Kwietniowy przegląd gier niedostrzeżonych i niekochanych
Kwietniowa cisza przed majową burzą – taki był mój roboczy pomysł na tytuł drugiego odcinka przeglądu. Roboczy i ostatecznie niewykorzystany, bo nie oddałby sprawiedliwości niszowym perłom, które objawiły nam się w minionym miesiącu. Mniej wcale nie znaczy gorzej.
Czytelnik każe, redaktor musi. Tak po prawdzie nie zamierzałem czynić ze swojego marcowego przeglądu inauguracji całego cyklu – grzechem byłoby jednak pozostawić tak serdeczny odzew bez odpowiedzi (i nie podziękować zań – dziękuję!). Zapraszam zatem na kwietniowy przegląd gier „niedostrzeżonych i niekochanych”.
Nie będę ukrywał, że drugi odcinek okazał się większym wyzwaniem niż pierwszy. Miniony miesiąc nie przyniósł aż tylu perełek, które same wyskakiwałyby z mojej głowy na papier, krzycząc: „Napisz o mnie!”. Tym razem musiałem uważniej przyglądać się liście premier na Steamie i wynotowywać gry, o których nigdy wcześniej nie słyszałem – nie minęła połowa miesiąca, a lista składała się już z dobrych dwóch dziesiątek pozycji do przesiania…
Nie nużąc dłużej wstępem, zachęcam do zapoznania się z wyborem niszowych kwietniowych premier, które uznałem za najbardziej interesujące (tematycznie, stylistycznie, gameplayowo czy jakkolwiek inaczej). Czekam też na komentarze z Waszymi znaleziskami.
Before Your Eyes
Zacznę od gry, której w zasadzie nie powinno tutaj w ogóle być. Mając 2 tys. recenzji na Steamie, z czego 99% jest pozytywnych, Before Your Eyes nie cierpi ani na niedostrzeżenie, ani niekochanie. Ruch na wpisie tego tytułu w naszej Encyklopedii mówi mi jednak, że umknął on Waszej uwadze. Naprawmy to.
Z jakim tworem mamy tutaj do czynienia? Najprościej rzecz ujmując: to „symulator chodzenia” bez chodzenia. Do sterowania w tej grze używa się wyłącznie myszy i… własnych powiek. Grając z podłączoną kamerką internetową (opcjonalnie), akcję popychamy naprzód poprzez mruganie. Otwiera to wielce interesujące możliwości w zakresie interakcji z grą, a przy tym podbudowuje imersję – takie rozwiązanie ma solidne uzasadnienie w fabule, która koncentruje się na przeglądaniu wspomnień oczami zmarłego artysty Benjamina Brynna. Zresztą to opowieść właśnie, a nie nowatorskie rozwiązania w rozgrywce, jest najmocniejszą stroną tego tytułu. Before Your Eyes chwyta za serce i dostarcza emocji o sile porównywalnej, dajmy na to, z What Remains of Edith Finch. Gorąco polecam.
- Recenzja Before Your Eyes na Gamepressure.com
- Before Your Eyes w Encyklopedii Gier
- Before Your Eyes na Steamie
Hitchhiker
Spójrzcie tylko, jeszcze jeden „symulator chodzenia” bez chodzenia. Ciekawy miesiąc, czyż nie? Hitchhiker idzie w ślady filmu Locke, dowodząc raz jeszcze, że samochód może być interesującym miejscem akcji – tj. również wtedy, gdy deweloperzy nie sadzają gracza za kierownicą. Jako tytułowy autostopowicz bierzemy udział w onirycznej podróży, w której znakomite dialogi z kierowcami prowadzą nas tropem tajemnic skrywanych przez bohatera (przed sobą samym), a narrację umilają interakcje – nierzadko intrygująco abstrakcyjne – z zaskakująco „klikalnym” otoczeniem. Warto spróbować.
