autor: Marek Czajor
Piwo i Orzeszki – Ja pisać lux teksty
Życie recenzenta, poza korzyściami w postaci darmowych gier i brania kasy za to, co i tak się lubi robić, usłane różami nie jest. Fulko Wam to mówi.
Życie recenzenta, poza korzyściami w postaci darmowych gier i brania kasy za to, co i tak się lubi robić, usłane różami nie jest. Fulko Wam to mówi. Nie to, żeby od razu chciał się z Wami, Szanowni Czytelnicy, zamieniać, bo nie chce. Ale wkurzacie jego kolegów po fachu (oczywiście oprócz niego samego) nie na żarty. Biedni pismacy ślęczą godzinami nad tekstami, dopieszczają całość do perfekcji, wyszukują smaczki słowne itd. A wy co? Doceniacie? A gdzieżby! Zerkacie najczęściej na tytuł i podsumowanie, ewentualnie przelatujecie pierwszy i ostatni akapit recenzji. Drodzy Lenie, statystyki nie kłamią – stajecie się powoli pokoleniem ameb i analfabetów.
Co zrobić, by czytelnicy (w końcu nazwa zobowiązuje...) czytali teksty od deski do deski? Fulko od dziesięcioleci się nad tym głowi, szukając przy okazji porad w eterze. No i ostatnio doczekał się. Pomiędzy dwoma growymi pismami doszło do malutkiego starcia w rzeczonej kwestii, bo poszło o merytoryczne przygotowanie tekściarzy oraz kształt, jaki powinny mieć recenzje. Fulko rzucił się na teksty, przeczytał dwa razy ów pojedynek na słowa, ale niestety – zapachu dymu i siarki nie poczuł. Żadnego mięsa, obelg, podpuszczania, wyśmiewania itd. Eeeeee!!! Gdzie te czasy, kiedy między redakcjami wrzało, a fani SS i Gamblera umawiali się na „ustawki”?! Ech, stare to dzieje…
Wracając do meritum sprawy, starcie między gazetami przebiegało w dość grzecznej atmosferze, czyli było nudne. Niemniej chodziło o przepis na dobre pisanie i dlatego Fulko przeczytał całość, mimo pogłębiających się w miarę zgłębiania tekstu nudności. Gdy dotarł do końca, ze smutkiem połknął z powrotem zawartość żołądka. Niestety, skutecznej recepty na dobrą recenzję nie znalazł. Jedni branżyści twierdzili, że teksty powinny być pisane w sposób dla odbiorcy przystępny, bez nadużywania fachowych określeń programistycznych, bez analizowania linijek kodu gry itd. Fanów ma interesować przede wszystkim gameplay, a nie struktura produktu, budowa i proces tworzenia. Od tego są programy typu „Jak to jest zrobione” na kanale Discovery. Co, nie macie Discovery? A Fulko ma.
Drudzy branżyści zaraz zripostowali, że gracze to nie debile – trochę wiedzy też im się należy. To właśnie zagłębianie się w tajniki tworzenia gry, zastosowanych w niej technologii i hardware’u czyni treść bardziej profesjonalną i atrakcyjną dla czytelnika. A że od fachowych nazw połamie mu się język i połowy rzeczy i tak nie zrozumie? Zawsze można stworzyć słowniczek w ramce obok, poza tym niech się cham dokształci.
Fulko uważa, że obie powyższe postawy, prezentowane przez gazety growe są jak krawaty fanów Republiki: czarno-białe. Co to znaczy? Ano to, że zarówno jedni, jak i drudzy mają racje i jednocześnie nie mają racji. Faktem jest, że teksty typu: „ach te misje, jakie one ciekawe, grafika – wymiata niesamowicie, muzyka – odlot totalny – wpada w ucho i nie chce z niego wylecieć, a cała gra – na sto dwa” brzmią lamersko, jeśli nie są dodatkowo uargumentowane. Przy takim warsztacie, nie podając żadnych konkretów, można opisać w zasadzie każdy produkt, zmieniając jedynie tytuł. Tylko, że to droga donikąd. Bo lania wody gracze, nawet ci mniej wybredni nie lubią. A co gorsza, redaktorzy naczelni również.
No dobra, olejmy recenzenta – lamera i zatrudnijmy recenzenta – fachowca. Czy dzięki temu zwiększymy statystyki czytania? Otóż nie zawsze. Profesjonalista z ambicjami może uraczyć odbiorcę bełkotem wręcz zabójczym dla istot żywych. Fulko kiedyś próbował szpanować wiedzą – nie wyszło. Wystarczyły dwa, trzy zdania w stylu „motion capture alter ego gracza w Jumping Jack pokazuje moc wspomaganego technologią ragdoll engine’u Havok, niemniej z powodu braku antyaliasingu, filtrowania anizotropowego i obsługi shaderów awatar nie wygląda zbyt realistycznie…” i czytelnik miał ochotę strzelić sobie w pałę. Albo strzelić w pałę Fulko, co zresztą na jedno wychodzi, bo i tak nikt tekstu nie zmęczył do końca.
Fulko oczywiście nie krytykuje jajogłowych mądrali, co to, to nie. Intencje mają przecież dobre, a próba wciśnięcia choć odrobiny wiedzy w zamulone czachy graczy to krok w dobrym kierunku, ale… zbyt często zdarzają się przegięcia. Niestety, większość redaktorów branży growej nie ma talentu pokroju mistrzów Szklarskiego, Maya czy Nienackiego. Weźmy takie „Tomki” czy „Samochodziki” – oprócz fantastycznych przygód bohaterów wmuszają w czytelnika sporo wiedzy geograficzno-historycznej, mimo to ludzie i tak czytają je po tysiąc razy. Czyli umiejętnie sprzedana wiedza nie odrzuca, ale mało kto umie aplikować ją w stylu Nienackiego i growi tekściarze do takich tuzów raczej nie należą. No, bo kto z Was, graczy, przeczytał kiedyś kilka razy tę samą recenzję, szczególnie, jeśli była upstrzona technicznym bla bla bla? Nikt, no chyba, że była to recenzja napisana przez Fulko.
