autor: Marek Czajor
Piwo i Orzeszki – Co papier to papier
Do kiosków po czteroletniej przerwie powróciło pismo o grach GameStar. Tak, jak kiedyś nieoczekiwanie zniknęło z rynku, tak teraz nieoczekiwanie się pojawiło.
Do kiosków po czteroletniej przerwie powróciło pismo o grach GameStar. Tak, jak kiedyś nieoczekiwanie zniknęło z rynku, tak teraz nieoczekiwanie się pojawiło. W każdym razie Fulko nie zauważył kilka miesięcy wstecz jakichś zapowiedzi, kampanii reklamowej, forumowych spekulacji fanów itd. Co więcej, pojawienie się pisma w dobie kryzysu wydaje się wręcz nielogiczne, bo co jak co, ale wszyscy teraz raczej obcinają koszty, niż inwestują. Ale widać IDG ma się nieźle, więc – chcąc nie chcąc – trzeba tego GameStara kupić. No i Fulko kupił.
Wasz felietonista bardzo kocha czasopisma, ale z bólem serca musi przyznać, że przy pierwszym kontakcie trochę się zawiódł. Nowy GameStar kosztuje tyle, co CD Action, a jest od niego dwa razy chudszy! Co do pełnych wersji – oprócz BattleForge pozostałe już od dawna są znane z innych pism. O boxach rzecz jasna zapomnijcie. Wnętrze jest odrobinę bardziej kolorowe niż kiedyś (z naciskiem na „odrobinę”), za to do poczytania jest naprawdę niewiele. Po co na ten przykład w czasopiśmie dla pecetowych graczy artykuł o przerabianiu konsol? Co więcej, część tekstów to zwykłe przedruki z niemieckiej edycji GameStara, a to chyba nie najlepiej świadczy o mocach przerobowych polskiej redakcji. Podsumowując, magazyn zaliczył solidny falstart. Wasz bard nie chce być złym prorokiem, ale jeżeli pismo nie zwiększy liczby stron, nie doda lepszych „pełniaków”, nie zamieści większej ilości ciekawych tekstów, to za piętnaście zeta nikt go oprócz Fulko kupował nie będzie. A nawet taki super gość jak Fulko nie zaopatrzy się w tyle numerów, by utrzymać całe czasopismo.
Ponarzekać na GameStara można, a nawet trzeba (a nuż to coś da), ale warto odnotować na plus fakt, że w ogóle się na rynku pojawił. Wynika z tego, że wydawcy wciąż uważają, iż inwestowanie w magazyny o grach jest opłacalne i ma sens. A przecież od lat mówi się o tym, że Internet musi zniszczyć prasę komputerową. Sprzedana z miesięcznym opóźnieniem na kartce papieru informacja nie ma szans z szybkim netowym newsem. Mimo to czasopisma dalej się ukazują, a w miejsce upadłych (ostatnio Gameranking i Click!) pojawiają się nowe. I GameStar nie jest tu wyjątkiem.
W listopadzie ubiegłego roku zadebiutował nowy konsolowy miesięcznik Engarde. Jeszcze przed premierą wybuchł maleńki skandal, bo niektórzy chłopcy z redakcji zbyt się zapędzili z promocją pisma - pojechali brzydko po konkurencji i zrazili do siebie część elektoratu i branży. Dlatego wiadomo było, że gdy magazyn się ukaże, będzie na podwójnym cenzurowanym. I stało się. Pierwszy numer Engarde został przez środowisko graczy wyśmiany, nabijaniu się i złośliwościom nie było końca, ale, co Fulko potwierdza słowem skauta piwnego, baty były zasłużone. Pamiętacie Gamblera w pionierskich czasach albo dziewiąty numer Top Secret? Engarde wyglądał jeszcze gorzej: niewielka ilość grafik, gryzące kolory, tragiczne, zlewające się z czcionką tła i sama czcionka – zbyt mała, obrzydliwie wytłuszczona. Czytać to może i było co, tylko nie bardzo się chciało. Doznania estetyczne były zbyt szokujące. Zresztą redaktor naczelny tuż po premierze przeprosił za wygląd Engarde i obiecał, że zatrudni profesjonalnego składacza. Fulko przeprosiny przyjął, ale co z tego, skoro pismo po pięciu numerach upadło.
