autor: Artur Falkowski
Reggie Fils-Aime podsumowuje sukces Nintendo
Kiedy rok temu Nintendo ogłosiło nazwę swojej nowej konsoli, gracze i dziennikarze pukali się w głowę, mówiąc, że to strzał do własnej bramki. Wiedząc o tym, że Wii nie będzie miało możliwości porównywalnych z PS3 czy X360, nie wróżono mu zbytniego sukcesu, a w najlepszym przypadku powtórzenie losu GameCube (dobry start i szybka utrata wsparcia niezależnych deweloperów).
Kiedy rok temu Nintendo ogłosiło nazwę swojej nowej konsoli, gracze i dziennikarze pukali się w głowę, mówiąc, że to strzał do własnej bramki. Wiedząc o tym, że Wii nie będzie miało możliwości porównywalnych z PS3 czy X360, nie wróżono mu zbytniego sukcesu, a w najlepszym przypadku powtórzenie losu GameCube (dobry start i szybka utrata wsparcia niezależnych deweloperów). Jak się jednak okazało, ci, którzy tak myśleli, byli w błędzie.
Dlatego też w trakcie spotkania z mediami, które odbyło się dwa dni temu w Seattle, prezesowi Nintendo of America, Reggiemu Fils-Aime, uśmiech nie schodził z twarzy. Okazało się, że starannie opracowana strategia marketingowa firmy była strzałem w dziesiątkę. Wii wciąż sprzedaje się jak ciepłe bułeczki i nic nie wskazuje na to, by taki stan rzeczy szybko się zmienił.
W trakcie swojego wystąpienia Fils-Aime obalił niektóre mity, które na dobre zakorzeniły się w umysłach ludzi związanych z branżą gier. Udowodnił, że gwarancją sukcesu nie jest wcale, jak przyjęło się uważać, wystawianie najlepszych produktów na sprzedaż w okresie przedświątecznym. Wystarczyło bowiem, że Nintendo rozszerzyło grupę docelową swoich gier, by tytuły świetnie sprzedawały się przez wiele miesięcy. „Produkcje, które trafiają do większej liczby odbiorców, mogą utrzymywać status bestsellerów praktycznie w nieskończoność” – powiedział prezes Nintendo. Jako przykład przywołał sukces gier Brain Age oraz Nintendogs, które znalazły się na liście 25 najlepiej sprzedających się produkcji w ubiegłym roku w Stanach Zjednoczonych, pomimo tego, że liczą już sobie 21 miesięcy, co w przypadku gry jest już sędziwym wiekiem, biorąc pod uwagę tempo rozwoju rynku. Fils-Aime uważa, że jest to wczesna oznaka znaczącej zmiany, która dotknie branżę elektronicznej rozrywki.
Dla przykładu przedstawił ciekawe informacje odnośnie japońskiego rynku. Jak się okazało, w 75% gospodarstw domowych, w których znalazło się Wii, konsola zamiast w osobnym pokoju czy sypialni, wylądowała w salonie, stając się takim samym elementem jego wyposażenia jak zestaw kina domowego czy telewizor. Fils-Aime powiedział też, że w ciągu ostatniego roku liczba konsol zakupywanych przez kobiety wzrosła o 42%. Sprzedaż handhelda NDS odbiorcom powyżej trzydziestego roku życia wzrosła o 127%. Liczba ta urośnie do 212%, jeżeli wziąć pod uwagę jedynie konsole nabyte przez ludzi w wieku przekraczającym trzydzieści pięć lat.
Kolejnym z mitów, jakie obalił prezes Nintendo of America, było przeświadczenie o tym, że Wii nie zdobędzie silnego wsparcia u niezależnych deweloperów i wydawców. Jak się okazało, większość sprzedaży gier na nową konsolę Nintendo dotyczy właśnie produkcji wydawanych przez firmy niezwiązane z producentem urządzenia. Mało tego, coraz więcej twórców pragnie robić gry na Wii.
Prelegent pochwalił się również faktem, że ponad połowa gier sprzedawanych w Japonii została wydana na konsolę NDS, a liczba pobrań produkcji z oferty Virtual Console przekroczyła już 3,3 miliona.
Na koniec Fils-Aime podzielił się informacjami na temat pozycji Nintendo w Stanach Zjednoczonych. Okazało się, że jego firma stała się głównym dostawcą konsol i gier na tamtejszy rynek, a jednocześnie twórcą najpopularniejszej gry wśród Amerykanów. Ostatni raz tak dobrą pozycję Nintendo miało w roku 1980.