autor: Damian Rams
Piraci wciąż istnieją, i nawet kradną konsole
W branży elektronicznej rozrywki termin „piractwo” przewija się dość często i dotyczy spraw związanych z nielegalnym kopiowaniem i rozpowszechnianiem gier, filmów czy muzyki. Jak się okazało, producentom, wydawcom, a także samym graczom przeszkodzić potrafią jeszcze najprawdziwsi, podręcznikowi piraci.
W branży elektronicznej rozrywki termin „piractwo” przewija się dość często i dotyczy spraw związanych z nielegalnym kopiowaniem i rozpowszechnianiem gier, filmów czy muzyki. Jak się okazało, producentom, wydawcom, a także samym graczom przeszkodzić potrafią jeszcze najprawdziwsi, podręcznikowi piraci.
Nie wiemy wprawdzie, czy szable, drewniane nogi i flagi z trupimi czaszkami dalej są w modzie, ale somalijscy korsarze są całkiem groźni. Grasują w okolicach swojej ojczyzny, czyli na gęsto uczęszczanej trasie transportowej, łączącej Europę z Bliskim Wschodem. Statki przepływające tą drogą mają na pokładach – między towarami pokroju paliw, węgla czy zabawek – także konsole i gry wideo.
Ostatnio piraci zaatakowali jeden z transportów Nintendo Wii, naturalnie zabierając cały ładunek. Oznacza to, że w gorącym dla sprzedawców okresie świątecznym japońskich konsol może po prostu zabraknąć. Nikt raczej nie zdecyduje się na odkupienie sprzętu od piratów, gdyż wiązałoby się to z ogromnymi stratami finansowymi oraz sporym ryzykiem.
Sytuacja jest kłopotliwa. Dystrybutorzy obawiają się transportować towar po raz kolejny przez Kanał Sueski, gdyż może się to wiązać z ponowną jego utratą. Alternatywna droga morska prowadzi naokoło Afryki – jest wprawdzie bezpieczniejsza, ale niemal dwa razy dłuższa.
Najgorszy jest fakt, że agresywne zachowanie somalijskich piratów najbardziej odbija się na Europejczykach. To nasze szlaki handlowe są zagrożone – Amerykanie czy Azjaci raczej nie mają się czym przejmować. Wygląda na to, że tegoroczne święta upłyną pod znakiem deficytu Wii i gier na tę platformę. Oby po raz ostatni.