Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość pozostałe 15 grudnia 2006, 18:30

autor: Redakcja GRYOnline.pl

Myśli nieprzemyślane - Dzień dobry, czy zastałem Jolkę?

Przecież każdy wie, że im gra bardziej realistyczna, tym bardziej interesująca dla graczy i tym lepsza obiektywnie...?

Niedawno, przy okazji prawie że naukowej dyskusji, wyraziłem opinię, iż grywalność stoi w opozycji do realizmu. Mój rozmówca zdziwił się – bo jakże, przecież każdy wie, że im gra bardziej realistyczna, tym bardziej interesująca dla graczy i tym lepsza obiektywnie. Z całą pewnością tak było, a przynajmniej tak się wydawało kilkanaście, nawet kilka lat temu. Czy nadal tak jest dziś, gdy poziom techniczny grafiki pozwala już mieć wątpliwości, co jest zdjęciem a co renderem?

Myśli nieprzemyślane - Dzień dobry, czy zastałem Jolkę? - ilustracja #1

Flight Simulation – gra wydana przez Psion na ZX Spectrum w 1982. Dolną połowę screenu zajmuje pulpit sterowniczy samolotu, a ponad nim widnieje pas startowy lotniska – maszyna podchodzi do lądowania. Jest noc, pobliskie miasto migocze feerią świateł. Nad lasem po prawej stronie kładzie się mgła. ;-)

Jeśli ograniczymy rozważania do gier symulacyjnych – od Flight Simulatorów począwszy, na strategicznych Football Managerach skończywszy – będzie to trywialna prawda. Symulator ma symulować. Ale gdy już wyjdziemy na grunt gier sportowych – też swego rodzaju symulacji, przecież – zauważymy, że fakt, iż komputerowiec-okularnik jest w stanie wygrać mistrzostwa świata w skokach narciarskich nijak się ma do realizmu, jakkolwiek ulgowo byśmy go nie pojmowali. Zadaniem gier jest bowiem dostarczanie rozrywki poprzez umożliwienie graczom bądź osiągnięcia tego, czego w życiu się zdobyć zwykle nie udaje lub wręcz poprzez rzucenie graczy w inną rzeczywistość.

Myśli nieprzemyślane - Dzień dobry, czy zastałem Jolkę? - ilustracja #2

Microsoft Flight Simulator X – wydany 2 miesiące temu.

Jak duża część spośród nas, spędziwszy kolejny dzień w szkole czy w pracy, ma ochotę wróciwszy do domu oddać się grze, w której będzie spędzać kolejny dzień w szkole czy w pracy? Znamienny tu jest przypadek The Sims Online. The Sims oraz The Sims 2 – genialne dzieło Willa Wrighta – to najpopularniejsze gry dla samotnego gracza, jakie kiedykolwiek wydano. Ilekroć jakiś tytuł daje radę, zwykle na krótko, zrzucić Simsy z pozycji lidera, tylekroć jest to temat na newsa. Tajemnicą sukcesu Simsów jednak nie jest ich realizm – niby pozwalają pokierować życiem ludzi, nie orków czy pilotów kosmicznych, ale w tym świecie gracz jest bogiem. Może odreagować, czyli zabawić się i odpocząć. W online’owych Simsach już tego nie było – tam sąsiad mógł mieć – jak w życiu – lepszy samochód, a dojście do czegokolwiek wymagało – jak w życiu – sporych nakładów pracy.

Myśli nieprzemyślane - Dzień dobry, czy zastałem Jolkę? - ilustracja #3

Second Life – która z tych atrakcyjnych dziewczyn prywatnie NIE JEST brzuchatym 40-latkiem?

Nienajgorzej wprawdzie radzi sobie Second Life – jednak tu jej autorzy zdecydowali się na pionierskie oddanie świata gry w ręce graczy. Łącznie z oficjalnym oświadczeniem, że wszystko, co gracze stworzą, jest ich. A jak jest ich, może zostać leganie sprzedane. Gra, która pozwala zarobić realne pieniądze, to najlepszego rodzaju magnes zdawałoby się. A mimo to, jeśli porównamy popularność Second Life z konkurencyjnymi morpegami, okaże się, że gra wypada dość słabo. Koniec końców zarabiać da się w każdym z nich – niekoniecznie legalnie...