We Are the Caretakers
Zmieńmy płytę i zamiast kolejnej przygodówki przyjrzyjmy się dla odmiany strategii. To gatunek, którego przedstawicieli zwykle zbywam obojętnym wzruszeniem ramion – chyba że trafię na wyjątkowo zajmującą koncepcję. Na przykład wizję przyszłości w konwencji afrofuturyzmu, w której kierowany przez gracza oddział protektorów strzeże zagrożonej wyginięciem fauny swojego świata – inspirowanego kulturami i krajobrazami Afryki – przed kłusownikami. Względnie interesujący jest też gameplay, uwzględniający nie tylko toczenie taktycznych starć, ale również roztrząsanie spraw polityki i dyplomacji. A gdyby ktoś miał wątpliwości co do intencji twórców, dodam, że 10% przychodów ze sprzedaży gry trafia do funduszu na rzecz ochrony nosorożców. Szkoda, że tych przychodów jest na razie niewiele, sądząc po raptem kilkunastu recenzjach na Steamie – oby z biegiem wczesnego dostępu sytuacja się polepszyła.
Hobo: Tough Life
Jeszcze intensywniej niż przy strategiach gimnastykę wzruszającymi ramionami uprawiam na ogół wobec gier survivalowych. W moim odczuciu bieganie po dziczy z patykami i opędzanie się od wilków czy zombie stało się ździebko oklepane. Co innego survival rozgrywający się wewnątrz społeczeństwa, w samym sercu cywilizacji – „zerpegizowany” symulator bezdomnego, który próbuje wiązać koniec z końcem w wielkim mieście (tylko proszę mi tu nie wysuwać skojarzeń z Bum Simulatorem; już lepszym punktem odniesienia byłoby Pathologic). Jeszcze ciekawiej robi się, gdy weźmiemy pod uwagę otoczkę. Akcja toczy się w Europie Środkowej, w fikcyjnym kraju, gdzie właśnie dokonuje się transformacja po upadku komunistycznego reżimu, a mieszkańcy usiłują odnaleźć się w nowej, kapitalistyczno-demokratycznej rzeczywistości. Brzmi (nie)przyjemnie znajomo, prawda?
Insurmountable
Skoro zacząłem zagłębiać się w gatunki, do których moje serce z reguły się nie rwie, podsunę Wam jeszcze propozycję gry z kategorii roguelike. Na uwagę zasługuje już sam fakt, że esencji rozgrywki nie stanowi tutaj zabijanie – co najwyżej zabijanie się. Kierujemy alpinistami (albo raczej po prostu wspinaczami – góry generowane proceduralnie po każdym zgonie raczej nie mają wiele wspólnego z którąkolwiek prawdziwą formacją skalną na Ziemi), którzy przeżywają zaskakujące przygody i narażają się na przeróżne zagrożenia, podejmując próby zdobycia najniebezpieczniejszych szczytów. Tak po prawdzie Insurmountable równie dobrze moglibyśmy nazwać survivalową przygodówką, ale już mniejsza o etykietki. Liczy się to, że studio ByteRockers’ Games stworzyło pozycję oryginalną, grywalną – i godną wyróżnienia.
Kwiecień przyniósł również premiery dwóch gier, o których pisałem już w poprzednim miesiącu, więc przypomnę je tylko pokrótce:
- Colony Ship (wczesny dostęp) – kolejny duży projekt RPG twórców The Age of Decadence, tym razem osadzony w posępnych realiach science fiction. Bardzo pozytywne oceny na Steamie sugerują, że miłośnicy TAoD poczują się tu jak w domu; reszta przed zakupem może wypróbować wersję demo.
- Lost Words: Beyond the Page – nietuzinkowa platformówka o dwóch obliczach, która opowiada budzącą emocje historię pewnej dziewczynki i jej pamiętnika. Nie doczekała się zbyt licznych recenzji (niestety), ale te, które są, dowodzą niezbicie, że warto dać szansę tej niepozornej grze.
Bonus: dema kwietnia
Również wersji demonstracyjnych do zaproponowania mam trochę mniej niż w zeszłym miesiącu – i są to głównie rekomendacje, którymi chcę przygotować Was choć trochę na majowy potop premier.
