autor: Miriam Moszczyńska
Sabotaż na stacji kosmicznej - trwa szukanie winnych
Sprawa wycieku na rosyjskim statku Sojuz, który miał miejsce w 2018 roku, została odkopana przez rosyjskie pismo. Pojawiły się nowe zarzuty wobec amerykańskiej strony sporu.
W 2018 doszło do wycieku tlenu na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, gdzie wówczas przebywała załoga złożona z sześciu astronautów - trzech Amerykanów, dwóch Rosjan i Niemca. Jak można się domyślić, taka mieszanka nacji w jednym miejscu nie zwiastuje nic dobrego. A kiedy informacja o wycieku wyszła na jaw, ze strony rosyjskiej zaczęły pojawiać się zarzuty, mówiące jakoby to Amerykanie mieli odpowiadać za jego powstanie.
Jak się okazuje, wyciek nie był aż takim problemem dla astronautów, jak dla rosyjskiego rządu, bo otwór o średnicy zaledwie 2 mm doprowadziłby do zagrożenia życia astronautów dopiero po dwóch tygodniach. Co jednak było przyczyną jego powstania? Wykluczono uderzenie meteorytu, co wskazywało by raczej na ludzki błąd lub celowe działanie. Jednym z wytłumaczeń jest przypadkowe uszkodzenie ściany na Ziemi przez rosyjskiego technika, który następnie próbował chałupniczymi metodami ukryć otwór, prawdopodobnie przy pomocy kleju. To, co wytrzymało na naszej planecie, odpadło w kosmosie. Chciałoby się rzec – rosyjska myśl techniczna.
Roskosmos, czyli rosyjska agencja kosmiczna postanowiła za ten wyciek obwinić Amerykanów. Jak podaje Ars Technica w artykule z 2018 roku, wersja wydarzeń miała brzmieć tak: ktoś z załogi amerykańskiej rozchorował się i chcąc przyspieszyć powrót na ziemię, podziurawił Sojuza. Brzmi to absurdalnie, ale na tym się nie kończy, bo rzekomym dowodem miały być ślady wiercenia w miejscu przecieku, znalezione przez rosyjskich kosmonautów wysłanych do zbadania miejsca awarii. NASA nie chciało brnąć w historię o sabotażu, co więcej, wersję Rosjan zdementował jeden z amerykańskich astronautów i dowódca Międzynarodowej Stacji Kosmicznej - Drew Feustel.
Mogę jednoznacznie powiedzieć, że załoga na orbicie nie miała z tym nic wspólnego, bez wątpienia, i myślę, że to wstyd i trochę żenujące, że ktokolwiek marnuje czas na mówienie o czymś, w co załoga była zaangażowana.
Kilka dni temu sprawa ta została odkopana przez rosyjskie czasopismo TASS, na łamach którego w stronę amerykańskich kosmonautów ponownie zostały skierowane oskarżenia. Tym razem, cytując serwis Ars Technica, gdzie przetłumaczono artykuł TASS, wyciek miała spowodować astronautka Serena Maria Aunón-Chancellor, której stan zdrowia był na tyle zły, że skończył się „kryzysem emocjonalnym”. Pod jego wpływem Aunón-Chancellor miała próbować przyspieszyć powrót na Ziemię, celowo uszkadzając Sojuza. Tym razem NASA zabrała głos, jednak odpowiedź zostawiła sporo niewiadomych i niewiele wyjaśniła, zwłaszcza w kontekście stanu zdrowia Aunón-Chancellor
Aby chronić ich prywatność, agencja nie będzie omawiać informacji medycznych dotyczących członków załogi.
W sprawie astronautki, która padła ofiarą oskarżeń wstawiła się natomiast szefowa lotów kosmicznych NASA Kathy Lueders oraz administrator NASA Bill Nelson:
Ważną kwestią jest to, że na swoją obronę USA ma dowody, które świadczą o tym, że żaden z astronautów NASA nie stoi za wyciekiem, a Rosjanie nie są w stanie poprzeć swoich argumentów niczym, poza słowami. Udostępnione Rosjanom przez NASA dane, mają wskazywać, że żaden z członków amerykańskiej załogi nie był na pokładzie Sojuza ani w momencie wycieku, ani przed nim.
Cały ten szum wokół wycieku i snucie różnych domysłów jest najprawdopodobniej pokłosiem tego, że USA wycofało środki, które wspierały rosyjski przemysł kosmiczny. Ten popadł w kryzys i musi się jakoś ratować np. wywoływaniem kontrowersji, które zaszkodzą wizerunkowi Stanów. Oczywiście sprawa wciąż nie jest zakończona, a jej dalszy rozwój może być niezwykle ciekawy.