Myśli nieprzemyślane - Dzień dobry, czy zastałem Jolkę? - ilustracja #4

Wykres pochodzi ze strony www.mmogchart.comSecond Life znajduje się na poziomie darmowych gier: Tibii i Dofusa. Porównanie z wiodącymi prym morpegami – World of Warcraft, Lineage, Lineage II, RuneScape – nie ma racji bytu, gdyż krzywe ich popularności nie mieszczą się na powyższym wykresie.

Nie będzie szczególnie odważnym wysnucie wniosku, że gracze wolą w grach odkrywać światy nie mające wiele wspólnego z codziennymi widokami z okna.

Wszystko powyższe można uznać za oczywiste. Zajrzyjmy jednak, co się dzieje na podwórku gier zręcznościowych, szczególnie wszelkiego rodzaju FPS-ów, którym ustawicznie obrywa się – słusznie lub nie za bardzo – za przesadną brutalność czy za realizm posunięty do naturalizmu. Weźmy na przykład F.E.A.R. Combat – świetną strzelankę sieciową. Na temat wartości single-playerowego F.E.A.R.-a można dywagować, lecz o jego multiplayerowym komponencie mało złych opinii udaje się słyszeć. W tej grze kule wyrywają dziury w ścianach, sypie się gruz i unosi pył. Eksplozje rzucają sprzętami. Ranni przeciwnicy biegają w skrwawionych kombinezonach, a ciała zabitych bywają... niekompletne. Jest stosunkowo realnie, ale do pewnej granicy.

Myśli nieprzemyślane - Dzień dobry, czy zastałem Jolkę? - ilustracja #5

F.E.A.R. Combat – totalna destrukcja.

Zauważmy wszak, że nie stałoby nic na przeszkodzie (żadne względy techniczne), by sama walka i samo zabijanie przeciwników było bardziej realistyczne. Trafieni mogliby wyć z bólu, łapać się za rany bezskutecznie usiłując zatamować potok krwi. Niezdolni do walki padaliby na kolana błagając o litość, a umierającymi trzęsłaby agonia. Nie byłoby w grze żadnych cudownych apteczek, założenie kamizelki kuloodpornej trwałoby parę minut, ranni wymagaliby przynajmniej paromiesięcznej rekonwalescencji, a zabici nie wracaliby do gry w ogóle. Tylko czy to wciąż byłoby zabawne i grywalne?

Myśli nieprzemyślane - Dzień dobry, czy zastałem Jolkę? - ilustracja #6

Postal 2 – czy większa ilość krwi sprzyja lepszej zabawie?

Od czasu do czasu pojawiają się gry, które te-pewne granice przekraczają. W Soldier of Fortune dało się przeciwnika podzielić na kilkanaście krwawych kawałków. W Postalu 2 można było podpalić miotaczem dziewczynę idącą po ulicy i patrzeć jak umiera w płomieniach, aż się zamieni w kawał spalonego mięsa... Tylko czy to w jakikolwiek sposób wpływało na podniesieie grywalności? Chyba nie...

Myśli nieprzemyślane - Dzień dobry, czy zastałem Jolkę? - ilustracja #7

Soldier of Fortune – brak głowy, wylewające się z brzucha wnętrzności, rany cięte.

Oczywiście pośród graczy, jak i wszędzie indziej, trafiają się psychopaci, jednak mało kto pieje z zachwytu nad brutalnością w grach. Osobiście uważam, że od czasu do czasu takie gry powinny się ukazywać – po to, by pokazać, co się dzieje, gdy te-pewne granice przekroczyć. Faktem jednak niezaprzeczalnym pozostaje, że najpopularniejszymi grami pozostają cukierkowe Simsy, w których gracz jest bogiem i World of Warcraft, w którym po zabitych potworkach pozostaje kilka sztuk złota i np. miecz, tarcza. CBDO. To wszystko, co miałem dziś do napisania.

Borys „Shuck” Zajączkowski

PS. Cytat: „Dzień dobry, czy zastałem Jolkę” pochodzi, wiemy skąd.

PPS. Cytat: „kilka sztuk złota i np. miecz, tarcza” – courtesy of Lordareon.

PPPS. CBDO – w matematyce: koniec dowodu (co było do okazania).

Powiązania do myśli