Papetura
Ta polska perełeczka powstaje od czasów, do których już nawet nie potrafię sięgnąć pamięcią, ale wiele wskazuje na to, że 7 maja wreszcie wyląduje na naszych „twardzielach” (hmm… to określenie chyba trochę się zdezaktualizowało w dobie dysków SSD, nie?). To przygodówka point-and-click, której największym atutem bez dwóch zdań będzie warstwa wizualna – zespół Petums tworzy ją w oparciu o własnoręcznie sklejane i digitalizowane papierowe makiety, które wyglądają o-błęd-nie. Tak „charyzmatycznej” grafiki nie oferują chyba nawet gry studia Amanita Design. Demo, choć króciutkie, daje zaś szansę przekonania się, że i w temacie rozgrywki Papetura nie ma się czego wstydzić.
The Longest Road on Earth
Przyjęło się drwić z „symulatorów chodzenia” i ich mozolnego tempa czy gameplayowego ubóstwa, ale The Longest Road on Earth, choć korzysta z perspektywy bardziej typowej dla przygodówek, zostawia je w pokonanym polu pod oboma tymi względami. I bynajmniej nie należy postrzegać tych cech jako mankamentów – dzieło studia Brainwash Gang po prostu nie jest grą, lecz doświadczeniem. Śledzimy losy czterech postaci, które wykonują prozaiczne, codzienne czynności – i mija wiele chwil, zanim złapiemy się na tym, że na ekranie prawie nic się nie dzieje, bo szczątkowe widowisko znakomicie uzupełniają piosenki, które nasuwają skojarzenia z Life Is Strange, budując niesamowity klimat. Efekt: kompletna hipnoza.
Mind Scanners
Skoro omawiam Mind Scanners, nie mogę nie wspomnieć na marginesie o jeszcze jednej kwietniowej premierze. Silicon Dreams to swoista „egranizacja” otwierającej sceny przesłuchania z Blade Runnera – w tej cyberpunkowej przygodówce prowadzimy rozmowy z androidami podejrzanymi o zachowania niezgodne z regułami systemu. W steamowych recenzjach, z których 100% jest pozytywnych, przewijają się pochwały pod adresem sugestywnego klimatu tudzież znakomicie napisanych i imponująco rozgałęzionych dialogów. Możecie to sprawdzić sami, pobierając demo ze Steama.
Papers, Please to jeden z tych wpływowych tytułów, który od czasu do czasu popycha deweloperów do tworzenia gier naśladujących go (dobrze, że nie za często – inaczej musielibyśmy pomyśleć o wydzieleniu dla nich osobnego podgatunku i nazwać go… paperspleaselike?). Dla odmiany Mind Scanners rozgrywa się w dystopijnej cyberpunkowej rzeczywistości, a zadaniem gracza jest skanowanie i przesłuchiwanie obywateli pod kątem wszelkich niepokojących „odchyłów” od jedynej słusznej normy. Gdy stwierdzimy nieprawidłowości – a raczej stwierdzimy, jeśli chcemy jeszcze kiedyś zobaczyć swoją córkę – przystępujemy do „prostowania” poglądów i osobowości przy użyciu rozmaitych retrofuturystycznych wihajstrów. Wbrew pozorom, w tym wszystkim podobieństw do Papers, Please jest naprawdę sporo – wliczając w to klimat i grywalność.
Freud’s Bones
Na koniec pozycja niepozorna, lecz intrygująca – bo i skupiona na intrygującej postaci, jaką niewątpliwie był Sigmund Freud. Jeśli nie dacie się odstraszyć „oszczędnej” grafice i sporej masie tekstu do przyswojenia, odkryjecie interesującą grę, w której przejmujemy kontrolę nie tyle nad Freudem, co nad… tajemniczym bytem (aniołem? demonem?) przejmującym kontrolę nad Freudem. Tak, to nieco zawiłe. Tak czy owak oto nadarza się okazja, by bliżej poznać twórcę psychoanalizy w późnym okresie życia (połowa lat 20. XX wieku), gdy w jego głowie panował już nielichy zamęt. Rzecz jasna, jedną z istotniejszych części rozgrywki jest przyjmowanie pacjentów i poddawanie ich terapii z użyciem słynnej kozetki. Nie zdziwcie się tylko, gdy gra będzie nakłaniała Was do przyswojenia sobie sporej części prac Freuda, zanim pozwoli Wam mieszać w głowie wirtualnym ludziom…