Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość gry 30 marca 2024, 20:00

Mamy Undergrounda w domu - Juiced rzucało wyzwanie flagowej serii EA

Need for Speed: Underground miał konkurentów, z różnym skutkiem próbujących rzucić mu rękawicę. Jednym z nich było Juiced, które pomimo różnych wad, oferowało szereg unikalnych elementów i mogło wzbudzić zainteresowanie, a nawet się podobać.

Źródło fot. MidJourney
i

Pomimo że Need for Speed: Underground nie był pierwszą produkcją poświęconą tematyce tuningu samochodów i nielegalnych wyścigów na ulicach miast, dzieło firmy Electronic Arts trafiło do świadomości graczy na całym świecie. Jedną z gier, które próbowały uszczknąć kawałek tego tortu dla siebie, było Juiced, wydane w Polsce jako Juiced: Szybcy i gniewni.

Niestety projekt studia Juice Games, z czasem przemianowanego na THQ Digital Warrington, spóźnił się na całą tę „imprezę”. Gdy gra trafiła na rynek, większość tortu została już podzielona pomiędzy innych jej uczestników; oprócz serii Need for Speed, na rynku z powodzeniem funkcjonował cykl Midnight Club, a o swoje udziały zdążyło już upomnieć się również Street Racing Syndicate. Na domiar złego tytuł nie prezentował się tak dobrze, jak potrzebował, by nawiązać realną walkę z tuzami gatunku... co wcale nie znaczy, że nie miał nic ciekawego do zaoferowania.

Ten przegląd nie jest częścią naszego działu Premium. Decydując się na zakup abonamentu, możesz jednak pomóc w tworzeniu większej liczby takich tekstów. Dziękujemy.

Kup Abonament Premium Gry-Online.pl

Szacunek ludzi ulicy

Juiced wyróżniał się na tle konkurencji za sprawą szeregu elementów, z których pierwszym był system reputacji. Osiem dzielnic fikcyjnego Angel City należało do ośmiu zespołów wyścigowych, a o tym, który z nich (i czy którykolwiek) będzie chciał się z nami ścigać, decydowała właśnie reputacja. Szacunek zdobywaliśmy przede wszystkim poprzez wygrywanie kolejnych wyścigów w dobrym stylu czy choćby przez sprzedaż starych aut. Niemniej, mogliśmy go również stracić, przegrywając bądź uszkadzając samochody.

Juiced. Źródło: Juice Games / THQ
Juiced. Źródło: Juice Games / THQ

A skoro o uszkodzeniach mowa – w przeciwieństwie do konkurencji, Juiced zawierało system uszkodzeń, który był zarówno błogosławieństwem dla tego tytułu, jak i przekleństwem dla graczy. Co prawda możliwość zniszczenia auta wyróżniała opisywaną produkcję na tle innych gier tego typu, jednak z drugiej strony obarczała graczy dodatkowymi kosztami; naprawę trzeba było pokryć z własnych, z trudem „ciułanych” środków.

Z trudem, bo jeśli nie poszło nam w danym wyścigu, gra nie pozwalała uruchomić go ponownie, zmuszając nas do zmierzenia się z konsekwencjami swoich poczynań na torze. Na domiar złego wzięcie udziału w wielu wyścigach wymagało od nas uiszczenia wpisowego, przez co w przypadku, gdy nasze konto świeciło pustkami, nie pozostawało nam nic innego, jak czekać na pojawienie się w kalendarzu wydarzenia z darmowymi „wejściówkami”.

Wygrana nie była jedynym sposobem na zarobienie pieniędzy. Inną metodę stanowiło zakładanie się z innymi kierowcami o to, komu uda się zająć wyższą pozycję. Choć trzeba było zachować ostrożność, a mierzenie sił na zamiary często potrafiło wyjść nam bokiem, w ten sposób można było zarobić nawet więcej, niż zdobywając złoty medal. Warto zaznaczyć, że niedawno z podobnego rozwiązania zrobił użytek chociażby Need for Speed Unbound.

Pimp My Ride

A na co, oprócz napraw i wpisowego na kolejne wyścigi, można było przeznaczyć pieniądze? Oczywiście na samochody. Choć zabawę rozpoczynaliśmy skromnie, bo od aut pokroju Hondy CRX czy Peugeota 206 GTI, z czasem w nasze ręce trafiały coraz lepsze „fury” – od Mitsubishi Eclipse 2G przez Mazdę RX-8 po Toyotę Supra, Nissana Skyline’a R34 i Dodge’a Vipera.

Rzecz jasna samochody można było nie tylko kupować, lecz również tuningować, zwiększając ich osiągi oraz dostosowując ich wygląd do naszych indywidualnych preferencji, instalując w nich podzespoły od prawdziwych firm, jak AEM, Alpine, HKS czy APEXi.

Juiced. Źródło: Juice Games / THQ
Juiced. Źródło: Juice Games / THQ

Sport drużynowy

Juiced nie skazywało nas przy tym na działanie w pojedynkę. Gra pozwalała nam założyć własny zespół kierowców i nie tylko brać udział w wyścigach drużynowych, lecz również w pełni zdawać się na swoich kolegów i swoje koleżanki z drużyny, pozwalając im brać udział w kolejnych zmaganiach. Z czasem ich umiejętności rosły, dzięki czemu mogli oni stawać w szranki z coraz groźniejszymi oponentami.

