autor: Patryk Kubiak
Lauren Hissrich wypowiedziała się na temat kobiet w Wiedźminie
Jednym z najpoważniejszych zarzutów fanów wobec scenarzystów netflixowego Wiedźmina było zepchnięcie Geralta na drugi plan w jego własnym show. Inne spojrzenie na ten temat proponuje showrunnerka produkcji, Lauren Schmidt Hissrich.
Sądziłam, że postaci kobiece u Sapkowskiego są niesamowicie silne. Są ukazane w sposób, jakiego wcześniej nie widziałam w gatunku fantasy. Nie są wyidealizowane, nie są perfekcyjne. Ich wady doprowadzają je do ich największych atutów. Myślę, że to naprawdę piękne przedstawienie kobiet.
Tak o kobietach i ich roli w Wiedźminie Netflixa wypowiedziała się showrunnerka produkcji, Lauren Schmidt Hissrich. Wątek ten stał się jednym z głównych tematów dyskusji dla fanów wiedźmińskiego świata. „Za mało Geralta, za dużo kobiet!” – dało się zewsząd usłyszeć niezadowolone głosy.
W końcu jednak musiała pojawić się odpowiedź ze strony twórców. I – jak się okazuje – Hissrich wychodzi z założenia, że nie zwiększyła udziału Yennefer, Ciri czy Triss w przedstawionej historii kosztem Geralta. Jej zdaniem już w prozie Andrzeja Sapkowskiego kobiety stanowiły jeden z filarów opowieści, a ona wyłącznie zmieniła perspektywę, z której oglądamy przygody Białego Wilka.
Chciałam wziąć te kobiety i upewnić się, że pozostaną w centrum naszej historii obok Geralta. Mimo że czułam, iż te kobiety były silne, nie zawsze był przedstawiany ich punkt widzenia. Były ukazywane przez pryzmat Geralta.
To kwestia perspektywy narratora. Wchodząc w projekt jako kobieta, która opowiada historię, chciałam się upewnić, że oko kamery jest skierowane na nie w ten sam sposób jak na Geralta, ponieważ głęboko wierzę, że im ciekawsze są wszystkie nasze postacie, tym lepsze są ich interakcje.
Być może wyda się to niepopularne, ale podzielam (tę konkretną!) opinię showrunnerki. Nie mam problemu z tym, by w serialowym Wiedźminie reprezentacja kobiet była silna, by wokół nich toczyła się znaczna część fabuły. Kłopotem dla mnie jest sama intryga, która – powiedzmy sobie szczerze – została napisana przez scenarzystów w sposób koślawy, a mimo jej mierności cały sezon orbitował wokół niej. Do tej pory oblewa mnie zimny pot, gdy wspominam finałowy odcinek i matkę potworów Daene… przepraszam, Ciri!