym dzienniku, który uzupełniamy na potrzeby głównej misji gry. Mamy pełną swobodę, jeśli chodzi o dekorację i wymowę większości stron tegoż albumu, możemy więc wyrazić artystycznie nasze odczucia względem KAŻDEJ odwiedzonej lokacji i przekazać, co zrobiło na nas największe wrażenie.
Praktykowanie postpamięci
Przyjemność obcowania z tym tytułem zwiększa znakomite udźwiękowienie – mowa zarówno o subtelnym, przygrywającym delikatnie w tle soundtracku, naturalnych odgłosach natury, jak i pełnym angielskim dubbingu stojącym na poziomie porządnego filmu sundance’owego. Aktorzy wiedzą, o czym mówią, i wiedzą, w jaki sposób mówić. Warstwa graficzna zaś urzeka pastelowością, kwiecistością i przyjaznością barw, a sama stylistyka przywodzi na myśl krzyżówkę komiksów Moebiusa z filmem Spider-Man Uniwersum. Ponadto otrzymujemy tu całkiem sporo jak na około 7 godzin rozgrywki świetnie animowanych cutscenek.
Jeżeli więc mam komuś polecić Season: A Letter to the Future, to byłyby to osoby, którym niestraszny brak szeroko pojętej akcji, powolne tempo i dość głębokie, pobudzające do rozmyślań filozofowanie. To tytuł poruszający wiele różnych życiowych tematów w dziwnym, choć klimatycznym, miejscami wręcz „twinpeaksowym” świecie. Przede wszystkim jednak skupiający się na motywach pamięci i postpamięci, osadzając je w wielu różnych kontekstach. Przypomina, dlaczego warto rozpamiętywać i jak powinno się zapamiętywać – czy to drugiego człowieka, czy ważne wydarzenie historyczne, czy ulotny moment, kiedy to leżało się na trawie i chłonęło wszystko wokół. Pamięć pozwala nam być, czuć, a przy okazji nie oszaleć. Ten „list do przyszłości” potraktujmy więc jako list do nas. Pamiętajmy tylko, że w grze sami jesteśmy jego autorami.
Moja opinia o grze Season: A Letter to the Future
PLUSY:
- opowiada o końcu świata, a na swój unikalny sposób relaksuje;
- nie boi się dialogów poetyckich, a przy okazji nie sprawia, że stają się mniej naturalne;
- jest przykładem wzorowo poprowadzonej narracji środowiskowej – większość obiektów ma tu znaczenie;
- pięknie maluje nie tylko obrazem, ale i dźwiękiem;
- oferuje półotwarty świat niepodobny do tego, co widzieliśmy dotychczas w grach indie;
- pomysłowo wykorzystuje funkcje kontrolera DualSense, przez co wzmacnia immersję.
MINUSY:
- jest nieco ograniczona technologicznie – poruszanie się mogłoby być przyjemniejsze, a nienaturalne kolizje gracza z niektórymi teksturami rzucają się w oczy.
OCENA: 9/10
ZASTRZEŻENIE
Przedpremierowy dostęp do gry otrzymaliśmy od jej dystrybutora.