Oprócz trybów dla pojedynczego gracza, Juiced oferowało multiplayer, którego filar stanowiła kariera online. Z innymi graczami mogliśmy ścigać się we wszystkich rodzajach wyścigów znanych z modułów dla „samotników” – począwszy od circuitów (wyścigów z okrążeniami) i sprintów (wyścigów z punktu A do punktu B), przez dragi (wyścigi na prostych odcinkach), a skończywszy na zawodach kaskaderskich.

Początek XXI wieku stanowił okres ciekawych zjawisk na wyścigowej arenie. Najpierw byli Szybcy i wściekli, potem był NFS: Underground, a potem zeszła na nas lawina naśladowców, takich jak Juiced właśnie. Jednak nie myślcie, że dziś już tylko Need for Speed ostał się na placu boju – czyt. ulicznych nocnych gonitw dogłębnie tuningowanych samochodów.

Owszem, Electronic Arts jest ostatnim wydawcą AAA, który jeszcze bawi się tą tematyką, ale romansuje z nią też wcale liczna gromada twórców małego kalibru. Ot, choćby polskie studio Gaming Factory, które w grze Japanese Drift Master zabierze nas na jazdę bokiem po Kraju Kwitnącej Wiśni. Tamże osadzony jest też Apex Point dostępny w Early Accessie, który prezentuje bardziej „organiczne” podejście do sprawy: zanim zaczniemy się ścigać, musimy kupić samochód w komisie i ręcznie przy nim pomajsterkować.

Nadchodzące Night-Runners z kolei jawi się godnym spadkobiercą NFS: Underground 2 (nawet pod względem poziomu grafiki), względnie mniej znanej konsolowej serii Tokyo Xtreme Racer. Obiecującym projektem – choć z mobilnym rodowodem – może być też CarX Street od twórców bardzo popularnego CarX Drift Racing Online. Poza tym na Steamie regularnie pojawia się „drobnica” w podobnym klimacie, która czasem nawet nie wygląda źle. Mówiąc krótko: duch Szybkich i wściekłych nigdzie nie uleciał i ciągle nawiedza branżę gier.

Krzysztof „Draug” Mysiak

Wady, wady...

Juiced nie było grą wolną od wad i między innymi dlatego przeszło bez większego echa. W dniu premiery oprawa graficzna tej produkcji nie imponowała tak bardzo, jak w momencie zapowiedzi (debiut był wielokrotnie przekładany). Konieczność dokonywania płatnych napraw mogła sprawić, że nasze konto zaczynało świecić pustkami, co blokowało nam dostęp do nowych wyścigów. Brak możliwości ponownego uruchomienia danych zawodów potrafił zaboleć, a inni kierowcy z zespołu mieli tendencję do nienaturalnych zachowań i robienia potwornych błędów. Na domiar złego, jeśli zdecydowaliśmy się zlecić udział w wyścigu koledze lub koleżance z zespołu, musieliśmy oglądać ich przejazdy w czasie rzeczywistym – nie było możliwości przyspieszenia lub pominięcia takiego podglądu.

Niemniej po premierze Juiced i mieszanym odbiorze ze strony graczy i recenzentów, autorzy nie złożyli broni, decydując się na przygotowanie kontynuacji. To jednak temat na inną historię...

Jak dzisiaj zagrać w Juiced?

W chwili, w której są pisane te słowa, Juiced próżno szukać zarówno na platformie GOG.com, jak i na Steamie. Ceny pudełkowych wydań tej produkcji zaczynają się natomiast w okolicach 30 zł.

Przydatne mody

Jeśli dzisiaj chcecie zagrać w Juiced, to polecamy skorzystanie z dwóch modów:

  1. Widescreen Fix – w przeciwieństwie do większości gier z tamtej epoki, Juiced obsługuje wysokie rozdzielczości szerokoekranowe. Jednak przy zabawie w proporcjach ekranu innych niż 4:3 dwuwymiarowe elementy interfejsu zostają paskudnie rozciągnięte. Ten mod to naprawia, a dodatkowo pozwala konfigurować szerokość pola widzenia (FOV/Field of View).
  2. JuicedFixes – ten mod naprawia szereg problemów gry, które są częste na współczesnych pecetach, takich jak np. błąd związany z wirtualną pamięcią powodujący zawieszanie się silnika. Dodaje także pełną obsługę współczesnych padów przez XInput.

Krystian Pieniążek

Krystian Pieniążek

Współpracę z GRYOnline.pl rozpoczął w sierpniu 2016 roku. Pomimo że Encyklopedia Gier od początku jest jego oczkiem w głowie, pojawia się również w Newsroomie, a także w dziale Publicystyki. Doświadczenie zawodowe zdobywał na łamach nieistniejącego już serwisu, w którym przepracował niemal trzy lata. Ukończył Kulturoznawstwo na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Prowadzi własną firmę, biega, uprawia kolarstwo, kocha górskie wędrówki, jest fanem nu metalu, interesuje się kosmosem, a także oczywiście gra. Najlepiej czuje się w grach akcji z otwartym światem i RPG-ach, choć nie pogardzi dobrymi wyścigami czy strzelankami.

więcej