Piekielnie tania alternatywa dla Ambilight Philipsa. Sam używam tego podświetlenia i nie wyobrażam już sobie korzystania z telewizora bez Goove Dreamview
Nie doceniamy znaczenia światła, dopóki sami nie zobaczymy efektów jego wykorzystania. System Goove Dreamview odmienił mój kontakt z telewizorem i odświeżył mieszkanie za sprawą klimatycznego oświetlenia.
Zawsze zazdrościłem użytkownikom systemu systemu Philips Ambilight i wiem, że nie jestem jedyny, bo to wręcz fantastyczny patent, który podbija wrażenia z oglądania filmów i grania w gry. Wole jednak telewizory innych producentów, więc przez lata musiałem obejść się smakiem – do czasu aż na rynku pojawiły się w końcu sensowne alternatywy, jak Goove Dreamview, o którym Wam dzisiaj opowiem. Bez niego nie wyobrażam już sobie korzystania z TV.
Stwórz niepowtarzalny klimat z Goove Dreamview
Niepozorna kamera w połączeniu z taśmą LED-ową sprawiły, że Goku wypuszczający Kamehameha w Dragon Ball: Sparking! Zero rozjaśnia mój pokój snopem oślepiającego błękitu. Oglądanie filmów stało się jeszcze przyjemniejsze i już od rana nie mogę się doczekać wieczornych seansów, by poza akcją śledzić spektakl tańczących świateł. Oglądany obraz zaczął niemalże przenikać do mojego pokoju, a system oświetlenia tworzy cudowną atmosferę.
Wrażenia z korzystania z Goove Dreamview są wprost fantastyczne
Każdy widzi, że współczesne gry kolorów się nie boją i często atakują paletą dynamicznie zmieniających się barw – takie produkcje działają doskonale z Dreamview i nadają pomieszczeniu klimatyczną aurę, podbijając intensywność wrażeń z rozgrywki. To jednak nie wszystko, bo śledzenie kolorów spisuje się również doskonale przy mrocznych horrorach – grając w Alan Wake 2, nie mogłem się napatrzeć, jak snop światła z latarki dosłownie wychodzi z telewizora i precyzyjnie oświetla fragment ściany, a reszta krawędzi pozostaje przyciemniona. Gdy pierwszy raz to ujrzałem, to jak głupi bawiłem się kamerą i machałem w grze latarką, patrząc jak dokładnie działają diody. Ostatnio grałem natomiast w Slitterhead. Jest to horror pełen akcji, gdzie jedna misja osadzona jest w zrujnowanym, pokrytyk krwią domu publicznym. Karmazynowe ściany sprawiły, że cały pokój wypełnił się czerwienią, a ja czułem się, jakbym samemu przeniósł się na miejsce akcji. Takie wrażenia są nie do podrobienia.
Z Goove Dreamview filmy i gry nabierają nowego wymiaru
A najlepsze w tym systemie jest to, że można go łatwo rozbudować o kolejne elementy. Wystarczy dokupić dodatkowe żarówki, taśmy LED-owe lub lampy od Goove z funkcją Bluetooth, a zsynchronizujecie wszystko w jeden ekosystem, który śledzi kolory wyświetlane przez telewizor. Poszedłem w coś takiego i jak w grze lub filmie oglądam scenę pożaru, to cały pokój zostaje oświetlony pulsującym światłem imitującym płomienie. Wygląda to niesamowicie, jest szalenie przyjemne i satysfakcjonujące dla oczu, a do tego buduje nieziemski klimat i podbija kosmicznie immersję. Korzystam z tego już ponad rok, a nadal za każdym razem zachwycam się tym efektem, bo ten po prostu wymiata i robi wrażenie na każdym, komu na żywo demonstruję go w akcji.
Efekt na miarę Ambilight w dowolnym telewizorze
Jeśli czujecie się przekonani (polecam obejrzeć demonstracje na YouTube, bo sam swojego nagrania nie mogę tutaj wrzucić), to Goove Dreamview w wersji T1 kupicie za 234,29 zł na Amazon.pl – musicie jednak wiedzieć, że sklep informuje o terminie realizacji wynoszącym kilka miesięcy (jednak praktycznie w każdym przypadku następuje to znacznie szybciej). Natomiast dostępny „od ręki” nowszy, lepszy model Goove Dreamview T2 kosztuje aktualnie 565,49 zł i posiada m.in. system podwójnej kamery, więc śledzenie barw imponuje jeszcze bardziej. A przy okazji trzeba dodać, że dodatkowe oświetlenie za telewizorem to nie tylko estetyka, ale ma też praktyczne zastosowanie i naturalnie podbija kontrast z obrazu oraz jest komfortowe dla oczu, które przy wieczornych seansach mniej się męczą. Moim zdaniem warto.
Dreamview to doskonała alternatywa dla Ambilight
Ten materiał nie jest artykułem sponsorowanym. Jego treść jest autorska i powstała bez wpływów z zewnątrz. Część odnośników w materiale to linki afiliacyjne. Klikając w nie, nie ponosisz żadnych dodatkowych kosztów, a jednocześnie wspierasz pracę naszej redakcji. Dziękujemy!