Powyższe przykłady dowodzą, że próby zaistnienia na rynku prasy o grach, choć nie zawsze udane, są czynione. Co papier to papier. Co ciekawe, artykuły do gazet piszą też autorzy z serwisów netowych. Nie widzą w tym nic amoralnego, nieetycznego, że niby to przecież konkurencja i takie tam. Sam Fulko, gdyby go Smuggler na kolanach poprosił, może by się skusił... Zresztą prawda jest taka, że gros redaktorów i tekściarzy zarówno z pism, jak i serwisów zna się i nawet trochę lubi. W końcu jak nie lubić kogoś, z kim człek spotyka się co rusz na jakichś targach, lata tym samym samolotem na pokazy, mieszka razem w jednym hotelu i smoli wspólnie firmowe piwo i orzeszki? Nie ma takiej możliwości, szczególnie po piwie. Dlatego oficjalnie można sobie nawzajem podogryzać, pokrytykować się, powygłupiać nawet na forum, ale tak naprawdę, nikt nikomu krzywdy robić nie zamierza.
Gazety i serwisy o grach nie są dla siebie konkurencją sensu stricte (aleś Fulko wystrzelił! - a teraz idź sprawdzić w słowniku, co to znaczy). Owszem, traktują o tym samym, ale ich zakres oddziaływania jedynie się zazębia, nie pokrywa. Wasz mistrz pióra chce przez to powiedzieć, że prawdziwy fan gier zarówno surfuje po serwisach, jak i kupuje branżową prasę. Jeśli łakniecie świeżutkich newsów, szukacie dużej dawki informacji, recenzji, poradników, interesuje Was głos na forum, chcecie ściągnąć demo lub obejrzeć zwiastuny – Internet w tym przypadku rządzi. Problem polega tylko na tym, że, jak Fulko przypuszcza, nie macie dostępu do komputera na okrągło. Co jednak zrobić, jeśli pół dnia spędzacie w komunikacji miejskiej, na lekcji polskiego oprócz pikantnego wątku z Jadźką nie interesują Was żadne „Chłopy”, w kolejce u lekarza jesteście na szarym końcu (a i tak Was w końcu nie przyjmie), a w domu od komputera co rusz odpycha Was brysiowaty brat? W powyższych przypadkach (i nie tylko) prawdziwym panaceum na Wasze troski jest dobre pisemko.
Kilka lat temu Fulko opublikował świetny (jakżeby inaczej) artykuł pt. Zapach papieru, traktujący o historii prasy growej w Polsce. W podsumowaniu Wasz ulubiony felietonista wysnuł hipotezę, że niezależnie od rozwoju Internetu tak długo będą pojawiać się magazyny o grach, jak długo będzie istnieć papierowa prasa. I popatrzcie, jak dotąd sprawdza się! Mamy kryzys, jest biednie i czasopisma upadają, ale mimo to w ich miejsce pojawiają się nowe. Kto wie, może kiedyś doczekamy się sytuacji z drugiej połowy lat 90., kiedy to na rynku funkcjonowało kilkanaście pism o grach. Jak na razie Fulko i tak jest szczęśliwy, bo nie ma to jak zapach świeżutkiego numeru GameStara, zabranego na godzinny „seans” do toalety. Choć po godzinie nie jest już taki świeży.
Marek „Fulko de Lorche” Czajor
Wypite piwo
- PiO 1 – Zabij mnie gro
- PiO 2 – Rozterki nałogowca
- PiO 3 – Pożycz dychę
- PiO 4 – Jaśnie Pan Redaktor
- PiO 5 – Giełdowe mydło i powidło
- PiO 6 – Pierwsze zloty na płoty
- PiO 7 – Kolekcjoner
- PiO 8 – Nie ma w co grać!?
- PiO 9 – Ja pisać lux teksty
- PiO 10 – Bajeczki medialne
- PiO 11 – Sklep
- PiO 12 – Fanboy – brzmi dumnie?
- PiO 13 – Plastikowa rzeczywistość
- PiO 14 – Obywatelski obowiązek
- PiO 15 – Virtual Reality
- PiO 16 – Polskie dziadostwo
- PiO 17 – Garstka ryżu i łyk źródlanej wody
- PiO 18 – Hasta la vista, Michael
- PiO 19 – Ta okropna reklama
- PiO 20 – Kryzys
- PiO 21 – Dwa życia