Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość pozostałe 30 czerwca 2006, 18:46

autor: Redakcja GRYOnline.pl

Myśli nieprzemyślane - Hszoncz w czcinie

Żeby coś wydrukować i mieć szansę, że zostanie to przeczytane przez człowieka, którego autor nie zna osobiście, to już trzeba było niezłą mieć pozycję w hierarchii kościelnej. Naprawdę niezłą, bo podówczas w zasadzie tylko Biblię drukowano...

Onegdaj to było tak, że czytać mało kto umiał, pisanie jeszcze mniej powszechnym hobby było, a żeby coś wydrukować i mieć szansę, że zostanie to przeczytane przez człowieka, którego autor nie zna osobiście, to już trzeba było niezłą mieć pozycję w hierarchii kościelnej. Naprawdę niezłą, bo podówczas w zasadzie tylko Biblię drukowano...

Powiedzmy, że przez pięć wieków z kopką tak to właśnie wyglądało – potem pojawił się Internet, a na nim wyrosła usługa WWW, czyli nie posiadająca granic platforma do publikacji wszystkiego przez wszystkich. Ludzi, którzy piszą, a których nikt nie czyta, okazało się być zdecydowanie więcej niż ludzi, których czytają rzesze. Zobaczenie własnego tekstu w formie drukowanej, choćby to na ekranie monitora było, daje miłe poczucie spełnienia, że oto coś po nas pozostaje, co (potencjalnie) zobaczą inni. Wyszło na to, iż – nie tak wiele przejaskrawiając – pisać chcą wszyscy, a czytać nie ma komu.

Myśli nieprzemyślane - Hszoncz w czcinie - ilustracja #1

Zresztą... nawet ci, którzy nie mają większych ambicji związanych ze stukaniem w klawiaturę, zostali zmuszeni do porozumiewania się za pomocą e-maili, komunikatorów czy forów – tylko z tego powodu, że komputery wciąż najlepiej radzą sobie z przekazywaniem tekstu. No i wyszło szydło z worka. Wyszło na to, że my (naród) zwyczajnie nie umiemy przekładać myśli na formę pisaną. W mowie zawszeć niedobór słów lub nieumiejętność ich składania można nieco zamaskować spontanicznym kaszlem, względnie strategicznie wrzucaną nazwą najstarszej profesji. W piśmie się nie da – pozostaje czarno na białym po wsze czasy (lub do najbliższego padu odpowiedniego serwera). A potem jeden z drugim – lepiej wykształcony a rzadziej komputerów używający – zajrzy do Internetu i gdzie by nie spojrzał, coś takiego na niego wyskoczy, że bezcenne zasoby sieci jawić mu się będą jako globalny śmietnik. Koniec końców pozostaje żal, że komputerowców i Internet poważny-i-prawdziwy-świat traktuje przynajmniej z pobłażaniem. Nie jest to oczywiście jedyny powód takiego stanu, ale jeden z.

Weźmy na dobry początek przykład, który... nikogo już nie razi. Dzień dzisiejszy. W polskim Internecie mało co wydarza się dzisiaj, zdecydowana większość zdarzeń ma miejsce w dniu dzisiejszym. Czytamy: „W dniu dzisiejszym odebrałem przesyłkę”, „Natomiast w dniu dzisiejszym przyjechała do naszej szkoły pani Anna” czy mój faworyt „W dniu dzisiejszym 20 czerwca 2006 r.” Polecam uwadze zabawę z szukaniem w Google’u podobnie nietrafionych fraz. Czasem może się okazać, że reakcja na nie jest bardziej żywiołowa, niż ich spontaniczne pojawianie się – jak to będzie w przypadku „faktu autentycznego”. To było tak na rozgrzewkę.

Na prawdziwą gimnastykę językową zajrzymy do skrzynki e-mailowej:

„jestem zainteresowany pozycją autora poradników” – no nie wiem, chłopie, czy Twoja dziewczyna też nią będzie zainteresowana.

„bardzo cię prosze odpisz mi gdzie jak jestem w krypcie przed tą statułą na naszyjniku co jest napisane bo ja tam nic nie widze napisz co mam przeczytać” – proszę włączyć monitor, to wszystko będzie lepiej widać, łącznie z tym, co się samemu pisze.

„niemoge wejsc do laboratorium i wogle ta gra jest cinezka” – a pamiętasz lekcje polskiego? te dopiero cinezkie były.

„jestem także przodujący w dziedzinie informatyki” – Mateusz Birkut junior.

„wyskakóje mi po około 2-3 minutach napis ‘defendet’ czy coś w tym stylu, chociasz wróg nawet sie jeszcze do mnie nie zbliżył” – może padł ze śmiechu na odległość?

„mam problem z tym ogromnym stworem przypominającym przerośniętego komara z olbrzymim, strzelajacym jasnymi pociskami odwłokiem” – niestety, nie jesteśmy w stanie pomóc, tak to teraz każdy potwór w grach wygląda.

„prubowałem klikać wszędzie gdzie popadnie tak przy najmniej mi sie wydaje więc gdzie musze kliknąć?” – hmm... power off?

I tak można by długo i wesoło – ledwie do skrzynki zajrzałem z brzegu. Co zresztą może się zdarzyć, jeśli Wam przypadnie taka zabawa do gustu. Zaznaczam (disclaimer, disclaimer!), że celem powyższego tekstu nie była potrzeba obrażenia kogokolwiek, a jedynie chęć zwrócenia uwagi na problem i – cóż tu kryć – znalezienia w nim porcji rozrywki. A poza tym... naprawdę nie miałem pomysłu, o czym by tu w dniu dzisiejszym napisać. ;-)

Borys „Shuck” Zajączkowski

P.S. Podobieństwo mojego tekstu do pewnego działu w pewnym czasopiśmie jest mi znane. Bardzo ten dział lubię i cenię od zarania jego dziejów. Serdecznie pozdrawiam wiecie-kogo.

Powiązania do myśli