Parszywa piątka, czyli najgorsze mobilne adaptacje filmów (m.in. Captain America czy Pacific Rim)
Przyglądamy się najgorszym mobilnym adaptacjom kinowych przebojów, jakie trafiły na App Store i Google Play w przeciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Po te gry nie chcecie sięgać!
W latach 90-tych ubiegłego wieku gracze konsolowi i pecetowi nauczyli się unikać gier opartych na motywach filmów. Większość z nich prezentowała bowiem żenująco niski poziom, a przyzwoitsze tytuły tego typu były prawdziwą rzadkością. Z czasem, wraz z drastycznym wzrostem kosztów produkcji entuzjazm wydawców w tej kwestii wyraźnie opadł i liczba tych projektów wyraźnie zmalała. Nie znaczy to jednak, że firmy przestały tworzyć tego typu adaptacje, po prostu skoncentrowały się na wymagającym mniejszych nakładów rynku mobilnym. Ostatnie dwanaście miesięcy obfitowało w niefortunne przykłady tego trendu, boleśnie pokazujące, że deweloperzy nie wyciągnęli wniosków z porażek ich kolegów na pecetach i konsolach. Ten przegląd poświęcony jest takim właśnie słabym adaptacjom.
Pacific Rim
Zaczynamy od Pacific Rim, czyli zeszłorocznego, udanego filmu science-fiction, w którym wielkie roboty (zwane Jaegerami) obijały pyski równie dużym potworom (określanym jako Kaiju). Dla wielu widzów było to ziszczenie dziecięcych fantazji, wydawało się więc, że jest to idealna tematyka na grę. To zapewne pozostaje prawdą, ale do realizacji tej idea zdecydowanie potrzeba było deweloperów o większych umiejętnościach niż te posiadane przez pracowników studia Reliance Big Entertainment.
Autorzy nie silili się na jakąkolwiek oryginalność i zamiast tego postanowili bezczelnie skopiować serię Infinity Blade. Otrzymujemy zatem grę akcji, w której zabawa sprowadza się głównie do toczenia pojedynków jeden na jednego, gdzie ataki wyprowadzane są przez kreślenie linii na ekranie. W cyklu, z którego zaczerpnięto ten pomysł wszystko to sprawdza się w akcji dzięki dużej czułości systemu sterowania. Natomiast w Pacific Rim silnik reaguje ze sporym opóźnieniem i często niedokładnie odczytuje gesty, więc kierowany przez nas robot obrywa pomimo tego, że wprowadziliśmy właściwą komendę. W rezultacie w roli głównego wroga gigantyczne potwory zostały zastąpione przez kiepskie sterowanie, a jedynym co dzieje się błyskawicznie jest wyparowanie wszelkiej przyjemności czerpanej z walk.
Mobilny Pacific Rim jest także brzydki jak noc, a także radośnie ignoruje wiele kluczowych elementów kinowego pierwowzoru, takich jak np. konieczność posiadania dwóch pilotów w kokpicie Jaegera. Co gorsza, nawet jeśli zagryziecie zęby i będziecie kontynuowali rozgrywkę to szybko zderzycie się ze ścianą w postaci błyskawicznie rosnącego poziomu trudności, który praktycznie wymusza korzystanie z mikropłatności, co w przypadku gry płatnej jest kompletnym nieporozumieniem.
Pacific Rim na App Store (3 zł)
Pacific Rim na Google Play (3 zł)
Hunger Games: Catching Fire - Panem Run
Znacznie lepsze pierwsze wrażenie robi Hunger Games: Catching Fire - Panem Run, którego premiera towarzyszyła kinowemu debiutowi filmu Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia. Dzieje się tak za sprawą całkiem atrakcyjnej grafiki i przyzwoitego systemu sterowania. Wystarczy jednak pograć dłużej, aby szybko przekonać się, że te pozytywy są jedynie zasłoną dymną próbującą ukryć żenująco słabą grę.
Panem Run to kolejny przykład typowego wśród adaptacji filmowych kserowania cudzych rozwiązań. Tym razem deweloperzy postanowili skopiować szalenie popularne Temple Run. Otrzymujemy więc endless runnera, w którym postać automatycznie pędzi przez pełne przeszkód i pułapek plansze, a my jedynie modyfikujemy jej zachowanie wydając takie polecenia jak skok, wślizg czy zmiana pasa biegu. Jedyną nowością jest dodanie krótkich sekcji, w których może strzelać z łuku do tarczy.
Głównym problemem gry jest fakt, że jest ona niezwykle nudna. Poziomy szybko zaczynają zlewać się w jedną masę, a wyzwania powtarzać. Aplikacja po prostu nie oferuje niczego, co zachęcałoby do dalszej rozgrywki. Nawet oddani fani marki nie mają tutaj czego szukać, gdyż Panem Run ma niewiele wspólnego z fabułą Igrzysk Śmierci, a to co robimy podczas „zabawy” nijak ma się do wydarzeń znanych z książek i filmów. No chyba, że uczucie beznadziejności po dłuższych sesjach miało w założeniu odtworzyć ponurą, postapokaliptyczną rzeczywistość serii. Jeśli tak, to twórcy odnieśli pod tym względem wielki sukces. Porażka produkcji jest tym bardziej trudna do zrozumienia, że premierze pierwszej części kinowej sagi towarzyszyło znacznie lepsze Hunger Games: Girl on Fire.
