autor: Bartosz Świątek
NVIDIA: „dwie trzecie GPU, które sprzedajemy, obsługuje ray tracing”
Colette Kress - dyrektor finansowa koncernu Nvidia - stwierdziła w czasie Credit Suisse Annual Technology Conference 2019, że dwie trzecie układów graficznych sprzedawanych obecnie przez jej firmę posiada obsługę ray tracingu.
Dyrektor finansowa firmy Nvidia - Colette Kress - pojawiła się na zakończonej właśnie Credit Suisse Annual Technology Conference 2019. W czasie paneli dyskusyjnych, w których brali udział eksperci i analitycy, rozmawiano na różne tematy powiązane z rynkiem kart graficznych. Jednym z wątków była szybkość, z jaką technologia ray tracingu przyjmuje się pośród graczy. Jak się okazuje, modele obsługujące tę funkcję cieszą się sporą popularnością - stanowią dwie trzecie sprzedawanych obecnie układów „zielonych” (za Wccftech).
Ogólnie rzecz biorąc, dwie trzecie układów, które sprzedajemy teraz na potrzeby zestawów desktopowych, ma ray tracing. Jesteśmy naprawdę zadowoleni z przyjęcia tej technologii na rynku, choć oczywiście jest miejsce na rozwój. Mamy karty, które pasują do każdego segmentu cenowego, jak również do każdego rodzaju gracza. Ogółem, by korzystać z ray tracingu można kupić kartę za sto dolarów, taką za tysiąc, albo coś pomiędzy.
Widzimy to tak, że w przyszłości ray tracing będzie podstawą gier (jako takich - przyp. red.) i grania na PC. Myślę, że jesteśmy tylko w początkowych etapach rozwoju i ilość ray tracingu, jaką zobaczymy w przyszłości - nie tylko w grach PC, ale też na konsolach i gdzie indziej - będzie nadal napędzała rynek gier - powiedziała dyrektor finansowa Nvidii.
Colette Kress podkreśliła też, że priorytetem dla jej koncernu wcale nie jest sprzedawanie układów z najwyższej półki - firma chce mieć ofertę dla każdego rodzaju klienta. Trudno uznać to za wielkie odkrycie - nie od dzisiaj wiadomo, że największe pieniądze kryją się w tzw. średnim segmencie (widać to choćby po wynikach kolejnych ankiet Steam).
Warto jednak odnotować tę część wypowiedzi, która odnosi się do szerokiej gamy kart obsługujących ray tracing, bowiem stawia ona słowa przedstawicielki Nvidii w nieco innym świetle. Na rynku nie ma wycenionego na 100 dolarów układu, który posiadałby sprzętową obsługę ray tracingu - najtańsza karta tego typu to GeForce RTX 2060, za którego trzeba zapłacić 330-350 dolarów (w Polsce ok. 1400 zł). Istnieją natomiast starsze GPU z serii GTX, na których można aktywować ograniczoną formę śledzenia promieni dzięki rozwiązaniu programowemu. Niestety często wiąże się to z olbrzymimi spadkami wydajności, które w praktyce uniemożliwiają granie. Czy mówiąc o „dwóch trzecich kart” Colette Kress faktycznie miała na myśli układy RTX, czy wszystkie, na których można ray tracing włączyć? Trudno to stwierdzić nie znając pełnego kontekstu, w jakim padły te słowa, a tego redaktorzy Wccftech nie przytoczyli.
W czasie konferencji pojawił się też wątek problemów Intela z podażą - od pewnego czasu koncern nie potrafi dostarczyć na rynek wystarczającej liczby procesorów, co negatywnie odbija się na ich dostępności (a w konsekwencji cenie, szczególnie w niektórych regionach). Dyrektor finansowa Nvidii podkreśliła, że kłopoty „niebieskich” nie wpływają na sprzedaż kart graficznych jej koncernu.
W przypadku niedoboru procesorów, to prawdopodobnie rozmawiamy o tym od około roku. Przypomnę, że jeśli chodzi o to, gdzie trafia nasz sprzęt, to pojawiamy się na ogół w bardziej high-endowych rodzajach systemów, zarówno gdy idzie o komputery stacjonarne, jak i notebooki. Zauważamy, że również nasze OEM-y (sprzęt sprzedawany w ramach zestawu - przyp. red.) trafiają do komputerów z wyższej półki. W ostatnim kwartale nie odnotowaliśmy żadnego realnego wpływu niedoboru CPU (na biznes Nvidii - przyp. red.). Wchodząc w czwarty kwartał uwzględniliśmy to, co wiemy, w naszych wytycznych - powiedziała Colette Kress.
Użytkownicy często wymieniają równocześnie GPU i CPU, a połączenie układu graficznego Nvidii z procesorem Intela przez lata było bardzo popularne (z uwagi na wysoką wydajność tych CPU w grach), więc problemy „niebieskich” teoretycznie mogły odbić się negatywnie na producencie kart graficznych. Tak się nie stało, co sugeruje, że sprzedające się świetnie jednostki z serii AMD Ryzen bez problemu zapełniają lukę stworzoną przez konkurencję.