Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość pozostałe 21 kwietnia 2007, 21:00

autor: Marzena Falkowska

Ludo ergo sum - Czy gry są sztuką?

Jeśli przyjmiemy, że jedną z podstawowych funkcji sztuki jest budzenie emocji, a twórcy elektronicznej rozrywki to artyści z wizją – wtedy z pewnością gry uznać można za sztukę. Jeśli uznamy, że gry to komercyjne produkty tworzone przez rzemieślników, by zapewnić nam rozrywkę i wyciągnąć nieco grosza z naszych kieszeni – wtedy trudno myśleć o nich jako o sztuce. W obu przypadkach będziemy mieć rację, bo oba te podejścia tak naprawdę nie wykluczają się.

Ludo ergo sum – gram, więc jestem. Powiało grozą i patosem, ale nie uciekajcie jeszcze. Zapraszam do nowego cyklu tekstów poświęconych kulturze (czy też, jak kto woli, popkulturze) grania. Spróbujemy w nim spojrzeć na elektroniczną rozrywkę z nieco szerszej perspektywy. Jakie miejsce zajmują gry we współczesnym świecie i wśród innych mediów? Jaki mają wpływ na nasze życie i społeczeństwo? Co to znaczy być graczem? A także, na przykład, jaką rolę w grach odgrywa religia czy hmm... seks? Będzie poważnie i niepoważnie, czasem kontrowersyjnie, ale – mam nadzieję – zawsze ciekawie. Zatem tych, którzy nie boją się, ekhem, tak zwanego poszerzania horyzontów, zapraszam do dalszej lektury. W końcu... ludo ergo cogito :)

Na początek – dlaczego nie? – rzucamy się na głęboką wodę. Czy gry są sztuką? Jest to pytanie z gatunku tych, na które odpowiedzi jest tyle, ile dyskutantów, a i tak nie jest możliwe dojście do ostatecznych wniosków. Podobnie, jak „czy bóg istnieje” albo „co jest lepsze – pecet czy konsola” :)

Cóż, moja odpowiedź na pytanie „czy gry są sztuką?” jest prosta: nie ma to większego znaczenia. Przede wszystkim trudno jest zdefiniować sztukę jako taką, a co za tym idzie – to, czy coś do niej należy, jest tylko i wyłącznie przedmiotem subiektywnego postrzegania. Mało kto zaprzeczy, że Mona Lisa jest dziełem sztuki, ale pisuar albo genitalia na krzyżu? Opinie będą podzielone. Podobnie jest z grami. Z pewnością produkcje takie jak Shadow of the Colossus, Okami czy Metal Gear Solid mają zacięcie artystyczne, ale co ze strzelaniem do prostytutek czy układaniem wirtualnych klocków, żeby użyć przykładów obrazujących dwa najczęściej stawiane grom zarzuty – brutalność i dziecinność?

Ludo ergo sum - Czy gry są sztuką?     - ilustracja #1

Fontanna Marcela Duchampa (1917) i Okami Clover Studio (2006). Sztuka wiele ma imion.

Jeśli przyjmiemy, że jedną z podstawowych funkcji sztuki jest budzenie emocji, a twórcy elektronicznej rozrywki to artyści z wizją – wtedy z pewnością gry uznać można za sztukę. Jeśli uznamy, że gry to komercyjne produkty tworzone przez rzemieślników, by zapewnić nam rozrywkę i wyciągnąć nieco grosza z naszych kieszeni – wtedy trudno myśleć o nich jako o sztuce. W obu przypadkach będziemy mieć rację, bo oba te podejścia tak naprawdę nie wykluczają się.

Warto wspomnieć, że również wśród samych twórców gier zdania na ten temat są podzielone. Przytoczmy słowa dwóch deweloperów – jeden przekonuje, że gry są najwyższą formą sztuki, drugi mówi, że bliżej im do, za przeproszeniem, pornografii...

Denis Dyack z Silicon Knights (m.in. Blood Omen: Legacy of Kain): “Myślę, że gry są prawdopodobnie najbardziej zaawansowaną z dotychczas znanych form sztuki. Nie tylko zawierają w sobie wiele tradycyjnych jej przejawów (tekst, dźwięk, film, obraz), ale również łączą je z interaktywnością. Tworzy to coś unikalnego, coś, co wykracza poza wszystkie inne media. Innymi słowy, w grze można zawrzeć film, ale w filmie nie można zawrzeć gry”.

David Cage z Quantic Dream (m.in. Fahrenheit): “Większość gier wprowadza zamęt w narracji, podobnie zresztą dzieje się w filmach porno. Kilka minut poświęca się na przedstawienie sytuacji, tła i bohaterów, potem następuje sekwencja akcji, dalej znów nieco historii, by przygotować podłoże dla następnej sekwencji akcji i tak dalej. Nikt nie przejmuje się opowieścią, ponieważ nie jest to kluczowy składnik doświadczenia. W grach, podobnie jak w filmach porno, użytkownikom chodzi o akcję”.

Co ciekawe, pewną analogię w kwestii zarówno artystycznej dojrzałości gier, jak i ich społecznego postrzegania, znaleźć można w przypadku dwóch innych dwudziestowiecznych mediów: kina i komiksu. Kino w latach 1894-1940 przeszło długą drogę od jednominutowych, niemych, czarno-białych scenek do pełnometrażowych, kolorowych, złożonych fabularnie filmów. Elektroniczna rozrywka istnieje „dopiero” od ponad 30 lat i bardzo możliwe, że wkrótce „dorośnie” (jakkolwiek miałoby to wyglądać). Innymi słowy, wraz z nowymi możliwościami technicznymi pojawią się nowe środki artystycznego wyrazu, a wraz z nimi zachęta do tworzenia bardziej dojrzałych gier. W przypadku komiksu z kolei zaobserwować mogliśmy, jak z infantylnych, odżegnywanych od czci i wiary, ale uwielbianych przez dzieci historyjek z lat 30. medium to ewoluowało do oryginalnych, głębokich i uznanych za sztukę opowieści – wystarczy wymienić dzieła Neila Gaimana, Alana Moore’a czy Franka Millera.

Czy gry w przyszłości czeka podobna nobilitacja? Wysoce prawdopodobne. Póki co jednak, zamiast zastanawiać się i przejmować, czy elektroniczna rozrywka jest sztuką i czy jest za taką uważana, po prostu korzystajmy z jej dobrodziejstw. W końcu chodzi przede wszystkim o zabawę.