Hunger Games: Catching Fire - Panem Run na App Store (3 zł)
Hunger Games: Catching Fire - Panem Run na Google Play (3 zł)
The Croods
Wydawać by się mogło, że aby mieć pewność wysokiej jakości wystarczy powierzyć adaptację doświadczonemu studiu. Taką logiką zapewne kierowała się wytwórnia Dreamworks, która do przeniesienia na rynek mobilny licencji filmu animowanego Krudowie wybrała studio Rovio. Zespół ten miał na koncie same dobre gry, poczynając od serii Angry Birds, poprzez Bad Piggies a na Amazing Alex kończąc. W rzeczywistości jednak ta dobra passa uległa przerwaniu i współpraca obu firm dała nam w rezultacie prawdziwego potworka.
Już sam wybór gatunku zwiastował porażkę. Znaną z ekranów przygodową komedię zaadaptowano bowiem na prymitywną strategię odtwarzającą wszystko to, co najgorsze w niezliczonych klonach Farmville. Zajmujemy się głównie łapaniem zwierząt oraz ich tresowaniem i rozmnażaniem. Nie ma tutaj mowy o żadnym wyzwaniu, czy jakimkolwiek poziomie trudności. Nie trzeba starannie planować rozbudowy wioski czy dbać o budżet. Zamiast tego rozgrywka sprowadza się do czekania. Bardzo szybko bowiem początkowe surowce ulegają wyczerpaniu i skrócenie czasów potrzebnych na dokonanie jakiejkolwiek czynności wymaga korzystania z mikropłatności.
The Croods ledwo co zasługuje na miano gry. Bardziej przypomina raczej automat, do którego bez końca wrzucamy monety, tyle że w zamian nie otrzymujemy nic wartościowego poza możliwością popatrzenia na ładne dwuwymiarowe plansze i postacie. Chyba każdy z Was bez problemu znajdzie lepszy sposób na wykorzystanie zarówno swoich pieniędzy, jak i czasu.
Fast & Furious 6: The Game
Trudno znaleźć serię filmową, która byłaby łatwiejsza do przeniesienia na urządzenia mobilne niż cykl Szybcy i wściekli. Wystarczy przecież opracować dobrą grę wyścigową z egzotycznymi samochodami, dorzucić system tuningowania i już mamy produkcję idealną dla fanów kinowej marki. Wszystko to brzmi prosto, ale mimo to przerosło ludzi ze studia KABAM.
Aplikacja wita nas świetną grafiką, z pięknymi modelami aut i atrakcyjnymi miejskimi trasami. Na tym kończą się jednak pozytywne wrażenia. W grze same wyścigi zostały bowiem sprowadzone do poziomu prymitywnych mini-gierek. W zawodach typu drag racing nasza aktywność ograniczona jest to kreślenia kresek w odpowiednich momentach w celu zmiany biegów. W normalnych wyścigach sterowanie jest równie banalne, tyle, że dodatkowo musimy wciskać jeden przycisk wykonując wślizgi przy zakrętach. O tradycyjnej jeźdźcie, w której w pełni kontrolujemy zachowanie samochodu możemy tylko pomarzyć, co w praktyce kompletnie przekreśla ten tytuł.
Niska jakość produkcji zasmuca tym bardziej, że adaptacja poprzedniej części kinowej sagi, czyli gra Fast Five the Movie: Official Game do dzisiaj pozostaje jednym z najlepszych przykładów na to, że na podstawie filmowej licencji da się opracować wyśmienitą grę. Tyle, że tytuł ten wyszedł spod ręki autorów serii Asphalt, był tradycyjną ścigałką o wysokim poziomie trudności i nie starał się doić graczy na każdym kroku. Natomiast odpowiedzialnemu za Fast & Furious 6: The Game studiu KABAM zabrakło nie tylko talentu, ale również wstrzemięźliwości jeśli chodzi o mikropłatności.
Fast & Furious 6: The Game na App Store (za darmo)
Fast & Furious 6: The Game na Google Play (za darmo)
Captain America: The Winter Soldier
Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz okazał się jedną z największych filmowych niespodzianek tego roku. Produkcja zebrała wyśmienite recenzje i cieszyła się ogromną popularnością wśród widzów. W obu tych kategoriach pozostawiła daleko w tyle pierwszą część serii. Niestety, studiu Gameloft nie udało się powtórzyć tego sukcesu przy produkcji mobilnej adaptacji.
Twórcy przerobili kinowy przebój na nudne zręcznościowe RPG. Captain America: The Winter Soldier to praktycznie kalka wydanego w zeszłym roku Thor: The Dark World. W obu tytułach biegamy przez plansze i walczymy z chmarami przeciwników. Podczas starć towarzyszą nam również jednostki sojusznicze, ale nie mamy nad nimi bezpośredniej kontroli. Oba tytuły prezentują również podobnie niski poziom
Captain America: The Winter Soldier wygląda nieźle, ale gra okazuje się przerażająco nudna i nawet tłumy wrogów nie potrafią dostarczyć jakichkolwiek emocji. Mechanizmy rozgrywki są boleśnie prymitywne i oczywistym jest, że twórcy nie mają pojęcia o tym co odróżnia dobre zręcznościowe RPG-i od słabych. Ponadto za dużo elementów zostało zautomatyzowanych, czyniąc nas zbyt często biernymi obserwatorami. Niekiedy wystarczy jedno dotknięcie ekranu, aby nasz superbohater przebił się przez kilku nieprzyjaciół na raz. Gwoździem do trumny tego projektu jest bardzo nachalny system mikropłatności. Cała rozgrywka została zbalansowana tak, aby maksymalnie zachęcała do wydawania prawdziwych pieniędzy, co w przypadku płatnej produkcji jest nie do zaakceptowania.
Captain America: The Winter Soldier na App Store (9 zł)
Captain America: The Winter Soldier na Google Play (za darmo)