„Miałem mieszane uczucia”. Reżyser Casino Royale o ostatnim Bondzie z Danielem Craigiem
Były reżyser filmów o Bondzie, Martin Campbell, przedstawił swoją opinię na temat produkcji No Time to Die z Danielem Craigiem. Recenzja nie jest tak pozytywna, jak mogłoby się wydawać.
Martin Campbell swój bondowski debiut zaliczył już w 1995 roku filmem Goldeneye z Pierce'em Brosnanem w roli głównej. Następnie przyszło mu jeszcze wyreżyserować Casino Royale z 2006 roku, w którym to po raz pierwszy zobaczyliśmy Daniela Craiga jako agenta 007. Od tego czasu reżyser nie miał nic wspólnego z uniwersum Jamesa Bonda, podczas gdy aktor pozostawał związany z rolą 007 przez kolejne cztery filmy.
Od premiery ostatniej odsłony z Danielem Craigiem, No Time to Die, minęły już dwa lata. Martin Campbell, przy okazji poszukiwań nowego odtwórcy Jamesa Bonda, postanowił wypowiedzieć się na temat produkcji z 2021 roku. W wywiadzie dla Express reżyser nie szczędził pochwał aktorowi, ale stwierdził, że w samym filmie było za mało humoru i naprawdę wyróżniających się scen.
Myślę, że był interesujący. Miałem mieszane uczucia, co do filmu. Było w nim kilka bardzo dobrych rzeczy. Myślę, że zabrakło trochę humoru. Prawdopodobnie niektóre akrobacje nie były tak pomysłowe, jak w innych produkcjach o Bondzie.
Początki Daniela Craiga w roli Bonda nie należały do łatwych. Wyglądem aktor odbiegał od swoich poprzedników – był niższy i blondwłosy, przez co obsadzenie go w tej roli spotkało się mieszanymi reakcjami fanów. Pomimo wątpliwości, Craig okazał się strzałem w dziesiątkę, a Casino Royale stało się najlepiej zarabiającym filmem o agencie 007 aż do premiery Skyfall – również z Danielem Craigiem.
Jako że Martin Campbell był tym, który wprowadził Bonda Daniela Craiga do kin, fani mogą interesować się, co reżyser sądzi o odejściu aktora. Recenzując No Time to Die, Campbell dodał swoje trzy grosze na temat Brytyjczyka:
Był świetnym Bondem, nie ma co do tego wątpliwości.
Dobrze wiedzieć, że Campbell dalej wspiera Daniela Craiga w jego nowoczesnej kreacji Jamesa Bonda. Filmom z jego udziałem można wiele zarzucić, ale jedno jest pewne – następny Bond nie będzie miał łatwego zadania.