Zakładając, że razem z Fulko wykpiliście już koncepcje pisarskie, przedstawione na łamach growego pisma [piiiiiii] i jego świetnego konkurenta [piiiiii], macie prawo w końcu zapytać, jaka ma być ta idealna recenzja, którą chętnie pochłonęlibyście z wywieszonym jęzorem. Spytacie? To pytajcie, a Fulko i tak Wam nie odpowie, to znaczy odpowie, ale za chwilkę, bo chciałby jeszcze powrócić do języka, jakim są pisane teksty. Warstwa merytoryczna to wszak jedno, a drugie to tzw. warsztat, dzięki któremu recenzent swoje bóle na kartkę papieru tudzież ekran przelewa. Według Fulko nie ma nic gorszego, jak pisanie metodą „na luzaka” albo „na Miodka”.
Niektóre media branżowe silą się na „młodzieżowy” luz, upychając w tekstach zwroty wzięte z języka potocznego, blokersowego slangu, grypsów więziennych i Bóg jeden wie z czego jeszcze. W praktyce gracz dowiaduje się, że „giera ryje beret”, „witka człowieku!”, „świeżynka kopie dupala”, „kolo jest wporzo”’, „grafa to jeden zadzior”, „laska jest niezła pierdziawa” itd. Fulko po lekturze takiej recenzji, choć mało z niej rozumie, czuje się odmłodzony o jakieś 20 lat. Nic, tylko włożyć dres, narzucić kaptur na głowę i wrzasnąć przez balkon: „Jołmen człowieku! Hutnik Pany!” Rzecz jasna, są to tylko takie hip-hopowe myśli Waszego protagonisty, Fulko nigdy głośniej tak nie krzyknie. Byczki z osiedla bez problemu dorzuciliby kamieniami na siódme piętro, gdyby usłyszeli, komu Fulko kibicuje. Mają chłopaki krzepę.
Fulko trochę sobie żartuje, ale odgadliście: ten miły gość nie lubi zbyt luzackiego, blokerskiego stylu pisania recenzji gier. Nie ma to jak pisać piękną, literacką polszczyzną. Tylko jak to u Fulko, znowu powstaje problem: nie zawsze się da. Ojczyzna-polszczyzna serwowana bez umiaru w recenzjach odpycha, szczególnie wtrącanie wielu mało znanych, zbyt mądrych i trudnych zarazem słów. Nie ukrywajmy: branżowi tekściarze piszą najczęściej na dość banalne tematy i stosowanie literackich ozdobników do opisywania prostych zagadnień wygląda po prostu śmiesznie. Przykład? Proszę bardzo, Fulko coś wymyśli na poczekaniu: „Jesteś pedałem – oznajmiła piasta, zerkając na pedał rowerowy. Jakkolwiek zabrzmiało to niejednoznacznie, w mało wysublimowany, pejoratywny sposób, tak naprawdę stwierdziła tylko stan faktyczny”. Fajne? A jak się czyta! Profesor Miodek z pewnością dałby Fulko piątkę, nie wiadomo tylko, czy długo wytrzymaliby z tym tekstem gracze.
Wasz uniżony sługa nieprzyzwoicie się dzisiaj rozpisał, a Wy przecież tego nie lubicie. Ale to wina przeskoku na inną markę piwa, nie martwcie się, następnym razem Fulko się poprawi. Spokojnie, Fulko już kończy. Podsumowując: skoro mamy nie pisać zbyt banalnie, nazbyt mądrze, zbyt luzacko i zbyt sztywniacko, to jak mamy tworzyć, by porywać tłumy? Po prostu CIEKAWIE! W tej całej mądrej dyskusji o formie i treści słowa pisanego chodzi tak naprawdę o to, by zawsze było miło, sympatycznie i relaksacyjnie. Czytelnik pochłaniając tekst, ma przyjemnie spędzić czas. Czy receptą na dobrą recenzję jest czerpanie po trosze z tego wszystkiego, o czym Fulko pisał powyżej? Pewnie tak, ale to nie wystarczy. Żeby pisać ciekawie, trzeba mieć po prostu talent. Rzemieślnik, choćby dobry nigdy nie dorówna artyście. Tyle.
A wy, Drogie Lenie, jeśli doczytaliście dzisiejszy felieton aż do tego miejsca, to oznacza, że łyknęliście ponad 7 tysięcy znaków! Brawo! To doskonały moment na Wasze odrodzenie. Fulko ma nadzieję, że już od jutra będziecie pochłaniać wszystkie teksty, jakie pojawią się w serwisie, rzecz jasna ze szczególnym uwzględnieniem tekstów Fulko. A jeśli nie przeczytaliście całego niniejszego felietonu, tylko, jak wielu statystycznych gałganów, pierwszy i ostatni akapit, to trudno… Kijek Wam w bareczki. PA!
Marek „Fulko de Lorche” Czajor
Wypite piwo
- PiO.1 – Zabij mnie gro
- PiO.2 – Rozterki nałogowca
- PiO.3 – Pożycz dychę
- PiO.4 – Jaśnie Pan Redaktor
- PiO.5 – Giełdowe mydło i powidło
- PiO 6 – Pierwsze zloty na płoty
- PiO 7 – Kolekcjoner
- PiO 8 – Nie ma w co grać!?