Polak reżyserem najgorszego filmu świata. Zapadł wyrok sądu
Tommy Wiseau przegrał sprawę w kanadyjskim sądzie z twórcami dokumentu Room Full of Spoons. Reżyser The Room miał im za złe dociekanie jego korzeni (najwyraźniej obejmujących polskie pochodzenie) oraz rzekomo bezprawne wykorzystanie scen z jego „kultowego” dzieła.
- Tommy Wiseau przegrał sprawę w sądzie przeciwko twórcom filmu dokumentalnego Room Full of Spoons;
- reżyser „najgorszego filmu w historii” oskarżał Richarda Harpera, Fernando Forero McGratha, Marka Racicota i Richarda Townsa o bezprawne wykorzystanie scen z The Room oraz naruszenie jego prywatności przez dociekanie jego pochodzenia;
- według Richarda Harpera, Wiseau naprawdę nazywa się Tomasz Wieczorkowicz i pochodzi z Poznania;
- sąd nakazał Wiseau wypłacenie oskarżonym 700 tysięcy dolarów.
Polska kultura daje nam wiele powodów do dumy, wliczając w to ostatnie dokonania rodzimych twórców gier. Do długiej listy osiągnięć naszego narodu możemy teraz dopisać… stworzenie tytularnego najgorszego dzieła kinematografii w historii. Wszystko za sprawą niedawnego wyroku, który zapadł w kanadyjskim Toronto. Sędzia Paul Schabs odrzucił oskarżenia Tommy’ego Wiseau w związku z filmem dokumentalnym Room Full of Spoons, w którym ujawniono polskie korzenie reżysera. Teraz musi wypłacić twórcom – Richardowi Harperowi, Fernando Forero McGrathowi, Markowi Racicotowi i Richardowi Townsowi – 700 tysięcy dolarów i nie może wstrzymać dystrybucji ich dzieła (via Variety).
Zacznijmy od początku, czyli 2003 roku, kiedy to ukazało się wiekopomne dzieło Wiseau – The Room. Produkcja, której reżyser był jednocześnie scenarzystą, producentem oraz głównym aktorem, szybko zyskała sobie niesławę. Tragiczny montaż, takież dialogi, gra aktorska, ścieżka dźwiękowa, scenariusz – szybciej byłoby wymienić dobre elementy tego filmu. W efekcie (zgodnie z typowo ludzką logiką) The Room stał się pozycją kultową, koronnym przykładem filmu „tak złego, że aż dobrego”, nazywaną nawet Obywatelem Kane’em najgorszych dokonań kinematografii.
Dziesięć lat po „sukcesie” Wiseau ukazała się książka The Disaster Artist, która w 2017 roku doczekała się filmowej adaptacji z Jamesem Franco w roli głównej. Wtedy też miała zadebiutować produkcja Richarda Harpera i spółki, ale ekipa natrafiła na opór ze strony Tommy’ego Wiseau. Jeszcze w 2015 roku obie strony negocjowały wykupienie licencji The Room w celu wykorzystania scen z filmu w Room Full of Spoons, ale reżyser zażądał ogromnych pieniędzy oraz wpływu na kształt dokumentu (by był „bardziej pozytywny”). W tej sytuacji twórcy zdecydowali się odwołać do tzw. doktryny uczciwego obrotu, pozwalającej na wykorzystanie materiałów w celach informacyjnych lub krytycznych. W odpowiedzi Wiseau wystosował pozew do sądu w Toronto, co doprowadziło do wstrzymania planowanej dystrybucji filmu.
Według słów Richarda Harpera, sprawa była zwyczajnie „bzdurna”, co potwierdza uzasadnienie wyroku. Paul Schabs przyznał, że fragmenty wykorzystane w Room Full of Spoons są znaczące (ok. 7 minut scen z The Room), ale też „nieprzesadne” i przyznał rację twórcom. Odrzucił też zarzuty Wiseau o naruszenie prywatności przez ujawnienie jego miejsca urodzenia oraz prawdziwego imienia i nazwiska, jako że są to publicznie dostępne informacje:
Te informacje były dostępne publicznie i tak właśnie znaleźli je oraz potwierdzili oskarżeni. Wiseau może być wrażliwy na tym punkcie w związku z budowaną od lat aurą tajemniczości wokół własnej osoby, ale ujawnienia tych danych nie można, obiektywnie rzecz ujmując, uznać za „bardzo uwłaczające”.
I tu dochodzimy do polskiego akcentu. Według twórców Room Full of Spoons Tommy Wiseau naprawdę nazywa się Tomasz Wieczorkowicz i urodził się w Poznaniu. Nie jest to zupełnym zaskoczeniem, mimo rozmaitych deklaracji reżysera o pochodzeniu z Francji, Nowego Orleanu etc. Już w 2013 roku Greg Sestero – autor książki The Disaster Artist – mówił o emigracji Wiseau z bloku wschodniego, na co wskazywał też akcent filmowca. Możemy więc z dumą uznać, że Polska wydała na świat reżysera, którego dzieło na zawsze zapisało się w kronikach kinematografii. Co prawda wolelibyśmy, by był to najlepszy, a nie prawdopodobnie najgorszy film w historii, ale lepszy rydz niż nic.